niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 44

*Percy*
-Jakie do cholery błogosławieństwo?
-Za długo cię już przetrzymuje. Idź do Chejrona on ci wszystko wyjaśni.
Chciałem z nim jeszcze porozmawiać, ale wszystko wokół zaczęło się rozmywać, a ja znalazłem się na szpitalnym łóżku w obozie. Kołomnie siedziała Annabeth.
-Percy nareszcie się obudziłeś.
-Co się stało?
-Nie pamiętasz?
-Nic oprócz wejścia na teren obozu.
-Percy ty straciłeś przytomność.
-Co? Ale ile godzin tu jestem.
-Tydzień.
-Ile?! Ale to nie możliwe ta rozmowa trwała zaledwie kilka minut.
-Jaka rozmowa?
-Gdzie Emily?
-W domku Hermesa, ale co się stało?
-Chodź do Chejrona. -Pociągnąłem ją za rękę i pobiegliśmy w strone wielkiego domu.
Koordynator stał na werandzie w swojej końskiej postaci.
-Percy nareszcie się obudziłeś. Zaczynałem się martwić.
-Musimy porozmawiać. To pilne.
-W takim razie zapraszam do srodka -Wszedł pierwszy, a my za nim. -Co jest tak ważne.
-Rozmawiałem z ojcem. No tak jakby. Powiedział, że Emily ma jego błogosławieństwo i, że ty mi wszystko wyjaśnisz.
-Ale jesteś pewny, że powiedział, że jest "błogosławiona"?
-Tak, ale to coś złego?
-O bogowie. Percy dziecko błogosławione przez boga ma większą moc niż zwykły półbóg. Musisz coś zobaczyć. -Odsunął małą szafkę za którą kryło się coś podobnego do szybu wentylacyjnego. Otworzył go i wyjął małe pudełeczko , które podał mi. Zajrzałem do niego i wyciągnąłem zawinięty pergamin. Spojrzałem na centaura. -Przeczytaj.
Zrobiłem co kazał i odczytałem na głos z "małą" pomocą Annabeth.

Gdy dziecko błogosławione do obozu przybędzie
Wojna nieunikniona będzie
Brat i siostra drużyne ku zwycięstwu poprowadzą
Lecz potwory na nowo się zgromadzą
Bogowie swym dziecią pomogą
Niestet za cenę życia srogą.


-Czy ta przepowiednia dotycz mnie i Emily?
-Obawiam się, że tak, ale nie przejmój się tym teraz. Idź po siostrę i powiedz jej żeby wprowadziła się do trójki.
Wyszedłem z pomieszczenia. Byłem wściekły. Annabeth mnie zatrzymała.
-Nie martw się na zapas.
-Nie rozumiesz. Dlaczego właśnie ja? Wystarczająco już dla nich zrobiłem, a oni jak zawsze muszą mnie udupić. Głupi bogowie. -Rozległ się grzmot. -Oh zamknij się.
-Percy uspokuj się. -Przytuliła mnie. -Damy radę. Razem.
-Dobra to ja pójdę po Emily.
-Nie chcesz żebym poszła z tobą?
-Nie dam sobie rade.
-Dobra idź. -Pocałowała mnie.
Moja siostra krzątała się po arenia.
-Hej, co robisz?
-Próbuje dobrać sobię broń, ale wszystkie są źle wywarzone.
-Znam ten ból. Spróbój mojej. -Podałem jej Orkan.
-Ale ty wiesz, że to długopis?
-O bogowie. Zdejmij zatyczke.
-Dobra cofam wszystko.
-I jak?
-Idealny. Zupełnie jakby...
-Został zrobiony specjalnie dla ciebię.
-Dokładnie. Oddasz mi go?
-Niestety, ale on wraca do mojej kieszeni.
-W jakim sensie?
-Wyrzuć go. -Zrobiła co kazałem, a ja po chwili poczółem długopis w kieszeni. -Widzisz.
-Wow. Gdzie mogę taki dostać?
-Nie mam pojęcia. Chodź weźmiemy twoje rzeczy.
-Po co? Przecież mój rodzic mnie nie uznał.
-Zaufaj mi.
Poszliśm do domku Hermesa i wzięliśmy plecak mojej siostry, zanieśliśmy go do domku Posejdona i akurat rozległ się dźwięk konhy na obiad, więc poszliśmy do pawilonu.
Gdy skończyliśmy Chejron wyszedł na środek.
-Chcę was poinformować, że nie będzie mnie do jutra ponieważ Zeus zwołał zebranie na Olimpie w pewnej bardzo ważnej sprawie. -Spojrzał na mnie, co oznaczało, że chodzi o Emily. -Na tablicy jest wywieszona rospiska. Widzimy się jutro.
-Spojrzałem na moją siostrę, która wyglądała na przerażoną.
-I tak poprostu zostawią nas samych?
-Tak, a co?
-Przecież te wszystkie potwory...
-Spokojnie chroni nas barjera. -Przerwałem jej. -A teraz chodź zobaczyć listę.
Chwyciłem szybko Ann za rękę i razem ruszyliśmy w stronę wielkiego domu.






To znowu ja. Nie macie mnie dosyć?
Jak wam minął Dzień Dziecka?
Wstawiam wam rozdział równo o 4.13
"uczę" się na sprawdzian z matmy
Chcecie rozdziały z perspektywy Emily?
Tutaj też nowy Historia Annabeth