Wysiedliśly z furgonetki.
-Co teraz? -Zapytała Emily.
-Idziemy. -Odpowiedział Percy.
-A wiesz dokąd?
-Przed siebię.
-Tak poprostu?
-A masz lepszy pomysł? -Percy odwrócił się w stronę swojej siostry. -Zeus wysłał nas tutaj ponieważ ma nadzieje, że któreś z nas zginie. Nawet nie powiedział co jest celem tej misji.
-Skoro tak się boisz to po co ze mną jechałeś?!w
-Przestańcie. -Spojrzeli na mnie. -Nie czujecie tego?
-Ja czuje głód. -Odezwał się Glonomóżdek.
-Ja też.
-Idziemy na lody? -Zapytał mój chłopak.
-Okej. -Zaczęli odchodzić.
-Co?! Nie! Czekajcie! -Krzyczałam, ale mnie nie słuchali.
Cały czas miałam wrażenie, że coś się stanie, że ta misja nie skończy się dobrze.
W moją stronę zaczęli biec Percy i Emily. -Nie będzie lodów.
Zmarszczyłam brwi. -O co wam chodzi?
-O to.
Zza rogu wybiegli Lajstrygończycy, było ich aż pięciu.
-Na nas chyba już czas.
Cała nasza trójka rzuciła się biegiem przed siebię. Niestety potwory szybko zaczęły nas doganiać.
Zatrzymałam się i dobyłam sztyletu.
-Co ty robisz?! -Percy się na mnie wydarł.
-To co trzeba. Dam wam trochę czasu na ucieczkę.
-Nie! Ann, nie rób tego!
Kanadyjczycy stanęli. Byli tak zdezorientowani, że nie wiedzielico mają zrobić.
-Annabeth, proszę.
Zaczęłam biec w ich stronę ze sztyletem w dłoni.
Oni otrząsnęli się z szoku i zrobili to samo.
Zbliżali się tak szybko, że pewnie nie zdążyłabym policzyć do pięciu.
Gdy byłam już wystarczająco blisko zamknęłam oczy, ale zamiast bólu poczółam ... wodę?
To Percy musiał wyczuć jakiś zbiornik niedaleko. Fala przeniosła mnie obok chłopaka.
Glonomóżdżek wytworzył wir wokół Kanadyjczyków.
-Teraz uciekamy. -Zaczęliśmy biec ile sił w nogach.
Skręciliśmy w zaułek, żeby odpocząć.
-To było niesamowite. -Wysapała córka Posejdona.
-Dzięki. A ty -zwrócił się do mnie -jeszcze raz mi tak zrobisz to przysięgam na Styks, że...
-Zrozumiałam. -Przytuliłam się do niego powstrzymując łzy.
Sama nie wiem dlaczego wpadłam na taki pomysł. Chciałam, żeby moi przyjaciele byli bezpieczni.
-Chodźmy dalej. -Odsunęłam się od niego.
-To idziemy na te lody?
-Darujmy sobię, chyba, że chcesz...
Nie dokończyłam ponieważ to co zobaczyliśmy przeraziło nawet Percy'ego.
Nad ziemią unosiła się mgła, ale nie taka zwykła. Ta był czarna.
Podeszliśmy bliżej. Poczułam okropny smrud i sądząc po minach innych oni też.
Podeszłam jeszcze bliżej choć Percy próbował mnie powstrzymać.
Z mgły zaczęła wyłaniać się ręka zmierzająca w kierunku mojej nogi.
Percy w ostatniej chwili zdąrzył mnie odepchać.
Upadłam na ziemię i uderzyłam głową o chodnik. Podniosłam się chwiejnie. Mgły już nie było, tak samo jak mojego chłopaka.
***
Witajcie kochani.
Został tutaj któś wogóle?
Tak. Ja nie wytrzymam bez zrobienia czegoś Persiakowi.