*Percy*
-JACKSON!!!- Usłyszałem zimny głos Hadesa.
Wszedłem sali tronowej. -Czego?!
-Grzeczniej do wuja bo pożałujesz.
-Co mi zrobisz? Już jestem w piekle.
-Uwierz mi mogę dużo. -Zaśmiał się. -Mam dla ciebię prezent.
-Prezent? Dlaczego?
-Bo Demeter wyjechała. Żegnaj owsianko! -Wykrzyczał. -A jeśli chodzi o niespodziankę to przewrócę ci życie.
Tak za nic?
-Nie przesadzajmy aż taki dobry nie jestem. Musisz coś dla mnie zrobić.
-A jeśli odmówie?
-Wtedy nigdy jej nie zobaczysz. -Pstryknął palcami i kołomnie zamigotał obraz Ann. Szła ubrana na czarno na twarzy miała lekki makijaż. Nawet w podziemiu mogłem dostrzec jej piękno -Szkoda by było gdyby znalazła sobie kogoś innego. Prawda? Na przykład ten Jason. Chcesz żeby zajął twoje miejsce?
Zacisnąłem pięści. -Co mam zrobić?
-Wiedziłem że się zgodzisz. -Na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. -Tak się składa, że mam tutaj córke. Chcę żebyś ją zaprowadził do obozu.
-I tyle?
-Nie zupełnie. Nie do twojego tylko do obozu Jupiter.
-To jest jakiś inny?
-Tak. Rzymski. Tylko nie mów tam, że jesteś synem Posejdona.
-Dlaczego?
-Bo cię zabiją matołku. Musisz powiedzieć, że jesteś od Neptuna.
-To wszystko? -zapytałem już trochę znudzony.
-Tak idź na łąki Asfodelowe i zapytaj o Hazel. Gdy ją znajdziesz otworzę portal.
Wyszedłem z sali. Głupi Hades. Głupia śmierć. Usłyszałem grzmot. Czy to wogóle możliwe?
W drodze na łąki po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie. Czy Ann mi wybaczy? Bo co mi po powrocie jeśli jedyna osoba którą kocham nie będzie chciała mieć ze mną doczynienia.
Podszedłem do strażników. -Widzieliście Hazel?
-Kto pyta?
-Percy Jackson. Przysyła mnie Hades, więc jeśli nie chcecie zostać przerobieni na zabawkę dla Cerbera ruszcie kościste dupy i pokażcie mi gdzie ona jest.
Przerażeni wskazali na dziewczynę siedzącą pod drzewem.
Podbiegłem do niej szybko. -Cześć Hazel jestem Percy.
-Skąd znasz moje imię?
-Twój ojciec mnie przysłał. Chodź zabiorę cię stąd.- Podałem jej rękę.
Przed nami otworzyło się przejście. Weszliśmy w nie niepewnie.
*Jason*
Zauważyłem, że Piper wychodzi z domku, więc szybko do niej podbiegłem.
-Hej.
Nic nie odpowiedziała tylko poszła dalej.
Złapałem ją za rękę.
-Co? -Zdziwiła się. -O. Cześć. Nie zauważylam cie.
-Zdąrzyłem się połapać. O czym tak rozmyślasz?
-Myślę o tym co się ostatnio wydarzyło.
-No to trzeba cię od tego odciągnąć. Chodź.
-Ale gdzie?
-Na spacer. -Zaśmiałem się.
Przez chwilę szliśmy w ciszy.
-Pipes. -Zacząłem. -Bo ja od dawna się zbieram żeby ci coś powiedzieć.
-Co takiego?
-Bo ja cię lubię.
-Tak ja też. -Uśmiechnęła się. -Muszę już iść.
Odwróciła się, a ja ją złapałem za nadgarstek. -Nie w tym sensie. -Pocałowałem ją.
-Jason czy ty...
-Tak. -Przerwałem jej. -Piper zostaniesz moją dziewczyną?
Żuciła mi się na szyję. -Co tak długo?
Przez niebo przeszła błyskawica i zaczęła bić koncha na niespodziewane zebranie, więc pobiegliśmy w stronę wielkieg domu.
*Piper*
Wbiegliśmy do środka. Nawet Ann tam była.
-Chejronie co się dzieje?
-Nie mam pojęcia, ale trzeba skontaktować się z radą. -Wrzucił drachme w mgiełkę i kazał się. połączyć- Zeusie co się stało?
-Nie mam czasu wam wszystkiego wyjaśniać, ale to co zrobił mój brat jest karygodne.
-Posejdon?
-Nie Hades. Chociaż Posejdon też jest winny.
-Dobrze dziękuję. -Centaur machnął ręką i wrzucił kolejną monetę. -Zbankrutuję niedługo.
-Co za zaszczyt mnie spotkał. -Zaśmiał się pan podziemia.
-Bogowie są wściekli. Hadesie co zrobiłeś?
-Jak to co? Wypuściłem go
*Percy*
Przeszliśm przez rzekę. Przed nami zgromadziła się armia uzbrojonych półbogów.
-Kim jesteście? -Do przodu wystąpiła jakaś dziewczyna.
-To jest Hazel Levesque córka Plutona, a ja jestem Percy Jackson syn Neptuna.
-Neptuna? -Powiedział jakiś wychudzony blond. -Udowodnij.
Uniosłem rękę i skierowałem wodę prosto na niego. Chłpak upadł cały mokry. -Teraz mi wierzysz?
-Dobrze. -Znowu odezwała się dziewczyna- Możecie zostać.
-Nie dokińca. Ja tylko przyprowadziłem Hazel.
-Żartujesz sobie. -Wtrącił chucherko. -Nie wyjdziesz stąd bez mojej zgody.
-Bo co mi zrobisz?
-Jestem Oktawian. Pretor...
-Nie jestes pretorem. -Przerwała mu.
-Ale będę. Tak czy inaczej zabije cię.
-Mam się bać?
-Powinieneś.
-Powiedział koleś z pluszakiem w ręce. -Zaśmiałem się.
-Ty mały...
-Spokój! Jestem Reyna córka Bellony i proponuje żebyś został na noc. Potem się zobaczy.
Ponieważ byłem zmęczony przystałem na jej propozycje i razem z Hazel ruszyliśmy za rzymianką.
Pomimo tego, że
czuję się fatalnie to
wstawiam wam rozdział.
Za bardzo was kocham <3
Czytasz? KOMENTUJ
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
Króciutkie info
Chciałam wam wstawić dzisiaj
rozdział, ale nie dam rady.
Powód?
Boli mnie głowa, brzuch i wymiotuję.
Bardzo was przepraszam :(
Błagam o wybaczenie
niedziela, 27 kwietnia 2014
Rozdział 32
Zabraliśmy ciało Percy'ego do obozu.
Chejron ogłosił śmierć syna Posejdona przy kolacji. Koordynator odwołał też wszystkie treningi i ogniska do końca tygodnia, ale nikt nie miał mu tego za złe. Pierwszy raz widziałam tylu ludzi pogrążonych w smutku i rozpaczy.
Kuźnie Hefajstosa ucichły, dzieci Aresa przestały walczyć, wandale od Hermesa nie kradły. Nawet córeczki Afrodyty przestały martwić się o swoją fryzurę.
Jednak najbardziej szkoda mi było Annabeth.
Biedaczka siedziała w domku Posejdona wypłakując się w poduszkę i wzdychając z tęsknoty za swoim chłopakiem.
Postanowiłam do niej pójść.
Zapukałam delikatnie w drzwi. Córka Ateny mi je otworzyła.
-Hej
-Hej. -Odpowiedziała zachrypniętym głosem.
-Mogę wejść?
Wpuściła mnie do środka. Nigdy nie byłam w domku Percy'ego. Wyglądał jak dno oceanu i pachniało tu morską bryzą. Tylko jedno łóżko wyglądało jakby ktoś go używał. Na szafce stało zdjęcie dwojga nastolatków patrzących na siebie z miłością.
-Pamiętam ten dzień. -Odezwała się. -Percy zrobił piknik.
Zauważyłam że uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tamtej chwili.
-Musiał być wspaniały.
-Był.
Usiadłam na łużku, a Annabeth oparła głowę o moje ramię.
-To wszystko moja wina.
-Nie mów tak.
-Ale to prawda. Gdybym wtedy nie wyszła z hotelu...
-Przestań. -przerwałam jej. -Fata są okrutne, ale wszystko będzie dobrze.
-Bez Glonomóżdżka nie będzie. -Łzy napłynęły jej do oczu. -Gdyby coś takiego stało się Jasonowi też byś tak mówiła.
-Tylko że Jason i ja...
-Tak wiem. -Przerwała mi. -Ale widzę jak na niego patrzysz. To samo widziałam w oczach Percy'ego.
Córka Ateny się rozpłakała.
-Nie płacz. -Powiedziałam łagodnie.
-Na jutro musisz być piękna. Dla niego.
Chejron ogłosił śmierć syna Posejdona przy kolacji. Koordynator odwołał też wszystkie treningi i ogniska do końca tygodnia, ale nikt nie miał mu tego za złe. Pierwszy raz widziałam tylu ludzi pogrążonych w smutku i rozpaczy.
Kuźnie Hefajstosa ucichły, dzieci Aresa przestały walczyć, wandale od Hermesa nie kradły. Nawet córeczki Afrodyty przestały martwić się o swoją fryzurę.
Jednak najbardziej szkoda mi było Annabeth.
Biedaczka siedziała w domku Posejdona wypłakując się w poduszkę i wzdychając z tęsknoty za swoim chłopakiem.
Postanowiłam do niej pójść.
Zapukałam delikatnie w drzwi. Córka Ateny mi je otworzyła.
-Hej
-Hej. -Odpowiedziała zachrypniętym głosem.
-Mogę wejść?
Wpuściła mnie do środka. Nigdy nie byłam w domku Percy'ego. Wyglądał jak dno oceanu i pachniało tu morską bryzą. Tylko jedno łóżko wyglądało jakby ktoś go używał. Na szafce stało zdjęcie dwojga nastolatków patrzących na siebie z miłością.
-Pamiętam ten dzień. -Odezwała się. -Percy zrobił piknik.
Zauważyłam że uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tamtej chwili.
-Musiał być wspaniały.
-Był.
Usiadłam na łużku, a Annabeth oparła głowę o moje ramię.
-To wszystko moja wina.
-Nie mów tak.
-Ale to prawda. Gdybym wtedy nie wyszła z hotelu...
-Przestań. -przerwałam jej. -Fata są okrutne, ale wszystko będzie dobrze.
-Bez Glonomóżdżka nie będzie. -Łzy napłynęły jej do oczu. -Gdyby coś takiego stało się Jasonowi też byś tak mówiła.
-Tylko że Jason i ja...
-Tak wiem. -Przerwała mi. -Ale widzę jak na niego patrzysz. To samo widziałam w oczach Percy'ego.
Córka Ateny się rozpłakała.
-Nie płacz. -Powiedziałam łagodnie.
-Na jutro musisz być piękna. Dla niego.
*Annabeth*
Dlaczego wszyscy mnie okłamują? Mówią, że będzie dobrze chociaż ja wiem że nie będzie.
Oddałabym wszystko żeby móc go przytulić, pocałować albo usłyszeć jego ciepły głos. Jak szepcze mi do ucha "Kocham cię".
Przyjrzeć się jego zielonym oczom w ktore mogłabym patrzeć godzinami.
Teraz są zamknięte.
Z wielką niechęcią wstałam żeby się ubrać. Wolałabym żeby ten dzień nigdy nie nastąpił.
Ubrałam czarną sukienkę do kolan, buty na niskim obcasie i nałożyłam lekki makijaż żeby ukryć czerwone od płaczu oczy . Poczym wyszłam z domku.
***
-Chejronie mogę się z nim pożegnać?
-Nie mam nic przeciwko.
Weszłam do pokoju w którym stała trumna.
Percy wyglądał tak niwinnie. Zupełnie jakby spał.
-Ty nie umarłeś. -Zaczęłam do niego mówić. -Ty poprostu zasnąłeś. A teraz proszę obudź się.
Chciałam położyć dłoń na jego policzku, ale nie mogłam ponieważ jego ciało zaczęło migotać. Zawołałam koordynatora.
Centaur spojrzał z przerażeniem na rozmywającą się postać mojego chłopaka.
Po chwili w trumnie została tylko karteczka.
Dziękujemy za skorzysanie z naszych usług.
HADES- i śmierć staje się piękniejsza.
-Nie dobrze -Zaczął z przerażeniem Chejron. -Jeśli Hades zabiera ciało do krainy cieni to oznacza że będzie chciał go torturować.
No i jest. Ja taka dobra
Dramaty idą mi szybciej :)
Czytasz? KOMENTUJ
piątek, 25 kwietnia 2014
Rozdział 31
*Annabeth*
Ile można czekac na Thalię? A gdy w końcu się zjawiła to co? Wzięła tych nowych.
-Po co oni tutaj?
-Jason powiedział, że powie Chejronowi jeśli ich nie weźmiemy.
-Super. Jeszcze masz brata szantażystę.
-Ej my chcemy tylko pomóc. -Odezwał się.
-Prosiłam cię o zdanie? Cyba nie. -Warknęłam
-Dwójka dzieci Zeusa jest lepsza od dwóch dziewczyn.- Pozostała dwójka jego kolegów się przypatrywała.
-Świetnie w dodatku się wywyższa. Jeśli tak bardzo chcesz iśc to zamknij jadaczkę. - Ruszyłam do przodu.
-Gdzie idziemy? -Tym razem odezwała się Thalia.
-Do sklepu cioci Em.
-Co?! Skąd wiesz, że tam go znajdziemy?
-Percy powiedział, że wszędzie są posągi. Tak?
-Tak. Ale co ma z tym wspólnego sklep?
-Gdy byliśmy na pierwszej misji ciocia Em zwabiła nas do swojego sklepu.
-No i co?
-Nie rozumiesz? Cioci Em czyli Meduza.
-Czyli idziemy do kryjówki Meduzy? - Wtrąciła Piper.
-Dokładnie.
-A skąd wiesz, że twój chłopak nie został zmieniony w kamień?
-Bo gdy Percy ostatnim razem odciął jej głowę trafiła do tartaru i jeszcze nie zdążyła się odrodzic.
-No dobra. A daleko to?
-Godzina drogi stąd, więc trzeba znaleźc miejsce na noc.
-Tam chyba jest łąka. - Tym razem odezwał się Leo
-Świetnie, więc chodźmy.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
-Wezmę pierwszą warte. - Ale ten Jason mnie wkurza.
-Na pewno nie. Ja wezmę warte.
-Rozumiem, że mnie nie znasz i mi nie ufasz, ale to nie powód...
-Nikomu nie ufam. - Przerwałam mu. - Na to trzeba zasłużyc.
-To prawda. - Wtrąciła Thalia - Najlepszym przykładem jest Percy.
-Jak to? - Odezwała się córka Afrodyty.
-Nie ważne.
-Ann nie lubi o tym mówic. Lepiej ja wezmę pierwszą warte.
-Dobra Thalia, ale jeśli coś będzie nie tak masz mnie obudzic.
Położyłam się i momentalnie zmorzył mnie sen.
Znalazłam się w białym pokoju. Deja vu?
Jak to ja zaczęłam podziwiac wystrój. Dopóki do pomieszczenia nie weszła Atena.
-Mamo co ty tutaj robisz?
-Muszę cię ostrzec.
-Ostrzec? Ale przed czym?
-Przed synem Posejdona.
-Co?!
-Nie pomożesz mu. On nie jest tym za kogo się podaje.
-Przestań! - Łzy napłynęły mi do oczu. - To jest MÓJ Percy. On nigdy nie zrobiłby nic złego.
-Mylisz się, Teraz już nie jest twój.
-Proszę przestań! - Wybuchłam płaczem. - Mówisz tak tylko dlatego bo nie chcesz żebym z nim była.
-Robię to dla twojego dobra, -Zaczęła się rozmywac. -Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
-Annabeth. Annabeth obudź się.
-Thalia coś się dzieję? - Otworzyłam oczy
-Nie. Już rano musimy iśc.
-Dobra już wstaję.
Ile można czekac na Thalię? A gdy w końcu się zjawiła to co? Wzięła tych nowych.
-Po co oni tutaj?
-Jason powiedział, że powie Chejronowi jeśli ich nie weźmiemy.
-Super. Jeszcze masz brata szantażystę.
-Ej my chcemy tylko pomóc. -Odezwał się.
-Prosiłam cię o zdanie? Cyba nie. -Warknęłam
-Dwójka dzieci Zeusa jest lepsza od dwóch dziewczyn.- Pozostała dwójka jego kolegów się przypatrywała.
-Świetnie w dodatku się wywyższa. Jeśli tak bardzo chcesz iśc to zamknij jadaczkę. - Ruszyłam do przodu.
-Gdzie idziemy? -Tym razem odezwała się Thalia.
-Do sklepu cioci Em.
-Co?! Skąd wiesz, że tam go znajdziemy?
-Percy powiedział, że wszędzie są posągi. Tak?
-Tak. Ale co ma z tym wspólnego sklep?
-Gdy byliśmy na pierwszej misji ciocia Em zwabiła nas do swojego sklepu.
-No i co?
-Nie rozumiesz? Cioci Em czyli Meduza.
-Czyli idziemy do kryjówki Meduzy? - Wtrąciła Piper.
-Dokładnie.
-A skąd wiesz, że twój chłopak nie został zmieniony w kamień?
-Bo gdy Percy ostatnim razem odciął jej głowę trafiła do tartaru i jeszcze nie zdążyła się odrodzic.
-No dobra. A daleko to?
-Godzina drogi stąd, więc trzeba znaleźc miejsce na noc.
-Tam chyba jest łąka. - Tym razem odezwał się Leo
-Świetnie, więc chodźmy.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
-Wezmę pierwszą warte. - Ale ten Jason mnie wkurza.
-Na pewno nie. Ja wezmę warte.
-Rozumiem, że mnie nie znasz i mi nie ufasz, ale to nie powód...
-Nikomu nie ufam. - Przerwałam mu. - Na to trzeba zasłużyc.
-To prawda. - Wtrąciła Thalia - Najlepszym przykładem jest Percy.
-Jak to? - Odezwała się córka Afrodyty.
-Nie ważne.
-Ann nie lubi o tym mówic. Lepiej ja wezmę pierwszą warte.
-Dobra Thalia, ale jeśli coś będzie nie tak masz mnie obudzic.
Położyłam się i momentalnie zmorzył mnie sen.
Znalazłam się w białym pokoju. Deja vu?
Jak to ja zaczęłam podziwiac wystrój. Dopóki do pomieszczenia nie weszła Atena.
-Mamo co ty tutaj robisz?
-Muszę cię ostrzec.
-Ostrzec? Ale przed czym?
-Przed synem Posejdona.
-Co?!
-Nie pomożesz mu. On nie jest tym za kogo się podaje.
-Przestań! - Łzy napłynęły mi do oczu. - To jest MÓJ Percy. On nigdy nie zrobiłby nic złego.
-Mylisz się, Teraz już nie jest twój.
-Proszę przestań! - Wybuchłam płaczem. - Mówisz tak tylko dlatego bo nie chcesz żebym z nim była.
-Robię to dla twojego dobra, -Zaczęła się rozmywac. -Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
-Annabeth. Annabeth obudź się.
-Thalia coś się dzieję? - Otworzyłam oczy
-Nie. Już rano musimy iśc.
-Dobra już wstaję.
***
Dotarliśmy na miejsce. Gdzie jest Glonomóżdżek?
-Annabeth. - Percy wyszedł zza posągu. - Miło cię widziec.
-To jest twój chłopak? - Odezwał się Jason.
-Były chłopak. - Zaśmiał się. - Naprawdę nie sądziłem, że się na to nabierzesz.
-Percy co się z tobą stało?- Oczy zaczęły mnie piec.
-Skończyłem bawic się w bohatera. - Jego oczy rozbłysły. Nie były już w kolorze oceanu jak te w których się zakochałam. Teraz były złote.
-Glonomóżdżku proszę wróc.
-Nie nazywaj mnie tak! - Przez chwilę wyglądał normalnie. - Załatwcie wszystkich, ale blondynkę zostawcie mi.
Dopiero po chwili zauważyłam, że moich przyjaciół otoczyły potwory.
Percy zaatakował mnie. Odbiłam jego cios sztyletem.
-Obudź się.
-Nie przestań! - Nie mówił do mnie. On kłócił się ze sobą.
Skorzystałam z okazji i uderzyłam go płazem w głowę.
Jego oczy odzyskały normalny kolor.
-O bogowie! Co ja narobiłem.
-Już dobrze.
-Nie!- Zaczął biec w moją stronę.
Percy zakrył mnie swoim ciałem i przyjął cios potwora na siebie.
Upadł na kolana. - Annabeth proszę. Proszę wybacz mi.
Zdążyłam go złapac zanim osunął się na ziemię.
-Dajcie ambrozję. Szybko!
-Nie ma sensu. -Thalia do mnie podeszła. -On nie żyje.
Jest rozdział.
Tam tam tam
Uśmierciłam Persiaka.
Możecie mnie shejtowac
Pozwalam wam.
Czytasz? KOMENTUJ
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rozdział 30
Rozdział dedykuję
Agnes Jackson i Kochanemu Anonimkowi.
Dziękuję za to że mnie wspieracie <3
*Thalia*
Gdy Chejron powiedział, że ten nowy jest moim bratem prawie połknęłam łyżkę.
-To.. -podszedł do mnie. -jesteśmy rodzeństwem.
-Na to wygląda.
-A Zeus ma więcej dzieci? -Usiadł naprzeciwko mnie.
Nie. Gdzie ty byłeś przez ten czas?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Nie pamiętam. A reszta z wielkiej trójki też ma dzieci?
-Tak Nico jest od Hadesa.
Rozejrzał się dookoła. -A dzieci Posejdona jedzą w wodzie? -Zaśmiał się.
-To nie jest śmieszne. -Wstałam od stolika.
-Przepraszam nie chciałem cię urazić.
-Nie ważne.
Skierowałam się w stronę domków żeby sprawdzić co z Ann.
*Annabeth*
Odkąd wróciliśmy nic tylko przeszukuje mój laptop.
-Coś tutaj musi być.
Znalazłam tylko program "Architektura i ja", więc dodałam go do zakładek.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Do środka weszła Thalia.
-Hej. Jak się czujesz?
-Nie najlepiej.
-A znalazłaś coś.
-Nie, ale napewno znajdę.
-Annabeth. -Usłyszałam głos Percy'ego. Połączył się przez iryfon. -Błagam pomóż mi. Nie wiem co się dzieje.
-Gdzie jesteś?
-Nie wiem naprawdę, ale proszę wymyśl coś.
-Uspokuj się i powiedz co widzisz.
-Posągi pełno ich tu. Proszę pośpiesz się.
Połączenie zostało przerwane. Spojrzałam na przerażoną córkę Zeusa.
*Percy*
-Przekazałeś im?
-Jasne skarbie. -Podszedłem do Phoebe.-Już niedługo wpadną w naszą pułapkę.
-Doskonale. -Pocałowała mnie. -A teraz idę pokazać tym głupim telchinom co mają zrobić.
-Albo...- Złapałem ją w pasie. - możemy się zabawić.
-Nie możemy. Musimy przygotować wszystko na przyjęcie naszych gości.
-Ta banda głupków może poczekać. -Pocałowałem ją.
-Kochanie nie mów tak o swich głupich przyjaciołach.
-To nie są moi przyjaciele- warknąłem.
-Dobrze przepraszam. Naprawdę muszę już iść.
Córka Nemezis odeszała, a mi zaczęło wirować. Usłyszałem głos w głowię.
-Percy obudź się. Nie jesteś sobą. -To był głos Posejdona.
-Zamknij się! -Wykrzyczałem.
-Synu otrząśnij się z tego. Pomyśl o Annabeth.
-Nie przestań! -Złapałem się za głowę. -Jestem teraz nowym Percym. Nie możesz mnie kontrolować.
-Percy ktoś przytępia twoje zmysły. Jesteś ich marionetką.
-Wyjdź z mojej głowy! -Wszystkie zbiorniki wokół eksplodowały a ja osunąłem się na podłogę.
*Thalia*
-Annabeth uspokój się.
-Ty nic nie rozumiesz. Ja muszę mu pomóc.
-Dobrze pójdziemy do Chejrona.
-Nie on powie że to zbyt niebezpieczne.
-Więc co chcesz zrobić?
-Wymkniemy się w nocy.
-Dobrze spotkamy się pod sosną.
Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do domku Zeusa.
Weszłam do środka. Jason siedział na swoim łóżku.
-Hej. Gdzie byłaś?
-U Annabeth.
-Jak się czuję. - wziął zdjęcie z mojej szafki- Kto to?
-Percy. -Uśmiechnęłam się. To zdjęcie zostało zrobione gdy dołączyłam do łowczyń.
-Nic nie szkodzi. Położe się.
***
Wstałam po cichu, wzięłam plecak i już miałam wychodzić.
-Gdzie się wybierasz?
Rozdział miał być w piątek,
ale nudzi mi się, więc
wstawiam dzisiaj :)
Jeszcze raz dziękuję
Agnes i Kochanemu Anonimkowi <3
Czytasz? KOMENTUJ
Czytasz? KOMENTUJ
środa, 23 kwietnia 2014
Rozdział 29
*Annabeth*
Wstałam wcześnie rano, więc postanowiłam pójść do swojego pokoju.
Gdy weszłam Glonomóżdżek jeszcze spał. Wzięłam czyste ubrania i poszłam do łazienki.
Ubrałam się i spiełam włosy w luźnego koka. Zobaczyłam że Percy jeszcze śpi.
Postanowiłam go obudzić.
-Skarbie wstawaj. -Szepnełam mu do ucha.
-Annabeth? -Otworzył oczy. -Czekałem na ciebie.
-Przepraszam, ale Thalia czuwała.
-Która godzina?
-Pięć po piątej.
-Dlaczego obudziłaś mnie tak wcześnie?
-Bo jesteś słodki gdy jesteś zaspany.
-Miło. Tylko że ja czekałem do drugiej.
-Przepraszam. -Pocałowałam go.
-Powiedzmy że ci wybaczam, a teraz kładź się kołomnie.
Zrobiłam to o co poprosił. Nawet się nie zorientowałam jak bliskość Percy'ego, jego bicie serca i równy oddech spowodowały że zasnęłam.
*Percy*
Obudziłem się. Annabeth spała wtulona w mój tors . Włosy miała rozczochrane, a mimo to wyglądała pięknie. Wstałem tak aby jej nie obudzić i poszedłem się ubrać. Wybrałem niebieskie rurki, obozową koszulkę i szarą bluzę, włosy ułożyłem w "artystyczny nieład" po czym wyszłem z łazienki. Annabeth jeszcze smacznie spała więc podeszłem do niej i delikatnie pocałowałem.
Otworzyła oczy. -Percy nie patrz na mnie.
-Dlaczego?
-Bo wyglądam strasznie.
-Wyglądasz ślicznie, a teraz wstawaj.
Usiadła kołomnie. -Dlaczego się ubrałeś?
-Przecież nie będę chodził bez koszulki.
-Mi to pasuję.-Pocałowała mnie.
-Chodź. -Wziołem ją za rękę.
-Dokąd?
-Do bufetu. Trzeba coś zjeść.
Zapukaliśmy do pokoju Thali, ale nikt nam nie otworzył.
-Może już poszła. -Odezwałem się. -Chodź po Nika. Weszliśmy do pokoju naszego kolegi i dosłownie szczęka mi opadła.
Thalia opierała się o ścianę, a syn Hadesa ją całował. Gdy nas zobaczyli odsunęli się od siebię.
*Annabeth*
Na śniadaniu panowała niezręczna cisza. Co jakiś czas patrzyłam na Percy'ego, który nawet nie ruszył swoich naleśników. Chyba wciąż byliśmy wstrząśnięci tym co zobaczyliśmy.
Nie mogłam uwierzyć że Thalia to zrobiła przecież jest łowczynią, składała przysięge.
-To. -Zaczął mój chłopak. -Od jak dawna jesteście w tak zażyłej relacji?
-Jakiś czas. -Odezwał się Nico.
-A zamierzaliście nam o tym powiedzieć.
Jasne. Tylko czekaliśmy na odpowiedni moment.
Wstałam od stolika. -Idę się przewietrzyć.
-Pójdę z tobą. -Thalia szybko się podniosła. -Musimy porozmawiać.
*Thalia*
Wyszłyśmy z hotelu.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś.
-Chciałam, ale nie wiedziałam jak.
-Thalia jesteśmy przyjaciółkami. Mi możesz wszystko powiedzieć.
Przytuliłam ją.
Nagle z krzaków wybiegła trójka nastolatków w niezbyt dobrym stanie.
-Kim jesteście?
-Chciałybyśmy wiedzieć to samo.
-Nie jesteście potworami?
Spojrzałam na córkę Ateny jej spojrzenie mówiło samo za siebie.
-Jeśli chcecie przeżyć chodźcie z nami.
Nawet się nie zastanawiali odrazu się zgodzili.
***
Weszliśmy do hotelu. Opowiadanie tym półbogom wszystkiego bylo męczarnią.
Poszliśmy do pokoju Nika. Syn Hadesa siedział i ukrywał twarz w dłoniach.
-Nico co się stało?
-Gdzie Percy. -Wtrąciła Ann.
-Oni... oni go zabrali. -Mówił przez łzy.
-Spokojnie. Kto go zabrał?
-Ta dziewczyna z St. Helens. -Córka Ateny padła na kolana. -Annabeth przepraszam robiłem wszystko co w mojej mocy, ale ich było zbyt wielu.
-Poczekaj. Powiedz jak to się stało.
-Długo was nie było więc Percy zaczął sie martwić. Wyszliśmy was poszukać wtedy zaatakowały nas potwory. Przywołałem moich wojowników, ale one słuchały Percy'ego. On kazał im mnie zaatakować, a sam podszedł do tej dziewczyny i razem znikneli.
-Jak do cholery znikneli?
-Nie wiem poprostu rozpłunęli się w powietrzu.
Annabeth nie wytrzymała u wybuchła płaczem.
-Wytłumaczy nam ktoś co się dzieje?
-Kto to? -Nico dopiero teraz zwrócił uwagę na herosów.
-Jestem Piper. -odezwała się dziewczyna.- A to Jason i Leo.
*Nico*
Czy ja zawsze muszę nawalić? Ta nowa trójka poszła się ogarnąć, Thalia wpatrywała się w martwy punkt na ścianie, a Annabeth przeszukiwała laptop.
-Znajdę go. -Mówiła do siebię. -Muszę.
-A co wszczepiłaś mu GPS gdy spał?
Zgromiła mnie wzrokiem, więc uznałem że jeszcze za wcześnie na żarty. Postanowiłem siedzieć cicho.
*Piper*
Z tego co zdąrzyłam ustalić zaginął ich przyjaciel Percy. Ta blondynka wyglądała jakby łapała depresję
-Dokąd idziemy?
-Zaprowadzimy was do obozu.
-Jakiego obozu?
-Dowiecie się na miejscu. Chejron wam wszystko wyjaśni.
-Nico. -Odezwała się Annabeth. -Przeniesiesz nas cieniem? Nie możemy ryzykować.
-Nie brałem jeszcz tylu osób, ale musi być ten pierwszy raz.
Chwyciliśmy się za ręce co mi pasowało bo kołomnie stał Jason. Gdy chłopak wszedł w cień zrobiło się ciemno i zimno.
Zakręciło mi się w głowie, ale Jason to w porę zauważył. Po chwili staliśmy przed wzgórzem.
***
Po przekroczeniu bramy poszliśm do jakiegoś "Wielkiego domu". Zastaliśmy tam faceta, który od pasa w dół był koniem.
-Dzięki bogom nic wam nie jest. Przyprowadziliście nowych herosów?
-Tak. Chejronie mógłbyś ich oprowadzić?
Jasne, ale gdzie jest Percy?
Wszyscy spuścili głowę.
-Możemy porozmawiać o tym później?
-Dobrze idźcie odpocząć, a wy -zwrócił się w naszą stronę. -Chodźcie ze mną.
Koordynator (jak sie później dowiedzieliśmy) oprowadził nas po obozie.
-Pewnie nie wiecie kto jest waszm boskim rodzicem.
Mój tato mi mówił że moja mama była Afrodytą. Zawsze myślałam że była piękna jak bogini miłości. Teraz wszystko nabrało sensu.
W tej samej chwili nad głową Leona pojawił się świecący młot, a nad Jasona jasny piorun.
-Swietnie jeszcze tylko ty.
-Moją mamą jest Afrodyta.
***
Chłopaki poszli do swoich domków, a ja zapukałam delikatnie do dziesiątki i weszłam.
-W czym mogę ci pomóc? -Podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
-Chejron mnie przysłał.
-Nowa?
-Tsa.
-No to zajmij sobie któreś łużko.
-Jak tu trafiłaś? -Zapytała inna.
Opowiedziałam im całą historię aż do teraz.
-Jak to Percy zaginął?
-Znacie go?
-No jasne. Kto nie zna Percy'ego Jacksona. On jest boski.
-Niesamowity. -Dodała druga.
-Olśniewający. Wtrąciła trzecia
-Nieziemski. -Rozmarzyły się wszystkie.
-To opowiedzcie mi o nim.
Powiedziały mi wszystko. Od odzyskania pioruna Zeusa do pokonania Kronosa.
Jeśli on stoczył tyle walk to pewnie nie jest zbyt atrakcyjny.
Usłyszałam dziwny dźwięk.
-Co to?
-Koncha na kolację. Chodź.
Jest obiecany rozdział.
Kto dzisiaj poszedł do sql?
Nie ja :)
Zastanawiam się czy jest sens
dalszego pisania tego bloga.
Wstałam wcześnie rano, więc postanowiłam pójść do swojego pokoju.
Gdy weszłam Glonomóżdżek jeszcze spał. Wzięłam czyste ubrania i poszłam do łazienki.
Ubrałam się i spiełam włosy w luźnego koka. Zobaczyłam że Percy jeszcze śpi.
Postanowiłam go obudzić.
-Skarbie wstawaj. -Szepnełam mu do ucha.
-Annabeth? -Otworzył oczy. -Czekałem na ciebie.
-Przepraszam, ale Thalia czuwała.
-Która godzina?
-Pięć po piątej.
-Dlaczego obudziłaś mnie tak wcześnie?
-Bo jesteś słodki gdy jesteś zaspany.
-Miło. Tylko że ja czekałem do drugiej.
-Przepraszam. -Pocałowałam go.
-Powiedzmy że ci wybaczam, a teraz kładź się kołomnie.
Zrobiłam to o co poprosił. Nawet się nie zorientowałam jak bliskość Percy'ego, jego bicie serca i równy oddech spowodowały że zasnęłam.
*Percy*
Obudziłem się. Annabeth spała wtulona w mój tors . Włosy miała rozczochrane, a mimo to wyglądała pięknie. Wstałem tak aby jej nie obudzić i poszedłem się ubrać. Wybrałem niebieskie rurki, obozową koszulkę i szarą bluzę, włosy ułożyłem w "artystyczny nieład" po czym wyszłem z łazienki. Annabeth jeszcze smacznie spała więc podeszłem do niej i delikatnie pocałowałem.
Otworzyła oczy. -Percy nie patrz na mnie.
-Dlaczego?
-Bo wyglądam strasznie.
-Wyglądasz ślicznie, a teraz wstawaj.
Usiadła kołomnie. -Dlaczego się ubrałeś?
-Przecież nie będę chodził bez koszulki.
-Mi to pasuję.-Pocałowała mnie.
-Chodź. -Wziołem ją za rękę.
-Dokąd?
-Do bufetu. Trzeba coś zjeść.
Zapukaliśmy do pokoju Thali, ale nikt nam nie otworzył.
-Może już poszła. -Odezwałem się. -Chodź po Nika. Weszliśmy do pokoju naszego kolegi i dosłownie szczęka mi opadła.
Thalia opierała się o ścianę, a syn Hadesa ją całował. Gdy nas zobaczyli odsunęli się od siebię.
*Annabeth*
Na śniadaniu panowała niezręczna cisza. Co jakiś czas patrzyłam na Percy'ego, który nawet nie ruszył swoich naleśników. Chyba wciąż byliśmy wstrząśnięci tym co zobaczyliśmy.
Nie mogłam uwierzyć że Thalia to zrobiła przecież jest łowczynią, składała przysięge.
-To. -Zaczął mój chłopak. -Od jak dawna jesteście w tak zażyłej relacji?
-Jakiś czas. -Odezwał się Nico.
-A zamierzaliście nam o tym powiedzieć.
Jasne. Tylko czekaliśmy na odpowiedni moment.
Wstałam od stolika. -Idę się przewietrzyć.
-Pójdę z tobą. -Thalia szybko się podniosła. -Musimy porozmawiać.
*Thalia*
Wyszłyśmy z hotelu.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś.
-Chciałam, ale nie wiedziałam jak.
-Thalia jesteśmy przyjaciółkami. Mi możesz wszystko powiedzieć.
Przytuliłam ją.
Nagle z krzaków wybiegła trójka nastolatków w niezbyt dobrym stanie.
-Kim jesteście?
-Chciałybyśmy wiedzieć to samo.
-Nie jesteście potworami?
Spojrzałam na córkę Ateny jej spojrzenie mówiło samo za siebie.
-Jeśli chcecie przeżyć chodźcie z nami.
Nawet się nie zastanawiali odrazu się zgodzili.
***
Weszliśmy do hotelu. Opowiadanie tym półbogom wszystkiego bylo męczarnią.
Poszliśmy do pokoju Nika. Syn Hadesa siedział i ukrywał twarz w dłoniach.
-Nico co się stało?
-Gdzie Percy. -Wtrąciła Ann.
-Oni... oni go zabrali. -Mówił przez łzy.
-Spokojnie. Kto go zabrał?
-Ta dziewczyna z St. Helens. -Córka Ateny padła na kolana. -Annabeth przepraszam robiłem wszystko co w mojej mocy, ale ich było zbyt wielu.
-Poczekaj. Powiedz jak to się stało.
-Długo was nie było więc Percy zaczął sie martwić. Wyszliśmy was poszukać wtedy zaatakowały nas potwory. Przywołałem moich wojowników, ale one słuchały Percy'ego. On kazał im mnie zaatakować, a sam podszedł do tej dziewczyny i razem znikneli.
-Jak do cholery znikneli?
-Nie wiem poprostu rozpłunęli się w powietrzu.
Annabeth nie wytrzymała u wybuchła płaczem.
-Wytłumaczy nam ktoś co się dzieje?
-Kto to? -Nico dopiero teraz zwrócił uwagę na herosów.
-Jestem Piper. -odezwała się dziewczyna.- A to Jason i Leo.
*Nico*
Czy ja zawsze muszę nawalić? Ta nowa trójka poszła się ogarnąć, Thalia wpatrywała się w martwy punkt na ścianie, a Annabeth przeszukiwała laptop.
-Znajdę go. -Mówiła do siebię. -Muszę.
-A co wszczepiłaś mu GPS gdy spał?
Zgromiła mnie wzrokiem, więc uznałem że jeszcze za wcześnie na żarty. Postanowiłem siedzieć cicho.
*Piper*
Z tego co zdąrzyłam ustalić zaginął ich przyjaciel Percy. Ta blondynka wyglądała jakby łapała depresję
-Dokąd idziemy?
-Zaprowadzimy was do obozu.
-Jakiego obozu?
-Dowiecie się na miejscu. Chejron wam wszystko wyjaśni.
-Nico. -Odezwała się Annabeth. -Przeniesiesz nas cieniem? Nie możemy ryzykować.
-Nie brałem jeszcz tylu osób, ale musi być ten pierwszy raz.
Chwyciliśmy się za ręce co mi pasowało bo kołomnie stał Jason. Gdy chłopak wszedł w cień zrobiło się ciemno i zimno.
Zakręciło mi się w głowie, ale Jason to w porę zauważył. Po chwili staliśmy przed wzgórzem.
***
Po przekroczeniu bramy poszliśm do jakiegoś "Wielkiego domu". Zastaliśmy tam faceta, który od pasa w dół był koniem.
-Dzięki bogom nic wam nie jest. Przyprowadziliście nowych herosów?
-Tak. Chejronie mógłbyś ich oprowadzić?
Jasne, ale gdzie jest Percy?
Wszyscy spuścili głowę.
-Możemy porozmawiać o tym później?
-Dobrze idźcie odpocząć, a wy -zwrócił się w naszą stronę. -Chodźcie ze mną.
Koordynator (jak sie później dowiedzieliśmy) oprowadził nas po obozie.
-Pewnie nie wiecie kto jest waszm boskim rodzicem.
Mój tato mi mówił że moja mama była Afrodytą. Zawsze myślałam że była piękna jak bogini miłości. Teraz wszystko nabrało sensu.
W tej samej chwili nad głową Leona pojawił się świecący młot, a nad Jasona jasny piorun.
-Swietnie jeszcze tylko ty.
-Moją mamą jest Afrodyta.
***
Chłopaki poszli do swoich domków, a ja zapukałam delikatnie do dziesiątki i weszłam.
-W czym mogę ci pomóc? -Podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
-Chejron mnie przysłał.
-Nowa?
-Tsa.
-No to zajmij sobie któreś łużko.
-Jak tu trafiłaś? -Zapytała inna.
Opowiedziałam im całą historię aż do teraz.
-Jak to Percy zaginął?
-Znacie go?
-No jasne. Kto nie zna Percy'ego Jacksona. On jest boski.
-Niesamowity. -Dodała druga.
-Olśniewający. Wtrąciła trzecia
-Nieziemski. -Rozmarzyły się wszystkie.
-To opowiedzcie mi o nim.
Powiedziały mi wszystko. Od odzyskania pioruna Zeusa do pokonania Kronosa.
Jeśli on stoczył tyle walk to pewnie nie jest zbyt atrakcyjny.
Usłyszałam dziwny dźwięk.
-Co to?
-Koncha na kolację. Chodź.
Jest obiecany rozdział.
Kto dzisiaj poszedł do sql?
Nie ja :)
Zastanawiam się czy jest sens
dalszego pisania tego bloga.
wtorek, 22 kwietnia 2014
info, info
Nie dam rady wstawić dzisiaj rozdziału.
Akurat jestem na cmentarzu. Pomodle się do Hadesa. :D
Akurat jestem na cmentarzu. Pomodle się do Hadesa. :D
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Rozdział 28
*Percy*
Wyjechaliśmy z Long Island. Annabeth oparła głowę o moję ramię
-Mądralo nie usypiaj.
-Nie śpię Glonomóżdżku. - Poprawiła się.
Nico w ciszy obserwował krajobraz za szybą, a Argus nasz ochroniarz jak zawszę milczał.
Furgonetka się zatrzymała, a my wysiedliśmy.
-To dokąd teraz? -Zapytał syn Hadesa.
- Może przeniesiesz nas metodą cienia?
-Możemy coś przeoczyć. -Wtrąciła się Ann.
-Więc co proponujesz?
-Chodźmy przed siebię i miejmy oczy szeroko otwartę.
Chwyciłem córkę Ateny za rękę i ruszyliśmy do przodu.
Nico co jakieś dwa metry robił pęknięcia w chodniku dla zabawy.
Usłyszałem dziwny dźwięk i już chciałem sięgnąć po Orkana, ale zorientowałem się że to mój brzuch.
-Może chodźmy coś zjeść?
Wszyscy się ze mną zgodzili.
***
Weszliśmy do małej knajpki z fast food'em i zajeliśmy stolik.
-Co państwu podać? -Podeszła do nas młoda kelnerka.
Razem z Nikiem zamówiliśmy po chamburgerze i frytkach, a Ann wzięła sałatkę. Czy ona się odchudza?
-Dlaczego się tak na nią popatrzałeś?
-O czym ty mówisz?
-Podoba ci się. -Oznajmiła.
-Co?! Nie! Czy ty jesteś zazdrosna? -zaśmiałem się.
-Wcale nie. -Zrobiła się cała czerwona.
Chciałem się z nią sprzeczać, ale dostaliśmy naszę zamówienia.
*Nico*
Ledwo powstrzymałem śmiech przy tej scence zazdrości. Nie znałem Annabeth od tej strony,
-To co idziemy?
Wstaliśmy od stolika i podeszliśmy do lady żeby zapłacić.
-Oh moi drodzy, ale wy nie wyjdziecie. -powiedziała ta kelnerka.
-Co?!
-Zostaniecie moją przekąską.
-Co?! -Tym razem odezwał się Percy
Jej ciało zaczęło się zmieniać.
Po chwili przed nami stało jakieś paskudztwo.
-Chimera! -Krzyknęła córka Ateny -Uwaga na jej jad.
Dobyliśmy mieczy. Ja przywołałem wojowników, a Percy sprawił że wszystkoe krany eksplodowały, co odwróciło uwagę naszego przeciwnika.
Annabeth rzuciła się na nią, a jej chłopak poszedł w jej ślady.
Oboję dźgneli potwora w brzuch.
Straszliwa Chimera stała się teraz kupką proszku.
Wszyscy na nas spojrzeli.
-Dziękujemy za uwagę. -Krzyknął Percy i wybiegliśmy z pomieszczenia.
Na zewnątrz się ściemniało.
-Rany. Ile my tam spędziliśmy?
-Chyba trzeba znaleźć jakiś nocleg.
-Tak masz rację, ale nie mamy pieniędzy.
-Mamy. -Wyciągnąłem sakiewkę z dolarami. -Hades chce żeby misja się powiodła.
-Czekaj chwilę. -Zaczął syn Posejdona. -Dostałeś to od swojego ojca?
-Tak. A co?
-Nic, ale na wszelki wypadek sprawdź czy nie masz nic podejrzanego.
-Nie mamy na to czasu. Lepiej chodźmy.
*Percy*
Mam nadzieję że przez ten "prezent"
od pana podziemia nie będziemy mieć większych problemów.
Nico podszedł do recepcjonisty, a my stanęliśmy troszkę dalej.
-Percy bardzo cię przepraszam.
-Nie masz za co. -Uśmiechnąłem się.
Syn Hadesa machnął ręką abyśmy podeszli.
-Więc trzy pokoje .
-Dwa. -Wtrąciła Ann, a ja na nią spojrzałem. - No co?
-Nic.
Mężczyzna trochę się zdziwił, ale dał nam klucze.
Na szczęście pokoje znajdowały się na tym samym piętrze.
Weszliśmy do środka. Annabeth rzuciła swój plecak na fotel i poszła do łazienki.
Wyszła w samej bieliźnie, a mi zabrakło tchu.
Podeszłem do niej i ją pocałowałem.
-Jeśli tak przepraszasz to bądź zazdrosna częściej.
-Zamknij się. -Popchnęła mnie lekko na łużko.
Przyciągnąłem ją do siebię, a ona usiadła mi na kolanach.
Wspólnymi siłami ściągnęliśmy moją koszulkę po czym odpiąłem jej stanik i zacząłem namiętnie całować.
-Ekhem - W drzwiach stanął Nico, a Ann szybko się nakryła. -Nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy gościa.
-Jasne. Zaraz przyjdziemy.
Gdy wyszedł zaczeliśmy się ubierać.
*Annabeth*
Cholera. Czy karzdy musi nam przerywać?
Podeszłam do mojego Glonomóżdżka, a on przyciągnął mnie do siebię i pocałował.
-Później dokończymy.
-Trzymam cię za słowo.
Weszliśmy do pokoju syna Hadesa. Nie mogłam uwierzyć kto tam siedzi.
-Thalia? Co ty tutaj robisz?
-Jak to co? Przybywam z pomocą, a tak przy okazji. -zaczęła się śmiać. -Gdy będziecie chcieli "TO" robić zamknijcie drzw na klucz.
-A co z łowczyniami. -Percy był czerwony.
-Pani Artemida powiedziała że dadzą sobie radę.
-No dobra jeśli to wszystko to my pójdziemy się położyć.
-O nie! -Thalia złapała mnie za rękę. -Ty śpisz w moim pokoju. Zrobimy sobie babski wieczór.
-Ale...
-Żadnych "ale". Na czułości znajdziecie czas później.
-Dobra tylko pójdę się przebrać.
***
Gdy wyszłam z łazienki Percy już się kładł.
-Ehh. I znowu będę sam. -Zrobił smutną minkę.
Podeszłam do niego. -Spróbuję coś wykombinować.
-Liczę na ciebie mądralo. -Pocałował mnie.
Sypialnia Thalli znajdowała się cztery pokoje dalej więc przejście nie zajęło mi dużo czasu.
-No nareszcie. Ile można czekać.
-Sorki.
Usiadłyśmy na podłodzę.
-No to opowiadaj.
-Ale co?
-Jak tam między wami?
-Dobrze.
-No, ale dawaj jakieś pikantne szczegóły.
-Thalia, a z tobą to wszystko w porządku?
-Tak. Czemu pytasz?
-Nieważne. Jak tam sprawy łowczyń?
-W porządku.
-Napewno?
-No tak. Mów jaki jest Percy.
-No wiesz on jest czuły, opiekuńczy, miły, romantyczny...
-Głupi. -przerwała mi.
-Też, ale wtedy jest taki słodki
-A mieliście już swój pierwszy raz?
-Serio chcesz rozmawiać na ten temat?
-Tak. -zaśmiała się.
-No to ja ci nic nie powiem.
Jak chcesz , a jak zareagowali wasi rodzice?
-O dziwo dobrze. -Ziewnęłam.
-Chcesz spać?
-Tak jestem zmęczona.
Położyłam się. Nie minęło pięć minut, a ja oddałam się w objęcia Morfeusza.
Jest rozdział.
Kto oglądał Persiaka na polsacie?
Ktoś został oblany?
Ja nie moc Posejdona mnie chroniła.
Info:
Rozdziały będę dodawać
teraz co drugi dzień
Czytasz? KOMENTUJ
Wyjechaliśmy z Long Island. Annabeth oparła głowę o moję ramię
-Mądralo nie usypiaj.
-Nie śpię Glonomóżdżku. - Poprawiła się.
Nico w ciszy obserwował krajobraz za szybą, a Argus nasz ochroniarz jak zawszę milczał.
Furgonetka się zatrzymała, a my wysiedliśmy.
-To dokąd teraz? -Zapytał syn Hadesa.
- Może przeniesiesz nas metodą cienia?
-Możemy coś przeoczyć. -Wtrąciła się Ann.
-Więc co proponujesz?
-Chodźmy przed siebię i miejmy oczy szeroko otwartę.
Chwyciłem córkę Ateny za rękę i ruszyliśmy do przodu.
Nico co jakieś dwa metry robił pęknięcia w chodniku dla zabawy.
Usłyszałem dziwny dźwięk i już chciałem sięgnąć po Orkana, ale zorientowałem się że to mój brzuch.
-Może chodźmy coś zjeść?
Wszyscy się ze mną zgodzili.
***
Weszliśmy do małej knajpki z fast food'em i zajeliśmy stolik.
-Co państwu podać? -Podeszła do nas młoda kelnerka.
Razem z Nikiem zamówiliśmy po chamburgerze i frytkach, a Ann wzięła sałatkę. Czy ona się odchudza?
-Dlaczego się tak na nią popatrzałeś?
-O czym ty mówisz?
-Podoba ci się. -Oznajmiła.
-Co?! Nie! Czy ty jesteś zazdrosna? -zaśmiałem się.
-Wcale nie. -Zrobiła się cała czerwona.
Chciałem się z nią sprzeczać, ale dostaliśmy naszę zamówienia.
*Nico*
Ledwo powstrzymałem śmiech przy tej scence zazdrości. Nie znałem Annabeth od tej strony,
-To co idziemy?
Wstaliśmy od stolika i podeszliśmy do lady żeby zapłacić.
-Oh moi drodzy, ale wy nie wyjdziecie. -powiedziała ta kelnerka.
-Co?!
-Zostaniecie moją przekąską.
-Co?! -Tym razem odezwał się Percy
Jej ciało zaczęło się zmieniać.
Po chwili przed nami stało jakieś paskudztwo.
-Chimera! -Krzyknęła córka Ateny -Uwaga na jej jad.
Dobyliśmy mieczy. Ja przywołałem wojowników, a Percy sprawił że wszystkoe krany eksplodowały, co odwróciło uwagę naszego przeciwnika.
Annabeth rzuciła się na nią, a jej chłopak poszedł w jej ślady.
Oboję dźgneli potwora w brzuch.
Straszliwa Chimera stała się teraz kupką proszku.
Wszyscy na nas spojrzeli.
-Dziękujemy za uwagę. -Krzyknął Percy i wybiegliśmy z pomieszczenia.
Na zewnątrz się ściemniało.
-Rany. Ile my tam spędziliśmy?
-Chyba trzeba znaleźć jakiś nocleg.
-Tak masz rację, ale nie mamy pieniędzy.
-Mamy. -Wyciągnąłem sakiewkę z dolarami. -Hades chce żeby misja się powiodła.
-Czekaj chwilę. -Zaczął syn Posejdona. -Dostałeś to od swojego ojca?
-Tak. A co?
-Nic, ale na wszelki wypadek sprawdź czy nie masz nic podejrzanego.
-Nie mamy na to czasu. Lepiej chodźmy.
*Percy*
Mam nadzieję że przez ten "prezent"
od pana podziemia nie będziemy mieć większych problemów.
Nico podszedł do recepcjonisty, a my stanęliśmy troszkę dalej.
-Percy bardzo cię przepraszam.
-Nie masz za co. -Uśmiechnąłem się.
Syn Hadesa machnął ręką abyśmy podeszli.
-Więc trzy pokoje .
-Dwa. -Wtrąciła Ann, a ja na nią spojrzałem. - No co?
-Nic.
Mężczyzna trochę się zdziwił, ale dał nam klucze.
Na szczęście pokoje znajdowały się na tym samym piętrze.
Weszliśmy do środka. Annabeth rzuciła swój plecak na fotel i poszła do łazienki.
Wyszła w samej bieliźnie, a mi zabrakło tchu.
Podeszłem do niej i ją pocałowałem.
-Jeśli tak przepraszasz to bądź zazdrosna częściej.
-Zamknij się. -Popchnęła mnie lekko na łużko.
Przyciągnąłem ją do siebię, a ona usiadła mi na kolanach.
Wspólnymi siłami ściągnęliśmy moją koszulkę po czym odpiąłem jej stanik i zacząłem namiętnie całować.
-Ekhem - W drzwiach stanął Nico, a Ann szybko się nakryła. -Nie chcę wam przeszkadzać, ale mamy gościa.
-Jasne. Zaraz przyjdziemy.
Gdy wyszedł zaczeliśmy się ubierać.
*Annabeth*
Cholera. Czy karzdy musi nam przerywać?
Podeszłam do mojego Glonomóżdżka, a on przyciągnął mnie do siebię i pocałował.
-Później dokończymy.
-Trzymam cię za słowo.
Weszliśmy do pokoju syna Hadesa. Nie mogłam uwierzyć kto tam siedzi.
-Thalia? Co ty tutaj robisz?
-Jak to co? Przybywam z pomocą, a tak przy okazji. -zaczęła się śmiać. -Gdy będziecie chcieli "TO" robić zamknijcie drzw na klucz.
-A co z łowczyniami. -Percy był czerwony.
-Pani Artemida powiedziała że dadzą sobie radę.
-No dobra jeśli to wszystko to my pójdziemy się położyć.
-O nie! -Thalia złapała mnie za rękę. -Ty śpisz w moim pokoju. Zrobimy sobie babski wieczór.
-Ale...
-Żadnych "ale". Na czułości znajdziecie czas później.
-Dobra tylko pójdę się przebrać.
***
Gdy wyszłam z łazienki Percy już się kładł.
-Ehh. I znowu będę sam. -Zrobił smutną minkę.
Podeszłam do niego. -Spróbuję coś wykombinować.
-Liczę na ciebie mądralo. -Pocałował mnie.
Sypialnia Thalli znajdowała się cztery pokoje dalej więc przejście nie zajęło mi dużo czasu.
-No nareszcie. Ile można czekać.
-Sorki.
Usiadłyśmy na podłodzę.
-No to opowiadaj.
-Ale co?
-Jak tam między wami?
-Dobrze.
-No, ale dawaj jakieś pikantne szczegóły.
-Thalia, a z tobą to wszystko w porządku?
-Tak. Czemu pytasz?
-Nieważne. Jak tam sprawy łowczyń?
-W porządku.
-Napewno?
-No tak. Mów jaki jest Percy.
-No wiesz on jest czuły, opiekuńczy, miły, romantyczny...
-Głupi. -przerwała mi.
-Też, ale wtedy jest taki słodki
-A mieliście już swój pierwszy raz?
-Serio chcesz rozmawiać na ten temat?
-Tak. -zaśmiała się.
-No to ja ci nic nie powiem.
Jak chcesz , a jak zareagowali wasi rodzice?
-O dziwo dobrze. -Ziewnęłam.
-Chcesz spać?
-Tak jestem zmęczona.
Położyłam się. Nie minęło pięć minut, a ja oddałam się w objęcia Morfeusza.
Jest rozdział.
Kto oglądał Persiaka na polsacie?
Ktoś został oblany?
Ja nie moc Posejdona mnie chroniła.
Info:
Rozdziały będę dodawać
teraz co drugi dzień
Czytasz? KOMENTUJ
sobota, 19 kwietnia 2014
Rozdział 27
*Annabeth*
Dobiegliśmy do domków, przy piątce zebrał się tłum obozowiczów. Podeszliśmy z Percym bliżej.
Clarisse została obsypana jakimś białym proszkiem i krzyczała na braci Hood.
-Czy to koka? -Zapytał jakiś chłopak od Hermesa.
Podeszłam bliżej. -To chyba wapno.
Percy wybuchł śmiechem.
Spojrzałam na niego wzrokiem godnym mordercy.
-Przepraszam- Spuścił głowe.
-Dobra, a teraz od początku. Co stało?
-Te wymoczki obrzuciły mnie tym świństwem.
-Oj nie złość się. -Zaczoł Connor.- To tylko żart, a pozatym złość piękności szkodzi.
-Jej to już nic nie zaszkodzi. -Dodał Travis.
Clarisse chciała się na niego rzucić, ale ją powstrzymałam.
-Wy lepiej stąd idźcie.
-A ty -Spjrzałam na córke Aresa. -Musisz wziąść prysznoc.
*Percy*
Nie rozumiem o co chodzi Ann.
Przecież to był najlepszy numer od czasów gdy pochowali panu D. wszystkie puszki dietetycznej coli.
Postanowiłem że pójdę trochę poćwiczyć.
***
Na arenie spędziłem trzy godziny, ale mój "trening" przerwała koncha na kolacje na którą oczywiście nie poszedłem, więc postanowiłem zrobić coś z czym zwlekałem od dawna.
Wpuściłem trochę światła przez okno, wyciągnąłem drachmę z kieszeni i wrzuciłem ją do źródełka.
-O Iris bogini tęczy przyjmij noją ofiarę. Pokarz mi Sally Jackson na Manhattanie.
Moneta zniknęła, a we mgle pojawił się obraz mojej mamy.
-Percy nareszcie. Tak się martwiłam. Dlaczego się nieodzywałes?
-Było parę przygód.
-Ale teraz wszystko dobrze. Tak?
-Hej. -Do domku weszła Ann. -Dlaczego cię nie był na kacji?
Pokazałem jej obraz we mgle.
-O dzien dobry pani Jackson.
-Witaj skarbie.
Moja mama bardzo lubi Annabeth, więc gdy jej powiedzieliśmy że jesteśmy razem bardzo się ucieszyła.
-A jak sobie radzicie?
-Wiesz bo my tak jakby jutro mamy misję.
-Co?!
-Spokojnie proszę pani. -Zaczęła Ann. -To tylko misja zwiadowcza, a ja będę mieć na niego oko.
-Dobrze, ale na Posejdona uważajcie na siebię.
-Jak zawsze. -Zaśmiałem się.
-Percy właśnie przyszedł Paul więc...
-Tak idź.
-Obiecaj że niedługo sie zobaczymy.
-Obiecuję. -Machnołem ręką i obtaz zninął.
-Twoja mama jest wspaniała. -Annabeth usiadła na łużko.
-Mam się czuć zazdrosny?
Pocałowała mnie. -Powinieneś, a teraz idź spać.
-Ale samemu mi będzie zimno. -zrobiłem mine szczeniaczka.
-Masz pecha. -Rzuciła we mnie poduszką.
-A dostanę chociaż buziaka na dobranoc?
Podeszła bliżej. Nasze twarze dzieliło parę centymetrów.
-Nie. -Odwróciła się.
Szybko chwyciłem ją za nadgarstek. -A ja myślę że jednak tak. -Pocałowałem ją.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem. Uśmiechnełem się łobuzersko.
-Dobranoc Glonomóżdżku. -Jeszcze raz mnie pocałowała i wyszła.
Postanowiłem że posłucham mojej mądrali i położyłem się.
Przyśniło mi się to co ostatnio. Stałem na uboczu obserwując bitwe, jednak tym razem mój sen został przerwany.
Znajdowałem się teraz w pokoju podobnym do komnat na Olimpie.
Ktoś wszedł do środka, a mnie zatkało.
-Tato?
-Percy jak dobrze cię widzieć, ale nie mamy za dużo czasu.
-Co? Ale o czym ty mówisz?
-Mówię o tej twojej misji. To nie będzie takie proste.
-A kiedykolwiek było? Tylko to mi chciałeś powiedzieć?
-Niestety. Chętnie bym został, ale wiesz jaki jest Zeus. I jeszcze jedno bez względu na wszystko pamiętaj kim jesteś. -Jego postać zaczeła się rozmywać. -Powodzenia synu.
-Nie. Zaczekaj chcę z tobą porozmawiać.
-Percy wstawaj. -Usłyszałem znajomy głos.
Otworzyłem oczy. -Ann co ty robisz?
-Próbuję cię obudzić. Ubieraj się musimy jechać.
Poszedłem do łazienki się ubrać.
Gdy wyszedłem chwyciłem Annabeth za rękę i wybiegliśmy.
Przy wzgórzu czekali na nas Argus i Nico.
-To co. Gotowi?
Moi towarzysze pokiwali tylko głowami i wsiedliśmy do furgonetki.
***
Jest rozdział
Życzę wszystkim wesołych świąt
i mokrego dyngusa.
Czytasz. KOMENTUJ
Dobiegliśmy do domków, przy piątce zebrał się tłum obozowiczów. Podeszliśmy z Percym bliżej.
Clarisse została obsypana jakimś białym proszkiem i krzyczała na braci Hood.
-Czy to koka? -Zapytał jakiś chłopak od Hermesa.
Podeszłam bliżej. -To chyba wapno.
Percy wybuchł śmiechem.
Spojrzałam na niego wzrokiem godnym mordercy.
-Przepraszam- Spuścił głowe.
-Dobra, a teraz od początku. Co stało?
-Te wymoczki obrzuciły mnie tym świństwem.
-Oj nie złość się. -Zaczoł Connor.- To tylko żart, a pozatym złość piękności szkodzi.
-Jej to już nic nie zaszkodzi. -Dodał Travis.
Clarisse chciała się na niego rzucić, ale ją powstrzymałam.
-Wy lepiej stąd idźcie.
-A ty -Spjrzałam na córke Aresa. -Musisz wziąść prysznoc.
*Percy*
Nie rozumiem o co chodzi Ann.
Przecież to był najlepszy numer od czasów gdy pochowali panu D. wszystkie puszki dietetycznej coli.
Postanowiłem że pójdę trochę poćwiczyć.
***
Na arenie spędziłem trzy godziny, ale mój "trening" przerwała koncha na kolacje na którą oczywiście nie poszedłem, więc postanowiłem zrobić coś z czym zwlekałem od dawna.
Wpuściłem trochę światła przez okno, wyciągnąłem drachmę z kieszeni i wrzuciłem ją do źródełka.
-O Iris bogini tęczy przyjmij noją ofiarę. Pokarz mi Sally Jackson na Manhattanie.
Moneta zniknęła, a we mgle pojawił się obraz mojej mamy.
-Percy nareszcie. Tak się martwiłam. Dlaczego się nieodzywałes?
-Było parę przygód.
-Ale teraz wszystko dobrze. Tak?
-Hej. -Do domku weszła Ann. -Dlaczego cię nie był na kacji?
Pokazałem jej obraz we mgle.
-O dzien dobry pani Jackson.
-Witaj skarbie.
Moja mama bardzo lubi Annabeth, więc gdy jej powiedzieliśmy że jesteśmy razem bardzo się ucieszyła.
-A jak sobie radzicie?
-Wiesz bo my tak jakby jutro mamy misję.
-Co?!
-Spokojnie proszę pani. -Zaczęła Ann. -To tylko misja zwiadowcza, a ja będę mieć na niego oko.
-Dobrze, ale na Posejdona uważajcie na siebię.
-Jak zawsze. -Zaśmiałem się.
-Percy właśnie przyszedł Paul więc...
-Tak idź.
-Obiecaj że niedługo sie zobaczymy.
-Obiecuję. -Machnołem ręką i obtaz zninął.
-Twoja mama jest wspaniała. -Annabeth usiadła na łużko.
-Mam się czuć zazdrosny?
Pocałowała mnie. -Powinieneś, a teraz idź spać.
-Ale samemu mi będzie zimno. -zrobiłem mine szczeniaczka.
-Masz pecha. -Rzuciła we mnie poduszką.
-A dostanę chociaż buziaka na dobranoc?
Podeszła bliżej. Nasze twarze dzieliło parę centymetrów.
-Nie. -Odwróciła się.
Szybko chwyciłem ją za nadgarstek. -A ja myślę że jednak tak. -Pocałowałem ją.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem. Uśmiechnełem się łobuzersko.
-Dobranoc Glonomóżdżku. -Jeszcze raz mnie pocałowała i wyszła.
Postanowiłem że posłucham mojej mądrali i położyłem się.
Przyśniło mi się to co ostatnio. Stałem na uboczu obserwując bitwe, jednak tym razem mój sen został przerwany.
Znajdowałem się teraz w pokoju podobnym do komnat na Olimpie.
Ktoś wszedł do środka, a mnie zatkało.
-Tato?
-Percy jak dobrze cię widzieć, ale nie mamy za dużo czasu.
-Co? Ale o czym ty mówisz?
-Mówię o tej twojej misji. To nie będzie takie proste.
-A kiedykolwiek było? Tylko to mi chciałeś powiedzieć?
-Niestety. Chętnie bym został, ale wiesz jaki jest Zeus. I jeszcze jedno bez względu na wszystko pamiętaj kim jesteś. -Jego postać zaczeła się rozmywać. -Powodzenia synu.
-Nie. Zaczekaj chcę z tobą porozmawiać.
-Percy wstawaj. -Usłyszałem znajomy głos.
Otworzyłem oczy. -Ann co ty robisz?
-Próbuję cię obudzić. Ubieraj się musimy jechać.
Poszedłem do łazienki się ubrać.
Gdy wyszedłem chwyciłem Annabeth za rękę i wybiegliśmy.
Przy wzgórzu czekali na nas Argus i Nico.
-To co. Gotowi?
Moi towarzysze pokiwali tylko głowami i wsiedliśmy do furgonetki.
***
Jest rozdział
Życzę wszystkim wesołych świąt
i mokrego dyngusa.
Czytasz. KOMENTUJ
piątek, 18 kwietnia 2014
Rozdział 26
*Percy*
Na dole wszyscy na mnie czekali.
-Percy co usłyszałes? -Odrzwał się Travis
Wyrecytowałem im przepowiednie, no może poza dwoma ostatnimi wersami bo mnie przerażały.
-Dziwne zwykle były dłuższe.
-Może wyroczni się nie chciało. -Tylko Connor się śmiał. -No co rozważam wszystkie opcje.
-Znasz zasady musisz wybrać dwie osoby.
-Tak wiem. Annabeth pomożesz mi?
-Percy wiesz że zawsze.
Usłyszałem odruch wymiotny Clarisse za plecami, ale go zignorowałem.
-Świetnie, a wiec mamy komplet.
-Komplet? Ale kto jeszcze?
-Nico wyruszy z wami.
-Nico?! -Zdziwiłem się ponieważ syn Hadesa nie był nawet zainteresowany rozmową. Poprostu stał w kącie.
-Tak. O świcie Argus zawiezie was do miasta. A teraz biegnijcie się przygotować.
Szybko wybiegłem z pomoeszczenia i popędziłem do domku.
Wyciągnąłem mój plecak i zaczołem wkładać do niego najpotrzebniejsze rzeczy:
Koszulka, trzy pary spodni, szczoteczka, pasta, bielizna, buty na zmiane i kilka złotych drachm.
Gdy skończyłem ktoś zapukał do moich drzwi. Annabeth weszła do środka.
-Hej - Uśmiechnęła się lekko. -Spakowany?
-Tak chyba wszystko. -Wyjeżdżałem na misje już tyle razy, a wciąż miałem wrażenie że czegoś zapomniałem.
-Percy ta przepowiednia. To nie wszystko prawda? Czy tam jest coś o porwaniu?
Chciałem powiedzieć "Ależ skąd wszyscy wrócimy cali na kolorowym jednorożcu." Ale zamiast tego wyrecytowałem jej reszte przepowiedni.
Annabeth mnie przytuliła. "Od kiedy role się odwróciły?" Spojrzałem w jej piękne szare oczy i ją pocałowałem.
-Wszystko będzie dobrze. Przepowiednie są dwuznaczne.
-Tak wiem.
-Chodź. -Pociągneła mnie za rękę.
-Ale dokąd?
-Zobaczysz. -Wybiegła ciągnąc mnie za sobą.
*Annabeth*
Nie mogę patrzeć na niego w takim stanie, więc wpadłam na pomysł żeby pójśc na plaże.
-Ann, ale nie mamy czasu,.
-Daj spokój. Nic ci nie będzie jeśli na chwile się odprężysz.
Wepchnełam go do wody, a on się przewrócił.
-Pożałujesz tego. -wstał i zaczoł mnie gonić.
Po chwili złapał mnie w talii i upadłam, a on razem ze mną. Zaczeliśmy się śmiać.
Percy wstał i wzioł mnie na ręce.
-Glonomóżdżku co ty wyprawiasz?
-Mówiłem że pożałujesz mądralo.
Zaczoł iść w stronę wody.
-Nie Percy proszę
-Sorki, ale kara musi być.- Syn Posejdona wrzucił mnie do wody.
Byłam cała mokra, a śmiech Percy'ego nie pomagał.
-Mógłbyś przestać?
-Przepraszam, ale nie mogę.
Sięgnelam po radykalne środki. Wyciągnęłam mój sztylet, a Glonomóżdżek odrazu spoważniał.
-Powtórze. - Podniosłam głos.- Czy mógłbyś przestać?
-Jasne dla ciebie wszystko. -Jego głos był piskliwy.
Prawie wybuchłam śmiechem.
Nagle usłyszałam krzyk Clarisse.
Spojrzałam na Percy'ego i pobiegliśmy w jej strone.
***
Jest następny.
Wiem że miałbyć dłuższy
ale kręci mi się w głowie i
czuje się jakby mnie autobus walnoł
Prosba jeśli komentujecie z
Anonimka (a tak jest prawie zawsze)
To się jakoś podpisujcie :)
Kocham was i mam nadzieje że mi
wybaczycie <3
Na dole wszyscy na mnie czekali.
-Percy co usłyszałes? -Odrzwał się Travis
Wyrecytowałem im przepowiednie, no może poza dwoma ostatnimi wersami bo mnie przerażały.
-Dziwne zwykle były dłuższe.
-Może wyroczni się nie chciało. -Tylko Connor się śmiał. -No co rozważam wszystkie opcje.
-Znasz zasady musisz wybrać dwie osoby.
-Tak wiem. Annabeth pomożesz mi?
-Percy wiesz że zawsze.
Usłyszałem odruch wymiotny Clarisse za plecami, ale go zignorowałem.
-Świetnie, a wiec mamy komplet.
-Komplet? Ale kto jeszcze?
-Nico wyruszy z wami.
-Nico?! -Zdziwiłem się ponieważ syn Hadesa nie był nawet zainteresowany rozmową. Poprostu stał w kącie.
-Tak. O świcie Argus zawiezie was do miasta. A teraz biegnijcie się przygotować.
Szybko wybiegłem z pomoeszczenia i popędziłem do domku.
Wyciągnąłem mój plecak i zaczołem wkładać do niego najpotrzebniejsze rzeczy:
Koszulka, trzy pary spodni, szczoteczka, pasta, bielizna, buty na zmiane i kilka złotych drachm.
Gdy skończyłem ktoś zapukał do moich drzwi. Annabeth weszła do środka.
-Hej - Uśmiechnęła się lekko. -Spakowany?
-Tak chyba wszystko. -Wyjeżdżałem na misje już tyle razy, a wciąż miałem wrażenie że czegoś zapomniałem.
-Percy ta przepowiednia. To nie wszystko prawda? Czy tam jest coś o porwaniu?
Chciałem powiedzieć "Ależ skąd wszyscy wrócimy cali na kolorowym jednorożcu." Ale zamiast tego wyrecytowałem jej reszte przepowiedni.
Annabeth mnie przytuliła. "Od kiedy role się odwróciły?" Spojrzałem w jej piękne szare oczy i ją pocałowałem.
-Wszystko będzie dobrze. Przepowiednie są dwuznaczne.
-Tak wiem.
-Chodź. -Pociągneła mnie za rękę.
-Ale dokąd?
-Zobaczysz. -Wybiegła ciągnąc mnie za sobą.
*Annabeth*
Nie mogę patrzeć na niego w takim stanie, więc wpadłam na pomysł żeby pójśc na plaże.
-Ann, ale nie mamy czasu,.
-Daj spokój. Nic ci nie będzie jeśli na chwile się odprężysz.
Wepchnełam go do wody, a on się przewrócił.
-Pożałujesz tego. -wstał i zaczoł mnie gonić.
Po chwili złapał mnie w talii i upadłam, a on razem ze mną. Zaczeliśmy się śmiać.
Percy wstał i wzioł mnie na ręce.
-Glonomóżdżku co ty wyprawiasz?
-Mówiłem że pożałujesz mądralo.
Zaczoł iść w stronę wody.
-Nie Percy proszę
-Sorki, ale kara musi być.- Syn Posejdona wrzucił mnie do wody.
Byłam cała mokra, a śmiech Percy'ego nie pomagał.
-Mógłbyś przestać?
-Przepraszam, ale nie mogę.
Sięgnelam po radykalne środki. Wyciągnęłam mój sztylet, a Glonomóżdżek odrazu spoważniał.
-Powtórze. - Podniosłam głos.- Czy mógłbyś przestać?
-Jasne dla ciebie wszystko. -Jego głos był piskliwy.
Prawie wybuchłam śmiechem.
Nagle usłyszałam krzyk Clarisse.
Spojrzałam na Percy'ego i pobiegliśmy w jej strone.
***
Jest następny.
Wiem że miałbyć dłuższy
ale kręci mi się w głowie i
czuje się jakby mnie autobus walnoł
Prosba jeśli komentujecie z
Anonimka (a tak jest prawie zawsze)
To się jakoś podpisujcie :)
Kocham was i mam nadzieje że mi
wybaczycie <3
Kocham was
Chciałam wam
bardzo podziękować
jest już ponad 2000 wyświetleń
Jesteście wspaniali.
Naprawdę się tego nie spodziewałam.
Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Kocham was <3333333333333
Liebster Blog Award
Zostałam nominowana do LBA
przez Agnes Jackson<33
Normalnie cię kocham :)
A teraz pytania :
1.Jaka jest twoja ulubiona książka?
Wszystkie z PJ&bo oraz OH
2. Jak ma na imię twój najlepszy przyjaciel/przyjaciółka?
Olga, Klaudia, Paulina, Natala
3. Twoje ulubione danie to ...?
Spaghetti :)
4. Jakiego aktora najbardziej lubisz?
Kendall Schmidt i Logan Lerman :D
5. Kim chciałbyś/chciałabyś zostać w przyszłości?
Reżyser albo nauczanie greki.
6. Jakich cech nie lubisz w ludziach?
Arogancji i wywyższnia się.
7. W jakim mieście mieszkasz?
Bogatynia
8. Które zwierzę jest twoim najulubieńszyn?
Pieseł <3
9. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Niebieski <3
10. Twoją szczęśliwą liczbą jest ...?
6 :)
Blogi które nominuję:
http://percyiannabeth.blogspot.com/?m=1
http://glonomozdzkoweopowiesci.blogspot.com/?m=1
http://olimp-herosi.blogspot.com/?m=1
http://leonettaynaxi.blogspot.com/?m=1
http://opowiadaniaobigtimerush.blogspot.com/?m=1
http://btr-opowiadania.blogspot.com/?m=1
http://pamientniki-herosow.blogspot.com/?m=1
Pytania odemnie:
1. Jakiej muzyki słuchasz?
2. Co cię motywuje?
3. Ulubiny film?
4. Twój idealny dzień?
5. Pies vs. Kot?
6. Co cię skłoniło do pisania?
7.największe marzenie?
8. Ulubiona pora roku?
9. Jakich języków obcych się uczysz?
10. Kiedy masz największą wenę?
Jeszcze raz bardzo dziękuję <33333333
przez Agnes Jackson<33
Normalnie cię kocham :)
A teraz pytania :
1.Jaka jest twoja ulubiona książka?
Wszystkie z PJ&bo oraz OH
2. Jak ma na imię twój najlepszy przyjaciel/przyjaciółka?
Olga, Klaudia, Paulina, Natala
3. Twoje ulubione danie to ...?
Spaghetti :)
4. Jakiego aktora najbardziej lubisz?
Kendall Schmidt i Logan Lerman :D
5. Kim chciałbyś/chciałabyś zostać w przyszłości?
Reżyser albo nauczanie greki.
6. Jakich cech nie lubisz w ludziach?
Arogancji i wywyższnia się.
7. W jakim mieście mieszkasz?
Bogatynia
8. Które zwierzę jest twoim najulubieńszyn?
Pieseł <3
9. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Niebieski <3
10. Twoją szczęśliwą liczbą jest ...?
6 :)
Blogi które nominuję:
http://percyiannabeth.blogspot.com/?m=1
http://glonomozdzkoweopowiesci.blogspot.com/?m=1
http://olimp-herosi.blogspot.com/?m=1
http://leonettaynaxi.blogspot.com/?m=1
http://opowiadaniaobigtimerush.blogspot.com/?m=1
http://btr-opowiadania.blogspot.com/?m=1
http://pamientniki-herosow.blogspot.com/?m=1
Pytania odemnie:
1. Jakiej muzyki słuchasz?
2. Co cię motywuje?
3. Ulubiny film?
4. Twój idealny dzień?
5. Pies vs. Kot?
6. Co cię skłoniło do pisania?
7.największe marzenie?
8. Ulubiona pora roku?
9. Jakich języków obcych się uczysz?
10. Kiedy masz największą wenę?
Jeszcze raz bardzo dziękuję <33333333
czwartek, 17 kwietnia 2014
Rozdział 25
Rozdział późno za co was przepraszam, ale nie miałam neta.
Pomysł pojawił się podczas spacerku z Olguś <3 Nie wybaczę ci wrobienia mnie w sesje zdjęciową, ale
i tak cię kocham.
*Percy*
Ann została pożegnać się z Thalią, a ja wolałem zostawić je same więc poszedłem się położyć.
Tego wieczoru miałem dziwne sny.
Stałem na jakiejś arenie na której toczyła się walka, a ja przyglądałem się wszystkiemu z boku. Rozpoznałem paru obozowiczów walczących z armią potworów.
Silenę, Charliego, braci Hood i wielu innych. Szukałem wzrokiem Annabeth gdy ją dostrzegłem ogarnął mnie strach. Córka Ateny walczyła zemną.
Obudziłem się zlany potem.
-Nie, nie to napewno jakieś złudzenie.
Spojrzałem na zegarek była druga trzydzieści wiec chciałem się jeszcze położyć, ale moje plany przerwało pukanie do drzwi.
*Annabeth*
Nie mogłam spać bo za karzdym razem śniło mi się że walcze z Percym.
Stanęłam przed domkiem Posejdona .
Niewiedziałam dlaczego tutaj przyszłam, chyba potrzebuję bliskości Glonomóżdżka.
Percy otworzył drzwi też nie wyglądał najlepiej.
-Hej coś się stało?
Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam się do jego nagiego torsu, a on mnie obioł.
Odsunęłam się i spojrzałam w jego oczy o barwie oceanu.
Niewiedziałam dlaczego, ale zaczęłam go całować, ale nie tak zwyczajnie. Nasze pocałunki za karzdym razem stawały się bardziej namiętniejsze, a ja pragnęłam więcej.
Przeszliśmy na łużko, a moja koszulka wylądowała w kącie.
-Ann napewno tego...
Nie dokończył bo go pocałowałam.
-Napewno.
Wróciliśmy do przerwanej czynności i była to niewątpliwie najlepsza noc w moim życiu.
*Percy*
Otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącą kołomnie Ann, dopiero po chwili dotarło do mnie co się wydarzyło.
O bogowie co ja narobiłem. Annabeth się obudziła i mnie pocałowała.
-Coś się stało? -Zapytała gdy zobaczyła moją mine.
-Ann to nie powinno się wydarzyć.
-Co?!
-Nie zrozum mnie źle było wspaniale, ale nie chce żebyś pomyślała...
-Percy uspokuj się- Przerwała mi. -Chciałam teg tak samo jak ty.
-Czyli że?
-Czyli że wszystko w pożądku, a poza tym było cudownie. -Pocałowała mnie po czym poszła do łazienki.
Spojrzałem na zegarek i zauważyłem że zostało 10 min do śniadania. Podeszłem do szafki i wyciągnąłem ciuchy, a skoro Annabeth wciąż siedzi w łazience ubrałem się w pokoju.
Gdy Ann wyszła rozległ się dźwięk konchy więc wybiegliśmy z domku.
***
Zdziwiłem się troche gdy Chejron ogłosił zebranie grupowych. Poszliśmy z Annabeth w strone wielkiego domu.
-Jak myślisz o co chodzi?
-Nie wiem Percy, ale mam złe przeczucia.
Drzwi były otwarte więc weszliśmy. Wszycy na nas czekali nawet Nico się zjawił.
-Pewnie się zastanawiacie po co was zebrałem. - zaczął centaur. -Otuż Zeus zlecił misje.
-Świetnie. Ja ją poprowadze. -Wtrąciła Clarisse.
-Nie dokońca. Zrobi to Percy.
-Ja?!
-Dokładnie. Udaj się teraz do wyroczni.
***
Strych nie był najchętniej odwiedzanym przezemnie miejscem. Pełno tu starych gratów i w dodatku mumia. Dlaczego zawsze ja?
Podeszłem do wyroczni siedzącej na krześle.
Jej oczy i usta wypełniła zielona mgła, a ja usłyszałem straszny głos w głowie.
-Jam jest duch delf, głos Feba Apolla. Zbliż się szukający i pytaj.
-Zeus wysyła mnie na misje więc przyszedłem po przepowiednie.
Jej oczy rozświetliły się jeszcze bardziej.
Grupa herosów przed świtem wyruszy.
Wrócą z większą liczbą, lecz bez jednej duszy.
Porwany przez potworów rój straszliwy.
Z przyjaciółmi stoczy walkę na wpół żywy.
***
Jest rozdział.
Tak jak pisałam nie miałam internetu.
Macie pierwszy raz Percabeth
Jak myślicie o co chodzi w przepowiedni?
Czytasz? KOMENTUJ
środa, 16 kwietnia 2014
Rozdział 24
Rozdział dedykuję Agnes Jackson <3
Paulinie M która śpiewała zemną
Libre Soy na wf
Oraz Paulinie N z którą latałam
do sekretariatu
KOCHAM WAS <333
Paulinie M która śpiewała zemną
Libre Soy na wf
Oraz Paulinie N z którą latałam
do sekretariatu
KOCHAM WAS <333
*Annabeth*
Czego Chejron może od nas chcieć?
Staneliśmy przed drzwiami wielkiego domu. Percy zapukał i weszliśmy.
Koordynator stał przy półce z książkami.
-No nareszcie. Co wy tak długo robiliście?
Percy spuścił głowę żeby ukryć rumieniec.
-Chejronie chciałeś nam coś przekazać?-Zmieniłam temat.
-A tak zapomniałbym. Dzisiaj jest ognisko pożegnalne.
-Ale jak to pożegnalne?
-Łowczynie wyjeżdżają.
-Czyli że Thalii też nie będzie?
-Niestety muszę przyznać ci racje. -widziałam smutek w jego oczach.
*Nico*
Siedzę w tym głupim podziemiu już trzeci tydzień nawet nie wiem co się dzieje na górze.
-Nico- Usłyszałem głos mojego ojca.-Chodź tutaj.
-Czego?!
-Grzeczniej do tatusia. -Stanął przedemną. -Chcę żebyś wrócił do obozu.
-Jak to? Ale dlaczego?
-Hermes mi powiedział że będzie nowa misja.
-A co ja mam z tym wspólnego?
-Ty weźmiesz w niej udział. -Podał mi czarną kartkę. -Dasz to temu centaurowi.
-A skąd pomysł że to zrobię?
-Bo jeśli mnie nie posłuchasz do końca swojego marnego życia będziesz pomagał Charonowi na Styksie.
*Percy*
Annabeth prawie wogóle się nieodzywała odkąd dowiedziała się że Thalia wyjeżdża.
-Ann przecież wiedziałaś że to się wydarzy.
-Tak, ale nie spodziewałam się że tak szybko.
Zauważyłem że jest bliska płaczu więc ją przytuliłem.
-Wszystko będzie dobrze.
W tej chwili wpadłem na genialny pomysł. Jedyne co mogło uspokoić Annabeth Chase to pojedynek więc zaciągłem ją na arene.
-Percy co ty robisz?
-Wyciągnij sztylet.
Zrobiła to o co poprosiłem, a ja natarłem.
Odparowała mój cios, niestety dostało mi się i upadłem.
-O bogowie! Percy przepraszam. Nic ci nie jest?
-Kim... kim jesteś?
-O nie. Nie, nie, nie. -Uklękła przy
mnie. -Błagam cię.
-Uspokuj się. -Zaczołem się śmiać.
Uderzyła mnie. -Jeszcze raz tak zrobisz, a przysięgam że...
Pocałowałem ją.
-Mógłbyś przestać tak robić? -Pomogła mi wstać.
-A co nie podoba ci się? -Poruszyłem brwiami.
Annabeth uderzyła otwartą dlonią w czoło. - Jesteś niemożliwy.
-Ale właśnie za to mnie kochasz.
Usłyszałem dźwięk konchy co oznaczało że ognisko właśnie się zaczęło.
*Annabeth*
Usiedliśmy na ławce, a dzieci Apolla przyszły z gitarą i zaczeli śpiewać "Cover Girl". Po chwili wszyscy do nich dołączyli.
Gdy skończyliśmy karzdy spojrzał na nas.
-No co? -Odezwał się Percy.
-Pocałuj ją wreszcie! -Krzyknęła Calrisse.
Percy troche się wachał, ale przysunął się bardziej i zaczął mnie całować. Wszyscy zaczeli klaskać.
Nagle z cienia wyszedł Nico.
No i jest rozdział troche
krótki, ale to przez
emocje.
Zaczynam się zastanawiać
nad rozdzieleniem Percabeth
bo się was troche cykam,
ale i tak was kocham <3
Czytasz? KOMENTUJ
wtorek, 15 kwietnia 2014
Rozdział 23
*Annabeth*
Siedziałam w domku Percy'ego ponieważ trochę pociełam mu ubranie.
-Annabeth. -Usłyszałam głos z łazienki.-Mogłabyś przynieść mi koszulkę?
Wstałam i podeszłam do szafki w której panował "lekki" nieład. Wyciągnełam z niej pomarańczową koszulkę.i ruszyłam w stronę łazienki,
Trochę mnie zatkało bo nigdy nie widziałam Glonomóżdżka bez koszulki z tak bliska więc mogłam się mu bardziej przyjżeć.
Percy był szczupły, wysportowany i opalony. Nie dziwie się że cóteczki Afrodyty tak na niego lecą. Podałam mu t-shirt.
-Wisz,a może nie będę zakładał koszulki. - Uśmiechnął się łobuzersko i zrobił krok do przodu.
-Brzmi ciekawie, ale zaraz kolacja.
Jak na zawołanie rozległ się dźwięk konchy.
-Nie to nie. -Założył koszulkę.-Ale nie myśl sobie że ci odpuszczę.
Chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z pomieszczenia.
Gdy doszliśmy do pawilonu Percy odprowadził mnie do stolika i sam poszedł coś zjeść.
-Mogłabyś wkońcu przestać kręcić z tym od Posejdona. -Usłyszałam głos mojego przyrodniego brata Malcolma. -Wiesz co by na to powiedziala mama?
-Po 1 nie denerwuj mnie, a po 2 co cię to interesuje? Zajmij się swoim talerzem.
Wstałam i podeszłam do trójnogu
Oczywiście wrzuciłam ofiare mojej matce, ale postanowiłam uczynić to samo dla Afrodyty.
-Chodź.- Glonomóżdżek złapał mnie za rękę.
-Co? Ale...
-Żadnego "ale" poprostu chodź.
Pociągnął mnie w stronę lasu.
Siedziałam w domku Percy'ego ponieważ trochę pociełam mu ubranie.
-Annabeth. -Usłyszałam głos z łazienki.-Mogłabyś przynieść mi koszulkę?
Wstałam i podeszłam do szafki w której panował "lekki" nieład. Wyciągnełam z niej pomarańczową koszulkę.i ruszyłam w stronę łazienki,
Trochę mnie zatkało bo nigdy nie widziałam Glonomóżdżka bez koszulki z tak bliska więc mogłam się mu bardziej przyjżeć.
Percy był szczupły, wysportowany i opalony. Nie dziwie się że cóteczki Afrodyty tak na niego lecą. Podałam mu t-shirt.
-Wisz,a może nie będę zakładał koszulki. - Uśmiechnął się łobuzersko i zrobił krok do przodu.
-Brzmi ciekawie, ale zaraz kolacja.
Jak na zawołanie rozległ się dźwięk konchy.
-Nie to nie. -Założył koszulkę.-Ale nie myśl sobie że ci odpuszczę.
Chwycił mnie za rękę i wyszliśmy z pomieszczenia.
Gdy doszliśmy do pawilonu Percy odprowadził mnie do stolika i sam poszedł coś zjeść.
-Mogłabyś wkońcu przestać kręcić z tym od Posejdona. -Usłyszałam głos mojego przyrodniego brata Malcolma. -Wiesz co by na to powiedziala mama?
-Po 1 nie denerwuj mnie, a po 2 co cię to interesuje? Zajmij się swoim talerzem.
Wstałam i podeszłam do trójnogu
Oczywiście wrzuciłam ofiare mojej matce, ale postanowiłam uczynić to samo dla Afrodyty.
-Chodź.- Glonomóżdżek złapał mnie za rękę.
-Co? Ale...
-Żadnego "ale" poprostu chodź.
Pociągnął mnie w stronę lasu.
***
Szliśmy już dobrych pare minut.
-Percy gdzie idziemy?
-Niespodzianka. - Uśmiechnął się.
-A mogę chociaż wiedzieć po co?
-Jak to po co? Trzeba nadrobić stracony czas.
A... - Chciałam się odezwać, ale Percy zamknął mi usta pocałunkiem.
Dobry sposób sobie znalazł na uciszanie.
Szliśmy jeszcze kawałek aż wkońcu wyszliśmy z lasu. Moim oczom ukazała się piękna polana, a na środku leżał rozłożony koc.
Zakało mnie nie mogłam wykrztusić słowa.
-Wiesz buziak mi się chuba należy.
-Nie.
-Co?! -Jego mina była bezcenna.
-Za dużo tych buziaków Glonomóżdżku.- Wystawiłam m język.
-Skoro tak to sam go sobie wezmę.
Percy zaczął mnie gonić, a ja przed nim uciekałam, ale nie trwało to długo ponieważ on jest odemnie szybszy.
Wpadł na mnie i runeliśmy na yrawę tym razem Percy leżał na mnie.
-To jak wolisz po dobroci czy nie? -Poruszył brwiami, a ja wybuchłam śmiechem.
-Dajesz nie boje się.
-Sama tego chciałaś - Zaczął mnie całować.
*Percy*
Leżeliśmy na polanie już od godziny co mi nie przeszkadzało. Mógłbym tu spędzić wieczność jeśli ta mądrala byłaby przy mnie.
-Ann -zacząłem. -Śnił mi się ostatnio Posejdon.
-Coś ci powiedział?
-Tak. Mówił że przed nami trudne wyzwanie i musimy w siebie wierzyć.
-Percy ja nigdy w ciebie nie zwątpie. -Po tych słowach pocałowała mnie.
Annabeth wtuliła się we mnie mocniej i usnęła.
Wziołem ją na ręce i zacząłem iść.
-Percy ja wcale nie śpię. -Wymamrotala na pół przytomna.
-Tak wiem.
Otworzyłem drzwi od mojego domku i położyłem ją na łużku. Po chwili sam odpłynąłem do krainy Morfeusza.
*Annabeth*
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jak ja się znalazłam w domku Posejdona? I jakim cudem jestem przebrana?
Spojrzałam na mojego Glonomóżdżka, który się ślinił przez sen. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Przyglądałam się mu od dłuższej chwili.
Gdy śpi jest taki słodki, w pewnej chwili się uśmiechnął.
-Dlaczego się na mnie patrzysz? -Otworzył swoje zielone oczy.
-Percy tak się zastanawiam.
-Myślisz o tym dlaczego nie chciałem zostać bogiem?
-Tak cały czas mnie to męczy.
-Ja nie chciałem przyjąć ich daru dlatego że... -Zrobił się czerwony.- No ja w głębi duszy wierzyłem że czujesz do mnie coś więcej niż przyjaźń.
-O bogowie czyli odrzuciłeś dar nieśmiertelności dla mnie?
Właśnie w tej chwili poczułam że moje serce robi salta ze szczęścia, ale Percy siedział ze spuszczoną głową.
*Percy*
O bogowie powiedziałem to.
Annabeth się nieodzywała więc zacząłem się bać że posunąłem się zadaleko. A co jeśli ona po tym co jej powiedziałem ze mną zerwie?
-Może lepiej uznajmy że tej rozmowy nie było?
-Co?! Nie Percy to jest niesamowite.
-Czyli nie jesteś na mnie zła?
-Wręcz przcienie.
Poczułem jakby kamień spadł mi z serca. Myśl że mógłbym ją utracić była gorsza od walki z plagą potworów.
Annabeth przysunęła się do mnie bliżej i zaczeła całować. Usiadła mi na kolanach, a ja się położyłem. Nasze pocałunki z karzdą chwilą stawały się bardziej namiętne.
Nagle do mojego domku wpadł Malcolm psując całą zabawe.
Gdy zobaczył Ann siedzącą na mnie w samej bieliźnie zrobił się czerwony ze złości.
-Chejron na was czeka. -Ledwo się opanował i wyszedł, a my wybuchneliśmy śmiechem. Pocałowała mnie jeszcze raz i wstała.
-Lepiej chodźmy bo znowu tu przyjdzie.- Rzuciła we mnie koszulką.
-A musimy?
-Niestety tak. Wstawaj.
Ubrałem się najszybciej jak mogłem i wyszliśmy.
Macie tutaj troszkę
miłości. Ja taka dobra.
Połowa rozdziału została
napisana o 4 nad ranem
ponieważ wtedy mam najlepszą
wene.
Czytasz? KOMENTUJ
Zakało mnie nie mogłam wykrztusić słowa.
-Wiesz buziak mi się chuba należy.
-Nie.
-Co?! -Jego mina była bezcenna.
-Za dużo tych buziaków Glonomóżdżku.- Wystawiłam m język.
-Skoro tak to sam go sobie wezmę.
Percy zaczął mnie gonić, a ja przed nim uciekałam, ale nie trwało to długo ponieważ on jest odemnie szybszy.
Wpadł na mnie i runeliśmy na yrawę tym razem Percy leżał na mnie.
-To jak wolisz po dobroci czy nie? -Poruszył brwiami, a ja wybuchłam śmiechem.
-Dajesz nie boje się.
-Sama tego chciałaś - Zaczął mnie całować.
*Percy*
Leżeliśmy na polanie już od godziny co mi nie przeszkadzało. Mógłbym tu spędzić wieczność jeśli ta mądrala byłaby przy mnie.
-Ann -zacząłem. -Śnił mi się ostatnio Posejdon.
-Coś ci powiedział?
-Tak. Mówił że przed nami trudne wyzwanie i musimy w siebie wierzyć.
-Percy ja nigdy w ciebie nie zwątpie. -Po tych słowach pocałowała mnie.
Annabeth wtuliła się we mnie mocniej i usnęła.
Wziołem ją na ręce i zacząłem iść.
-Percy ja wcale nie śpię. -Wymamrotala na pół przytomna.
-Tak wiem.
Otworzyłem drzwi od mojego domku i położyłem ją na łużku. Po chwili sam odpłynąłem do krainy Morfeusza.
*Annabeth*
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jak ja się znalazłam w domku Posejdona? I jakim cudem jestem przebrana?
Spojrzałam na mojego Glonomóżdżka, który się ślinił przez sen. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Przyglądałam się mu od dłuższej chwili.
Gdy śpi jest taki słodki, w pewnej chwili się uśmiechnął.
-Dlaczego się na mnie patrzysz? -Otworzył swoje zielone oczy.
-Percy tak się zastanawiam.
-Myślisz o tym dlaczego nie chciałem zostać bogiem?
-Tak cały czas mnie to męczy.
-Ja nie chciałem przyjąć ich daru dlatego że... -Zrobił się czerwony.- No ja w głębi duszy wierzyłem że czujesz do mnie coś więcej niż przyjaźń.
-O bogowie czyli odrzuciłeś dar nieśmiertelności dla mnie?
Właśnie w tej chwili poczułam że moje serce robi salta ze szczęścia, ale Percy siedział ze spuszczoną głową.
*Percy*
O bogowie powiedziałem to.
Annabeth się nieodzywała więc zacząłem się bać że posunąłem się zadaleko. A co jeśli ona po tym co jej powiedziałem ze mną zerwie?
-Może lepiej uznajmy że tej rozmowy nie było?
-Co?! Nie Percy to jest niesamowite.
-Czyli nie jesteś na mnie zła?
-Wręcz przcienie.
Poczułem jakby kamień spadł mi z serca. Myśl że mógłbym ją utracić była gorsza od walki z plagą potworów.
Annabeth przysunęła się do mnie bliżej i zaczeła całować. Usiadła mi na kolanach, a ja się położyłem. Nasze pocałunki z karzdą chwilą stawały się bardziej namiętne.
Nagle do mojego domku wpadł Malcolm psując całą zabawe.
Gdy zobaczył Ann siedzącą na mnie w samej bieliźnie zrobił się czerwony ze złości.
-Chejron na was czeka. -Ledwo się opanował i wyszedł, a my wybuchneliśmy śmiechem. Pocałowała mnie jeszcze raz i wstała.
-Lepiej chodźmy bo znowu tu przyjdzie.- Rzuciła we mnie koszulką.
-A musimy?
-Niestety tak. Wstawaj.
Ubrałem się najszybciej jak mogłem i wyszliśmy.
Macie tutaj troszkę
miłości. Ja taka dobra.
Połowa rozdziału została
napisana o 4 nad ranem
ponieważ wtedy mam najlepszą
wene.
Czytasz? KOMENTUJ
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
Rozdział 22
*Percy*
Głowa pękała mi od bólu. Można sobie wyobrazić ból głowy po oberwaniu kijem bejsbolowym. Po fali odzyskanych wspomnień jest dziesięć razy gorzej, ale nie to jest teraz najważniejsze. Wybiegłem ze szpitala w poszukiwaniu Annabeth. Obiegłem chyba cały obóz. Zacząłem od domku Ateny, ale tam jej nie było więc biegłem przed siebie. Pola truskawek, ścianka wspinaczkowa, plaża, pawilon, a nawet las i nic. Zobaczyłem córke Zeusa idącom w moją stronę.
-Thalia! -Wydyszałem - Widziałaś Ann ?
-Percy co się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegł maraton.
-I tak się czuję. To widziałaś ją ?
-Jasne jest na arenie. Czy ty już...
-Dobra dzięki. -Odbiegłem zostawiając ją samą.
Arena. Na bogów czemu ja na to nie wpadłem? Ann chyba słusznie uważa że jestem cieżkomyslący.
Córka Ateny walczyła z paroma dziećmi od Aresa. Rzecz jasna wygrywała.
-Kto następny? -zapytała gdy ostatni heros osunął się na ziemię.
Podniosłem rękę w chwili gdy na mnie spojrzała. -Mam nadzieje że dasz mi szanse.
-A ty nie powinieneś być w szpitalu? -I pomyśleć że ja w tym związku mam glony w mózgu. -Nieważne i tak zaraz trafisz tam znowu.
Annabeth natarła na mnie ze sztyletem w ręce. Ledwo zdąrzyłem odparować jej cios, a już czułem zmęczenie. Zauważyłem że z karzdym uderzeniem wacha się coraz bardziej więc zadałem cios. Niestety przewidziała mój ruch i mnie odepchnęła. Upadłem na ziemię, a Ann stanęła nademną.
-I co teraz?
Podchaczyłem ją tak że wylądowała na mnie.
Zaczeliśmy się śmiać. Nasze spojrzenia się spotkały i patrzeliśmy sobie w oczy. Dotknąłem jej policzka i pocałowałem delikatnie.
Była w szoku oderwała się odemnie i wstała.
-Percy co ty robisz?
Stanąłem naprzeciw niej - No myślałem...
-Myślałeś co? - Skrzyżowała ręce na piersi.
-Myślałem że całowanie swojej dziewczyny to nic złego. -Uśmiechnąłem się.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawe z sensu moich słów.
-Odzyskałeś pamięć i nic nie powiedziałeś!
Cały obóz ją chyba słyszał, ale w jej głosie było słychać szczęście co mnie bardzo ucieszyło.
Byłem przygotowany na to że zaraz się na mnie rzuci, ale ona zamiast tego uderzyła mnie w ramie.
-Auć.
-Jesli jeszcze raz zrobisz mi coś takiego to obiecuje że zanik pamięci będzie twoim najmniejszym problemem. -
Po tch jakże romantycznych słowach przytuliła mnie.- Percy tak się bałam.
Nic nie powiedziałem tylko uniosłem jej brodę i złączyłem nasze usta w pocałunku.
Smutam bo jakoś
mało komów pod ostatnim
rozdziałem no ale cóż.
Krótki bo po 1 mało czasu
muszę się pouczyć.
A po 2 przed chwilą wstałam.
Znacie zasady.
Czytasz? KOMENTUJ
Głowa pękała mi od bólu. Można sobie wyobrazić ból głowy po oberwaniu kijem bejsbolowym. Po fali odzyskanych wspomnień jest dziesięć razy gorzej, ale nie to jest teraz najważniejsze. Wybiegłem ze szpitala w poszukiwaniu Annabeth. Obiegłem chyba cały obóz. Zacząłem od domku Ateny, ale tam jej nie było więc biegłem przed siebie. Pola truskawek, ścianka wspinaczkowa, plaża, pawilon, a nawet las i nic. Zobaczyłem córke Zeusa idącom w moją stronę.
-Thalia! -Wydyszałem - Widziałaś Ann ?
-Percy co się stało? Wyglądasz jakbyś przebiegł maraton.
-I tak się czuję. To widziałaś ją ?
-Jasne jest na arenie. Czy ty już...
-Dobra dzięki. -Odbiegłem zostawiając ją samą.
Arena. Na bogów czemu ja na to nie wpadłem? Ann chyba słusznie uważa że jestem cieżkomyslący.
Córka Ateny walczyła z paroma dziećmi od Aresa. Rzecz jasna wygrywała.
-Kto następny? -zapytała gdy ostatni heros osunął się na ziemię.
Podniosłem rękę w chwili gdy na mnie spojrzała. -Mam nadzieje że dasz mi szanse.
-A ty nie powinieneś być w szpitalu? -I pomyśleć że ja w tym związku mam glony w mózgu. -Nieważne i tak zaraz trafisz tam znowu.
Annabeth natarła na mnie ze sztyletem w ręce. Ledwo zdąrzyłem odparować jej cios, a już czułem zmęczenie. Zauważyłem że z karzdym uderzeniem wacha się coraz bardziej więc zadałem cios. Niestety przewidziała mój ruch i mnie odepchnęła. Upadłem na ziemię, a Ann stanęła nademną.
-I co teraz?
Podchaczyłem ją tak że wylądowała na mnie.
Zaczeliśmy się śmiać. Nasze spojrzenia się spotkały i patrzeliśmy sobie w oczy. Dotknąłem jej policzka i pocałowałem delikatnie.
Była w szoku oderwała się odemnie i wstała.
-Percy co ty robisz?
Stanąłem naprzeciw niej - No myślałem...
-Myślałeś co? - Skrzyżowała ręce na piersi.
-Myślałem że całowanie swojej dziewczyny to nic złego. -Uśmiechnąłem się.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawe z sensu moich słów.
-Odzyskałeś pamięć i nic nie powiedziałeś!
Cały obóz ją chyba słyszał, ale w jej głosie było słychać szczęście co mnie bardzo ucieszyło.
Byłem przygotowany na to że zaraz się na mnie rzuci, ale ona zamiast tego uderzyła mnie w ramie.
-Auć.
-Jesli jeszcze raz zrobisz mi coś takiego to obiecuje że zanik pamięci będzie twoim najmniejszym problemem. -
Po tch jakże romantycznych słowach przytuliła mnie.- Percy tak się bałam.
Nic nie powiedziałem tylko uniosłem jej brodę i złączyłem nasze usta w pocałunku.
Smutam bo jakoś
mało komów pod ostatnim
rozdziałem no ale cóż.
Krótki bo po 1 mało czasu
muszę się pouczyć.
A po 2 przed chwilą wstałam.
Znacie zasady.
Czytasz? KOMENTUJ
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 21
*Percy*
Otworzyłem oczy nie wiedziałem gdzie jestem. Czułem pustkę, a przedemną stała grupka ludzi.
-Kim jesteście?
-Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. -Odpowiedział jakiś mężczyzna. Zaraz czy on jest w połowie koniem?
-No dobra, a ja to kto?
-To ty nic nie pamiętasz?
-Mam kompletną pustke w głowie.
Jakaś dziewczyna zaczęła płakać, a druga bardziej zbudowana wyprowadziła ją z pomieszczenia.
-Więc nazywasz się Percy Jackson jesteś w obozie herosów, a dokładniej w obozowym szpitalu.
-W obozie herosów? Co to jest?
-Obóz Herosów to takie moejsce w którym szkolimy półbogów.
-A co to półbóg?
-Wiesz może puźniej wszystko ci wytłumaczę, a teraz odpocznij.- Powiedział pół człowiek i wyszedł.
*Annabeth*
-Zobaczysz wszystko będzie dobrze- Clarisse próbowała mnie uspokoić.
-Ty nic nierozumiesz. On nic nie panięta, a co jeśli już mnie nie kocha? Jesli zapomniał o tym co do mnie czuł?
-Ann wien że jest ci przykro, ale musisz w niego uwierzyć. -Doszła do nas Thalia.
-Thalia ma racje teraz najwarzniejsze jest to aby odzyskał pamięć, a ty musisz być przy nim.
-Macie racje. Najważniejsze, że Percy żyje.
-Dokładnie, a teraz idź odpocząć.
*Thalia*
Tak bardzo mi szkoda Ann, więc poszłam do Chejrona.
-Kiepska sprawa nie.
-Nie rozumiem -Odparł.
-No z Percym. -Odpowiedziałam - Niby się obudził, ale nic nie pamięta.
-Tak masz racje. Trzeba coś z tym zrobić bo nie puścimy go na misje w takim stanie.
-Jeśli chodzi o tą misje. Czy to ma jakiś związek z wyprawą Artemidy?
-Cóż myślę że obie te sprawy jakoś się łączą, ale Zeus noe wyrazil się jasno.
Otworzyłem oczy nie wiedziałem gdzie jestem. Czułem pustkę, a przedemną stała grupka ludzi.
-Kim jesteście?
-Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. -Odpowiedział jakiś mężczyzna. Zaraz czy on jest w połowie koniem?
-No dobra, a ja to kto?
-To ty nic nie pamiętasz?
-Mam kompletną pustke w głowie.
Jakaś dziewczyna zaczęła płakać, a druga bardziej zbudowana wyprowadziła ją z pomieszczenia.
-Więc nazywasz się Percy Jackson jesteś w obozie herosów, a dokładniej w obozowym szpitalu.
-W obozie herosów? Co to jest?
-Obóz Herosów to takie moejsce w którym szkolimy półbogów.
-A co to półbóg?
-Wiesz może puźniej wszystko ci wytłumaczę, a teraz odpocznij.- Powiedział pół człowiek i wyszedł.
*Annabeth*
-Zobaczysz wszystko będzie dobrze- Clarisse próbowała mnie uspokoić.
-Ty nic nierozumiesz. On nic nie panięta, a co jeśli już mnie nie kocha? Jesli zapomniał o tym co do mnie czuł?
-Ann wien że jest ci przykro, ale musisz w niego uwierzyć. -Doszła do nas Thalia.
-Thalia ma racje teraz najwarzniejsze jest to aby odzyskał pamięć, a ty musisz być przy nim.
-Macie racje. Najważniejsze, że Percy żyje.
-Dokładnie, a teraz idź odpocząć.
*Thalia*
Tak bardzo mi szkoda Ann, więc poszłam do Chejrona.
-Kiepska sprawa nie.
-Nie rozumiem -Odparł.
-No z Percym. -Odpowiedziałam - Niby się obudził, ale nic nie pamięta.
-Tak masz racje. Trzeba coś z tym zrobić bo nie puścimy go na misje w takim stanie.
-Jeśli chodzi o tą misje. Czy to ma jakiś związek z wyprawą Artemidy?
-Cóż myślę że obie te sprawy jakoś się łączą, ale Zeus noe wyrazil się jasno.
***
*Annabeth*
Percy nadal leżyvw szpitalu i śpi. Od ostatniego przebudzenia minęły trzy dni. Strasznie się marywie. Zaczęłam coraz więcej ćwiczyć. Nie chciałam płakać bo w ten sposób nie pomogę Glonomóżdżkowi.
-Annabeth. -Na arene weszła Clarisse.-
Powinnaś odpocząć siedzisz tu od czterech godzin.
-Nie rozkazuj mi. Chyba że chcesz ze mną walczyć.
-Jasne, ale najpierw powinnam ci powiedzieć że twój chłopak się obudził.
-Co? Nie mogłaś tak odrazu?- Już chciałam iść.
-Annabeth!
-No co?
-Może najpierw się wykomp. -Zaśmiała się.
Miała racje byłam cała spocona, więc pobiegłam do domku.
*Percy*
Gdy się obudziłem "Pan koń" znowu stał kołomnie.
-No nareszcie. Napędziłeś nam strachu.
Wciąż nic nie pamiętasz?
-Niestety nie, więc gdyby pan mógł mi wszystko wytłumaczyć byłbym bardzo szczęśliwy.
-No dobrze, a więc jesteś półbogiem. Twoim ojcem jest grecki bóg mórz Posejdon.
-Okej. A jest więcej takich jak ja?
-Oczywiście jest was pełno.
-Hej. - Do pomieszczenia weszła dziewczyna . -Chejronie co z nim ?
-Niestety wciąż nic nie pamięta.
-No to słabo. - Uśmiechneła się do mnie.- Cześc Percy jestem Thalia . Pewnie nie pamiętasz, ale jesteśmy przyjaciółmi.
-Super. A kto jest twoim rodzicem.
Dziewczyna zaśmiała się. -Jestem córką Zeusa.
-Jestem trochę zmęczony więc się prześpie.
*Annabeth*
Nawe nie zdąrzyłam z nim porozmawiać, ale Chejron mówił że jest coraz lepiej.
Postanowiłam że pójdę porozmawiać z Thalią.
-Hej. -Zauważyłam że przyjaciółka biegnie w moją stronę.
-Ann jak się czujesz?
-Chyba w porządku. Thalia ty jako jedyna poza Chejronem rozmawiałaś z Percym. Jak on się zachowywał?
-On kompletnie nic nie pamięta.
Po jej słowach łzy napłynęły mi do oczu.
-Nie płacz wszystko sie ułoży.
-A co jeśli nie?
-Nie mów tak. Musisz być dobrej myśli.
Przytuliła mnie, a ja pozwoliłam lzom spokojnie płynąć.
*Percy*
Miałem dziwne sny jakby urywki wspomnień. Może pamięć do mnie wraca?
Pamiętam dziewczyne, ale nie wiem jak wygląda. Poczułem olur przy nogach. Spojrzałem w tamtą stronę. Jakaś dziewczyna miała opartą głowe o moje łużko.
-Hej. -Szturchnąłem ją. -Wstawaj.,
Podniosła sie delikatnie więc mogłem się jej przyjżeć. Była niesamowita. Blond loki opadały delikanie na plecy, szare oczy w których można było zobaczyć smutek i opalenizna. Zupełnie jakby słońce muskało promieniami jej skóre. Wyglądała na zmęczoną. Oczy były podpuchnięte od płaczu, a mimo to wyglądała pięknie.
-Jak długo tutaj jesteś?
-Od jakiś dwuch dni. - Uśmiechnęła się, a mi odrazu poprawił się nastrój. Pewnie mnie nie pamiętasz.
-Niestety, ale ty chyba lepiej powinnaś odpocząć.
-Zaraz kto tutaj jest poszkodowany. Ja czy ty?
-Czyli śpię od dwóch dni?
-Tak i wiesz co? Ślinisz się przez sen.
Zacząłem się śmiać. Dlaczego ona tak na mnie działa ?
-Wiesz chyba masz racje. Pójdę się ogarnąć. -Wstała i ruszyła w stronę wyjścia.
-Zaczekaj! Ja nawet nie wiem jak masz na imię.
Uśmiechnęła się. -Jestem Annabeth.
Poczułem impuls energii. Zupełnie jakby ktoś uderzył mnie w głowę po czym zemdlałem.
No i nastepny za mną.
Rozdział pisan o 3 nad ranem :)
Jeszcze pytanko kto chciał fejsa?
Pamiętaj:
Czytasz? KOMENTUJ
sobota, 12 kwietnia 2014
Rozdział 20
*Thalia*
Wchodziliśmy do Empire State Building.
-Czym mogę służyć? -Zapytał mężczyzna za ladą.
-Piętro sześćsetne.
-Przykro mi, ale nie mamy tu takiego.
Spojrzałam na niego gniewnie. -Posłuchaj koleś jestem córką Zeusa, więc jeśli nie chcesz oberwać piorunem to lepiej otwórz tę cholerną winde.
W jego oczach widać było strach. Nacisnął jakiś guzik pod ladą i drzwi się otworzyły.
-Tylko nie chcę mieć przez was klopotów.
Winda się zamknęła i jechaliśmy w góre. Z głośników poleciała piosenka Spice Girls, a Chejron zaczął machać ogonem w rytm muzyki. Usłyszałam charakterystyczne "dzyń" i winda się oteorzyła. Przed nami rozciągało się Wieczne Miasto, a my ruszyliśmy w stronę pałacu.
Wchodziliśmy do Empire State Building.
-Czym mogę służyć? -Zapytał mężczyzna za ladą.
-Piętro sześćsetne.
-Przykro mi, ale nie mamy tu takiego.
Spojrzałam na niego gniewnie. -Posłuchaj koleś jestem córką Zeusa, więc jeśli nie chcesz oberwać piorunem to lepiej otwórz tę cholerną winde.
W jego oczach widać było strach. Nacisnął jakiś guzik pod ladą i drzwi się otworzyły.
-Tylko nie chcę mieć przez was klopotów.
Winda się zamknęła i jechaliśmy w góre. Z głośników poleciała piosenka Spice Girls, a Chejron zaczął machać ogonem w rytm muzyki. Usłyszałam charakterystyczne "dzyń" i winda się oteorzyła. Przed nami rozciągało się Wieczne Miasto, a my ruszyliśmy w stronę pałacu.
***
Gdy weszliśmy do sali tronowej bogowie jak zwykle się kłucili.
-Cisz! - Krzyknął mój ojciec - Mamy gości.
*Annabeth*
Już drugi dzień siedzę przy Percym i nic, ambrozja tak jakby na niego nie działa.
Spojrzałam na niego, a łzy same napłynęły mi do oczu. Przypomniało mi się jak pierwszy raz go spotkałam.
Pokonał wtedy minotaura i też leżał w szpitalu, a ja się nim opiekowałam.
Wyglądał wtedy tak samo słodko jak teraz.
Spojrzałam jeszcze raz na Glonomóżdżka i się uśmiechnęłam. Przynajmniej jedno się nie zmieniło.
Wciąż ślini się przez sen.
-Hej, a ty wciąż tutaj. -Do pomieszczenia wszedł Matt syn Apollina.
-Tak.
-Słuchaj będziemy mu teraz robić badania, a ty powinnaś iść odpocząć.
Miał racje byłam wykończona
Odkąd Percy tu trafił wogóle stąd niewychodziłam, więc postanowiłam pójść się przespać.
*Thalia*
-Jak to nam nie pomożesz?
-Przykro mi, ale nie mogę musicie sobie sami poradzić.
-Dobra bez ładki, a ty nic z tym nie zrobisz? -Skierowałam sie do boga mórz. -Przecież to twój syn.
-Przykro mi, ale Apollo ma racje.
-No i dobrze - Odezwała się Atena - I niech nie zbliża się do mojego syna.
-A może niech twoja córcia nie zbliża się do mojego syna.
Chałas znów zawładnoł salą.
-Uspokujcie się wreszcie!
-Tak. Poza tym oni naprawdę się kochają. -Dodała Afrodyta.
-Zamknij się to pewnie twoja sprawka. -Mama Ann naskoczyła na boginie miłości.
-Wiesz chyba nic nie wskóramy.
Chejron ruszył w stronę wyjścia, a ja za nim.
*Annabeth*
Kąpiel. Tak tego zdecydowanie było mi trzeba, ale nie zajęło mi to zbyt długo czasu ponieważ chcę być jak najszybciej przy Glonomóżdżku.
Gdy skończyłam się ubierać usłyszałam pukanie do drzwi.
-Hej .- Do domku weszła Clarisse. -Jak się czujesz?
I po co ona się pyta?
-Nie najlepiej.
-Tak spodziewałam się takiej odpowiedzi, więc przyniosłam ci jedzenie.
Zdziwiłam się bo dopiero teraz zauważyłam tacę w jej ręce.
-Dzięki - Uśmiechnęłam się lekko.
Dopiero teraz poczułam głud. Odkąd zdarzył się ten wypadek nic nie jadłam.
-Annabeth - Do domku weszła Thalia. - Percy się przebudził.
Okej napisany
mam nadzieje , że się
spodoba.
Mam dla was wyzwanie
10 kom = kolejny rozdział.
Dacie radę?
Już jestem :)
Właśnie wróciłam od babci bardzo mnie zaskoczyliście.
Tak jak chcieliście dodam rozdział tylko, że o 22.
Dziękuję za komentowanie jesteście kochani <3
Tak jak chcieliście dodam rozdział tylko, że o 22.
Dziękuję za komentowanie jesteście kochani <3
piątek, 11 kwietnia 2014
Rozdział 19
*Annabeth*
Szliśmy trzymając się za ręce. Z daleka było już widać pięść Zeusa. Percy złapał mnie za ramiona i oparł o drzewo.
-Mowiłem ci już jak bardzo cię kocham?
-No trochę tego było.- Zaśmiałam się.
Nic nie odpowiedział tylko mnie pocałował. Lubię gdy tak robi, lubię gdy jest blisko.
-Kocham cię. - Tym razem ja mu to uświadomiłam.
-Annabeth...
Nagle w krzakach coś się poruszyło i przerwało wypowiedź glonomóżdżka.
Ten potwór był jakiś nietypowy, nigdy o takim nie czytałam. Wyglądał jak krzyżówka węża z lwem nemejskim i minotaurem. Straszny widok. Percy odetkał miecz i rzucił się na to coś.
-Percy zaczekaj. -Popełniłam błąd poniważ potwór zaczął biec w moją stronę. Stałam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. To paskudztwo było coraz bliżej, zamachnął się na mnie, więc zamknęlam oczy.
-Nie!
Usłyszałam trzask, ale to nie ja dostalam. Zobaczyłam Percy'ego, który odleciał parę metrów i uderzył o sterte głazów.
*Thalia*
Miałyśmy trening w lesie gdy usłyszałam krzyk syna Posejdona.
Pobiegłysmy z dziewczynami w stronę skąd słychać było odgłosy walki.
-Co to na Zeusa jest? -Zapytałam gdy dotarłyśmy na miejsce. -Łowczynie atakować.
Grad srebrnych strzał pofrunął w stronę monstrum i wbiło mu się w łeb.
-Annabeth- podbiegłam do przyjaciółki -Co się stalo?
-Percy on, on - Nie mogła wydusić słowa.
Dopiero teraz zrozumiałam na co ona patrzy. Kawałek dalej leżał syn Posejdona, a z jego głowy strumieniem płyneła czerwona krew.
Córka Ateny padła na kolana przy swoim chłopaku i wybuchła płaczem.
-To moja wina. - Mówiła przez łzy.
-Ann przestań, nie mów tak. -Odwruciłam się w stronę Katie - Biegnij po Chejrona szybko!
Szliśmy trzymając się za ręce. Z daleka było już widać pięść Zeusa. Percy złapał mnie za ramiona i oparł o drzewo.
-Mowiłem ci już jak bardzo cię kocham?
-No trochę tego było.- Zaśmiałam się.
Nic nie odpowiedział tylko mnie pocałował. Lubię gdy tak robi, lubię gdy jest blisko.
-Kocham cię. - Tym razem ja mu to uświadomiłam.
-Annabeth...
Nagle w krzakach coś się poruszyło i przerwało wypowiedź glonomóżdżka.
Ten potwór był jakiś nietypowy, nigdy o takim nie czytałam. Wyglądał jak krzyżówka węża z lwem nemejskim i minotaurem. Straszny widok. Percy odetkał miecz i rzucił się na to coś.
-Percy zaczekaj. -Popełniłam błąd poniważ potwór zaczął biec w moją stronę. Stałam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. To paskudztwo było coraz bliżej, zamachnął się na mnie, więc zamknęlam oczy.
-Nie!
Usłyszałam trzask, ale to nie ja dostalam. Zobaczyłam Percy'ego, który odleciał parę metrów i uderzył o sterte głazów.
*Thalia*
Miałyśmy trening w lesie gdy usłyszałam krzyk syna Posejdona.
Pobiegłysmy z dziewczynami w stronę skąd słychać było odgłosy walki.
-Co to na Zeusa jest? -Zapytałam gdy dotarłyśmy na miejsce. -Łowczynie atakować.
Grad srebrnych strzał pofrunął w stronę monstrum i wbiło mu się w łeb.
-Annabeth- podbiegłam do przyjaciółki -Co się stalo?
-Percy on, on - Nie mogła wydusić słowa.
Dopiero teraz zrozumiałam na co ona patrzy. Kawałek dalej leżał syn Posejdona, a z jego głowy strumieniem płyneła czerwona krew.
Córka Ateny padła na kolana przy swoim chłopaku i wybuchła płaczem.
-To moja wina. - Mówiła przez łzy.
-Ann przestań, nie mów tak. -Odwruciłam się w stronę Katie - Biegnij po Chejrona szybko!
***
Stałyśmy przed obozowym szpitalem czekając na centaura.
Usłyszałyśmy odgłos kopyt i koordynator zajęć wyszedł z pomieszczenia.
-Co z nim? - Ann cały czas płakała.
-Nie najlepiej został już nafaszerowany ambrozją, ale boje sie że to może nie pomuc.
Annabeth wybuchła jeszcze większym płaczem.
Strasznie jej współczuje znali się już dość długo i wiedziałam, że on się jej podobał od dawna, tak samo ona jemu.
Gdy nareszcie mieli szanse być razem stało sie coś takiego.
Dlaczego fata sa takie okrutne?
Spojrzałam na Chejrona również nie wyglądał najlepiej, w koncu Percy był jednym z jego ulubionyh herosów.
-A czy mogę do niego pójść?
Centaur pokiwał głową i przepuścil Ann.
-Co zrobimy? - Zapytałam.
-Thalio boje się, że ambrozja nie wystarczy, więc muszę udać się na Olimp i poprosić Apolla o rady.
-Ja pójdę z tobą moje łowczynie dadzą sobie rade bezemnie.
-Dobrze, a więc biegnij po najpotrzebniejsze rzeczy. Musimy wyruszyć jak najszybciej.
Heheszky skończyłam
Jak myślicie co z Persiakiem?
Czytasz? KOMENTUJ
czwartek, 10 kwietnia 2014
Rozdział 18
*Annabeth*
Ktoś zaciągnął mnie do domku.
-Thalia? - stałyśmy po środku domku Artemidy, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-Co t do cholery wyprawiasz?
-Rozmawiam z przyjaciółką nie widać?
-Więc czego chcesz?
-Po 1 może trochę grzeczniej, po 2. Zadam ci kilka pytań.
Miała racje zachowałam się oschle w stosunku do niej.
-Tak przepraszam. Co chcesz wiedzieć?
-Przeprosiny przyjęte- uśmiechnęła dię - Chcę wiedzieć gdzie poszłaś wczoraj.
-Jak to gdzie? Do domku.
-No tak w to nie wątpie, ale do którego?
-Do Ateny- skłamałam.
Nie chciałam mówić Thalii gdzie byłam ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje jako łowczyni.
-Tak? To dziwne, bo gdy wczoraj poszłam zobaczyć, ciebie tam nie było, a moja łowczyni widziała jak wchodzisz do domku Posejdona.
-No dobra - Uległam - Byłam u Percy'ego. Zadowolona?
-Całą noc, ale po co?
-No bo my jesteśmy razem- Spodziewałam się innej reakcji. Zamiast tego Thalia zaczęła piszczeć i biegać jak opętana po całym pomieszczeniu.
-Wiedziałam, wiedziałam - To musiało się stać.
-Dobra jeśli nie masz nic przeciwko pójdę już. -Nawet nie czekałam na jej odpowiedź poprostu wybiegłam.
Ktoś zaciągnął mnie do domku.
-Thalia? - stałyśmy po środku domku Artemidy, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-Co t do cholery wyprawiasz?
-Rozmawiam z przyjaciółką nie widać?
-Więc czego chcesz?
-Po 1 może trochę grzeczniej, po 2. Zadam ci kilka pytań.
Miała racje zachowałam się oschle w stosunku do niej.
-Tak przepraszam. Co chcesz wiedzieć?
-Przeprosiny przyjęte- uśmiechnęła dię - Chcę wiedzieć gdzie poszłaś wczoraj.
-Jak to gdzie? Do domku.
-No tak w to nie wątpie, ale do którego?
-Do Ateny- skłamałam.
Nie chciałam mówić Thalii gdzie byłam ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje jako łowczyni.
-Tak? To dziwne, bo gdy wczoraj poszłam zobaczyć, ciebie tam nie było, a moja łowczyni widziała jak wchodzisz do domku Posejdona.
-No dobra - Uległam - Byłam u Percy'ego. Zadowolona?
-Całą noc, ale po co?
-No bo my jesteśmy razem- Spodziewałam się innej reakcji. Zamiast tego Thalia zaczęła piszczeć i biegać jak opętana po całym pomieszczeniu.
-Wiedziałam, wiedziałam - To musiało się stać.
-Dobra jeśli nie masz nic przeciwko pójdę już. -Nawet nie czekałam na jej odpowiedź poprostu wybiegłam.
***
Przebrałam się i poszłam na plażę.
Miałam nadzieje, że Percy wciąż tam jest, nie myliłam się. Już z daleka mnie zauważył i podbiegł.
-Hej ślicznie wyglądasz. -Pocałował mnie.
-Tak każdy wygląda lepiej gdy się odświerzy.
-Chodź coś ci pokarze - pociągnąl mnie do wody.
Na szczęście "pakiet" mocy glonomóżdżka obejmował też oddychanie pod wodą z czego się bardzo cieszyłam.
-Jeszcze chwilę- Jakim cudem on mówi?
Podpłyneliśmy jeszcze kawałek, a moim oczą ukazała się wielobarwna rafa koralowa. Była przepiękna.
-I co podoba ci się?
Spojrzalam na niego podpłynęłam bliżej i zatraciliśmy się w pocałunku.
***
Siedzieliśmy na piasku Percy w blasku słońca wyglądał niczym bóg. I wtedy mnie oświeciło.
-Percy pamiętasz walkę z Kronosem?
-Jak mógłbym zapomnieć, a dlaczego pytasz?
-Po walce gdy chcieli zrobić cię bogiem. Dlaczego odmówiłeś?
No bo... dlatego że... - zaczął się jąkać.
-Wiesz, a może pójdziemy na spacer?
-No dobra, ale później masz mi odpowiedzieć.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam co naprawdę się stanie.
No i kolejny za mną.
Cieszę się że komentujecie
jesteście dla mnie oparciem
kocham was <3
środa, 9 kwietnia 2014
Rozdział 17
Ponieważ pewien anonimek
ma dzisiaj uro postanowiłam
spiąć dupe i napisać
szybciej tak więc:
WSZYSTKIEGO NAJ
WSZYSTKIEGO NAJ
*Annabeth*
Zapukałam do drzwi domku nr.3 i weszłam. Zobaczyłam Percy'ego stojącego przy stoliku na którym były przekąski, a na połkach pozapalane świeczki. Wyglądało to cudownie, było tak romantycznie, a to nie podobne do mojego glonomóżdżka. Mogę się założyć, że nie jedna córka Afrodyty by się popłakała, ale mi wystarczyła sama obecność Percy'ego.
-Mam zaszczyt zaprosić cię na naszą
pierwszą oficjalną randke. - Uśmiechnął się do mnie.
Usiedliśmy przy stoliku, przez chwilę panowała niezręczna cisza , więc postanowiłam ją przerwać.
-Percy jak ty to wszystko zorganizowałeś?
-Nie było trudno, pozatym dla ciebie zrobiłbym wszystko.- Znowu się uśmiechnął.
Na bogów niech przestanie bo mam ochotę się na niego rzucić.
Dalej rozmowa jakoś sama się kleila.
Nagle Percy wstał i włączył wolną piosenkę.
-Annabeth zatańczysz ze mną? - Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja ją chwyciłam. Tańczyliśmy przytuleni do siebie i nic więcej nas nie obchodziło.
Percy odsunął się odemnie i popatrzył e oczy.
-Annabeth Chase jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem.- Po tych słowach pocałował mnie.
To było wspaniałe jego pocałunki były delikatne, a zarazem przepełnione miłością.
*Percy*
Jak narazie wszystko szło świetnie.
-Wiesz ja już chyba pójdę.
-Co? Nie! -Stanąłem przed nią. -Nigdzie nie pójdziesz.
-A to dlaczego? -Uniosła jedną btew.
-No bo... ee... jest zapóźno.
Nie okłamałem jej po części to byla prawda, ale chyba bardziej chciałem żeby została jeszcze ze mną.
-Percy, ale mi chce się spać.
-Świetnie. Więc będziesz spała tutaj.
-Nie mam się w co przebrać.
Okej o tym nie pomyślałem.- Zaczekaj- Podbiegłem do szafki i podałem jej moją koszulę. Wzięła ją i poszła do łazienki.
Gdy wyszła zatkało mnie.
-To gdzie mam spać?
Pokazałem jej moje łużko, a sam miałem spać na drugim.
Już chciałem isć gdy złapała mbie za rękę.
-Percy śpij ze mną. Proszę.
Byłem troszkę zdziwiony, ale położyłem się obok niej.
Annabeth wtuliła się w mój tors, po chwili odchyliła głowę.
-Glonomóżdżku obiecaj, że mnie nie zostawisz.
Popatrzałem jej w oczy- Nie mógł bym.
Moje serce by tego nie wytrzymało.- Pocałowałem ją.
Po chwili zasnęła, a ja przyglądałem się jej , mimo że było ciemno widziałem ją dokładnie.
Chociaż nigdy nie starała się wyglądać dobrze była piękna, taka naturalna.
Po chwili zmożył mnie sen.
***
-Percy, Percy, Percy wstawaj.
-A... Annabeth?
-Dzień dobry glonomóżdżku.
Córka Ateny siedziała na mnie. Zerknąłem na nią.
-Ślinisz się przez sen- Rzuciła i wstała, a ja poszlem do łazienki się ubrać. Moje włosy nie należały do najlepszych więc je poprawiłem.
*Annabeth*
Percy wyszedł z łazienki, mimo że był ubrany zwyczajnie to i tak wyglądał pociągająco. Miał na sobie obozową koszulkę, zwykłe spodenki do kolan i trampki, włosy jak zawsze ułożone w "artystyczny nieład". Czy on musi być taki przystojny? Podszedł do mnie , a ja go pocałowałam.
-Chyba muszę już iść.
-Szkoda. To ja pójdę popływać jeśli będziesz miała czas to przyjdź.
Uśmiechnęłam po czym jeszcze raz go pocałowałam i wyszłam.
Gdy szłam w stronę domku poczułam ból w nadgarstku, a ktoś mnie pociągnął.
Ok kolejny rozdział
Wciąż pisze na tel :(
Jeszcze raz wszystkiego naj.
Nie wiem czy chodziło
ci o coś takiego, ale mam
nadzieje że ci się podoba.
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Rozdział 16
*Annabeth*
Siedziałam na kamieniu czekając aż nadaży się "okazja". Jak Percy tutaj wytrzymuje ? Nagle cośzaszeleściło w krzakach. Z lasu zaczęły wychodzić dziewczyny z łukami przewieszonymi na plecach. Stopniowo ustawiały się w 2 rzędach, a z pomiędzy nich wyszła Thalia, stanęła na przodzie z dumnym uśmiechem.
-No, no, no, a gdzie Glonomózg?
No dobra może i jest moją przyjaciółką, ale nikt poza mną nie może tak nazywać Percy'ego on jest MOIM Glonomóżdżkiem i Thalia powinna to uszanować. Nie teraz pomyślałam i szybko się ogarnęłam .
-Nie ma go tutaj- powiedziałam opanowana.
-To oznacza, że my możemy odebrać wam sztandar łatwiej niż dziecku cukierka i nie będzie żadnych sztuczek z wodą. Łał ależ ona błyskotliwa. To się jeszcze okarze czy nie będzie. Gdyby tylko wiedziała o planie mojego genialnego Glonomóżdżka nie byłaby taka pewna siebie. Udałam przerażoną, co tylko podsyciło Thslii ADHD.
-Łowczynie- krzykneła- Zaczynamy zabawe.
Dziewczyny popędziły z Thalią na przedzie.
-Zaczekaj, zaczekaj - mówiłam po cichu do wody.
Łowczynie się zbliżały - Teraz- krzyknęłam i podniosłam ręce. Cała woda jaka była w strumyku zalała "wroga". Z lasu było słychać pochlipywanie i kaszlenie od wody.
Nagle wybiegł Percy goniony przez 5 łowczyń. W ręku trzymał sztandar drużyny przeciwnej. Strzały latały mu koło głowy.
-Annabeth- krzyknął - Pomożesz?
Rozkazałam strumykowi robić to co przed chwilą. Oczywiście Percy biegł dalej, przeskoczył nad rzeczką i usłyszęliśmy dźwięk konhy, co oznaczało, że wygraliśmy.
Siedziałam na kamieniu czekając aż nadaży się "okazja". Jak Percy tutaj wytrzymuje ? Nagle cośzaszeleściło w krzakach. Z lasu zaczęły wychodzić dziewczyny z łukami przewieszonymi na plecach. Stopniowo ustawiały się w 2 rzędach, a z pomiędzy nich wyszła Thalia, stanęła na przodzie z dumnym uśmiechem.
-No, no, no, a gdzie Glonomózg?
No dobra może i jest moją przyjaciółką, ale nikt poza mną nie może tak nazywać Percy'ego on jest MOIM Glonomóżdżkiem i Thalia powinna to uszanować. Nie teraz pomyślałam i szybko się ogarnęłam .
-Nie ma go tutaj- powiedziałam opanowana.
-To oznacza, że my możemy odebrać wam sztandar łatwiej niż dziecku cukierka i nie będzie żadnych sztuczek z wodą. Łał ależ ona błyskotliwa. To się jeszcze okarze czy nie będzie. Gdyby tylko wiedziała o planie mojego genialnego Glonomóżdżka nie byłaby taka pewna siebie. Udałam przerażoną, co tylko podsyciło Thslii ADHD.
-Łowczynie- krzykneła- Zaczynamy zabawe.
Dziewczyny popędziły z Thalią na przedzie.
-Zaczekaj, zaczekaj - mówiłam po cichu do wody.
Łowczynie się zbliżały - Teraz- krzyknęłam i podniosłam ręce. Cała woda jaka była w strumyku zalała "wroga". Z lasu było słychać pochlipywanie i kaszlenie od wody.
Nagle wybiegł Percy goniony przez 5 łowczyń. W ręku trzymał sztandar drużyny przeciwnej. Strzały latały mu koło głowy.
-Annabeth- krzyknął - Pomożesz?
Rozkazałam strumykowi robić to co przed chwilą. Oczywiście Percy biegł dalej, przeskoczył nad rzeczką i usłyszęliśmy dźwięk konhy, co oznaczało, że wygraliśmy.
-Percy jesteś geniuszem - rzuciłam mu się na szyję, ale szybko się cofnęłam ponieważ wszyscy się na nas gapili.
***
Po naszej wygranej mieliśmy tradycyjne ognisko. Siedziałam obok Glonomóżdżka. Śpiewaliśmy i żartowaliśmy, nagle Percy wstał.
-Cos się stało?- zapytałam przerażona
-Nie tylko chciałbym po być z tobą sam na sam, więc co byś powiedziała na randke u mnie w domki? - bogowie, ale on słodki. Oczywiście zgodziłam się, Percy poszedł, a ja odczekałam 10 min i ruszyłam w strone domków.
Ta dam
Przeszliście samych
siebie z tym komentowaniem
Jestem na fonie wiec sory za błędy
Moj laptop umarł :(
Pamietaj:
Czytasz? KOMENTUJ
sobota, 5 kwietnia 2014
Rozdział 15
*Annabeth*
-Ale jak to przekażesz mi swoje moce? - Zapytałam zdziwiona. Czy on już zupełnie oszalał?
-Normalnie. Gdy byłem w pałacu Posejdona pokazał mi jak to zrobić. To zgadzasz się?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć szczerze bałam się, że coś pójdzie nie tak, wzięłam głęboki wdech.- Tak zróbmy to!
Percy położył rękę przy mojej piersi, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz, jak zawsze gdy mnie dotykał.
-Zamknij oczy.-Rozkazał.
Zrelaksowałam się i po chwili poczułam impuls energii.
Pocałował mnie, a ja otworzyłam oczy.
-Co już?- Nie spodziewałam się, że to minie tak szybko.
-Tak. To co idziemy nad jezioro poćwiczyć?
-Pewnie.- Wyszłam z domku. Gdy byłam już jakieś 10 metrów od domku Percy podbiegł.
-Wiesz wypadało by zaczekać. - Skrzyżował ręce na piersi i udał obrażonego. Zaraz czy on mnie przedrzeźnia?
-Oj Glonomóżdżku nie wściekaj się, przecież nigdzie bym bez ciebie nie poszła-Uśmiechnęłam się do niego.
-Jakoś ci nie wierzę.-Mówił z powagą.
Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta w lekkim pocałunku.- A teraz? -Zapytałam gdy się od niego odsunęłam. Nic nie odpowiedział tylko złapał moją rękę i pobiegliśmy w stronę jeziorka.
-Ale jak to przekażesz mi swoje moce? - Zapytałam zdziwiona. Czy on już zupełnie oszalał?
-Normalnie. Gdy byłem w pałacu Posejdona pokazał mi jak to zrobić. To zgadzasz się?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć szczerze bałam się, że coś pójdzie nie tak, wzięłam głęboki wdech.- Tak zróbmy to!
Percy położył rękę przy mojej piersi, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz, jak zawsze gdy mnie dotykał.
-Zamknij oczy.-Rozkazał.
Zrelaksowałam się i po chwili poczułam impuls energii.
Pocałował mnie, a ja otworzyłam oczy.
-Co już?- Nie spodziewałam się, że to minie tak szybko.
-Tak. To co idziemy nad jezioro poćwiczyć?
-Pewnie.- Wyszłam z domku. Gdy byłam już jakieś 10 metrów od domku Percy podbiegł.
-Wiesz wypadało by zaczekać. - Skrzyżował ręce na piersi i udał obrażonego. Zaraz czy on mnie przedrzeźnia?
-Oj Glonomóżdżku nie wściekaj się, przecież nigdzie bym bez ciebie nie poszła-Uśmiechnęłam się do niego.
-Jakoś ci nie wierzę.-Mówił z powagą.
Przybliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta w lekkim pocałunku.- A teraz? -Zapytałam gdy się od niego odsunęłam. Nic nie odpowiedział tylko złapał moją rękę i pobiegliśmy w stronę jeziorka.
***
Staliśmy przy jeziorze Percy pokazywał mi co mam robić.
-A teraz twoja kolej.- Uśmiechnął się łobuzersko.
Zaczęłam myśleć o wodzie, która jest na wprost mnie. Kazałam jej się unieść, ale mi nie wyszło więc spróbowałam jeszcze raz. Po chwili poczułam dziwny ucisk w żołądku, a woda zrobiła co chciałam.
-Glonomóżdżku jesteś genialny - Rzuciłam się mu na szyję.
*Percy*
siedziałem na piasku Annabeth szło coraz lepiej. Nagle odwróciła się i usiadła na piasku koło mnie.
-Coś się stało?- Zapytałem niepewnie.
- Nie po prostu chcę pobyć trochę w ciszy z moim chłopakiem.
Przybliżyła swoją twarz do mojej nasze usta dzieliły milimetry. - Annabeth. Kocham cię.
Pocałowałem ją trochę niepewnie, ale gdy oddała pocałunek wszystkie moje lęki znikły.
Odsunęliśmy się od siebie ponieważ zaczynało brakować nam powietrza. Spojrzałem na zegarek.
-To co zbieramy się?
Ann wstała i podała mi ręke.
Gdy doszliśmy do lasu wszyscy już tam byli, obozowicze po jednej stronie strumyka, a łowczynie po drugiej.
Chejron do nas przygalopował.
-Znacie zasady ? Drużyna która pierwsza przeniesie proporzec wroga na swoją stronę wygrywa. Żadnych cięższych obrażeń to tylko zabawa.
*Annabeth*
Gdy Chejron odbiegł łowczynie skryły się w lesie. Percy do mnie podszedł.
-To co gotowa?
Pokiwałam głową.- Glonomóżdżku- złapałam go za rękę gdy chciał odejść- Weź to.
-Ann ale to jest czapka od twojej mamy..
-Tak wiem- Przerwałam mu- Ale mi się tutaj nie przyda.
Subskrybuj:
Posty (Atom)