sobota, 29 marca 2014

Rozdział 13

Ten rozdział dedykuję kochanym anonimkom,
które proszą aby rozdziały były dłuższe 
bardzo wam dziękuję za komentowanie 







*Annabeth*
Wracałam właśnie od Chejrona, gdy wpadłam na Nika.
-Hej.
-Cześć- Powiedział bez entuzjazmu.
-Coś się stało?
-Nie, tylko ojciec chce żebym wrócił do podziemia.
-Wiesz Nico...
-Nie musisz mówić, że ci przykro- Przerwał mi i odbiegł.
Normalnie bym się tym przejęła, ale to Nico on od zawsze był skryty. Wróciłam do swojego domku, widziałam na sobie spojrzenia mojego rodzeństwa, ale nie wiedziałam o co im chodzi. Usiadłam na swoim łóżku, spojrzałam na stolik i dopiero teraz zauważyłam leżącą na nim kartkę na której pisało:


Wiem że byłaś u Chejrona,
jeśli już wróciłaś
przyjdź na łąkę, będę czekał.

       Glonomóżdżek.


Mimowolnie uśmiechnęłam się do kartki, zerwałam się z miejsca i wybiegłam z domku.



*Percy*
Czekam tutaj już pół godziny chciałem iść, ale coś podpowiadało mi żebym czekał dalej. Usiadłem na kocu, który wcześniej przygotowałem, w oddali zauważyłem zbliżającą się sylwetkę. Miałem nadzieje, że to Ann na szczęście nie myliłem się.
-Hej.- Powiedziała z uśmiechem. Muszę przyznać gdy Annabeth zaczyna się uśmiechać to odpływam.
-Hej. Pogadamy? - pokazałem jej ręką miejsce na kocu.
-Tak, ale o czym?
-O nas.
-To znaczy? - Wyglądała na lekko przerażoną.
-Ann ja cenie sobie naszą przyjaźń, ale dłużej tak nie mogę.
-Co chcesz przez to powiedzieć? - Uniosła jedną brew.
-Chcę powiedzieć, że zależy mi na tobie i to bardzo, ale jeśli ty masz wątpliwości to może nie...
Nie dokończyłem ponieważ Ann zamknęła mi usta pocałunkiem.



***
Robiło się coraz ciemniej, a my leżeliśmy na kocu patrząc w gwiazdy i wspominając dawne czasy. Annabeth cały czas trzymała głowę na moim ramieniu, a ja co chwila na nią zerkałem.
-Wiesz, chyba powinniśmy się zbierać.
-Tak masz racje. - Wstała i podała mi rękę.
Szliśmy w stronę domków trzymając się za ręce, było już późno więc nikogo nie było. Doszliśmy do domku Ateny. Annabeth jeszcze raz obdarowała mnie uśmiechem po czym pocałowała na pożegnanie i poszła spać, a ja postanowiłem zrobić to samo. 




***
*Annabeth*
Wstałam dosłownie tryskając energią nikt nie wiedział dlaczego jestem taka szczęśliwa. Wyszłam z domku i poszłam w stronę pawilonu. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść. Po chwili zorientowałam się, że przy stoliku Posejdona nikt nie siedzi, wstałam i podbiegłam do Grovera.
-Widziałeś dzisiaj Percy'ego?
-Jeszcze nie pewnie nadal śpi.
-A jeśli coś mu się stało? - Zdałam sobie sprawę, że bardziej wykrzyczałam te zdanie.
-Ann wyluzuj jesteś jakaś przewrażliwiona.
Nie chciałam go dłużej słuchać więc pobiegłam w stronę domków.





*Percy*
Leżałem w łóżku i wpatrywałem się w zdjęcie moje i Ann które stało na mojej szafce. Nie mogłem uwierzyć w to co się wczoraj wydarzyło byłem strasznie szczęśliwy. Moje leżenie przerwało pukanie do drzwi, wstałem, ale zdałem sobie sprawę, że zrobiłem to na darmo ponieważ ktoś wpadł do mojego domku jak burza.
-Percy na bogów nic ci nie jest? - Tym kimś była Annabeth.
-Nie, a dlaczego miało by mi coś być? Chciałem poleniuchować.- Uśmiechnąłem się do niej.
-Masz mi więcej tak nie robić. Jasne?- Podeszła i uderzyła mnie w ramie.
-Auu. Zamiast mnie bić, może byś się ze mną przywitała jak człowiek? - Wyciągnąłem ręce w jej kierunku.
Annabeth przytuliła mnie i pocałowała. - Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz. - Mówiąc to patrzyła mi się w oczy.
Nachyliłem się i tym razem ja ją pocałowałem. - Obiecuje.
Odskoczyła ode mnie - Glonomóżdżku może lepiej się ubierz bo kusisz. - Zaczęła się śmiać.
Dopiero teraz zorientowałem się, że nie mam na sobie koszulki.- Nooo tak.- Ubrałem się i wyszliśmy z domku.






*Annabeth*
Cholera i po co ja mu mówiłam o tej koszulce? Wyszliśmy z domku Percy'ego. Ruszyłam w stronę wielkiego domu Percy dogonił mnie i złapał za rękę, a ja poczułam przyjemne ciepło. Gdy szliśmy tak przez obóz wszyscy się na nas gapili, po chwili podbiegła do nas Silena, a za nią Charlie.
-Wiedziałam, że wam się uda, Jesteście dla siebie stworzeni.- Powiedziała córka Afrodyty.
-Brawo stary. - Beckendorf poklepał Glonomóżdżka po ramieniu po czym pociągnął gdzieś Silene, a my poszliśmy do Chejrona.
Zapukałam do drzwi,  nikt się nie odzywał więc zapukałam jeszcze raz usłyszeliśmy ciche "Proszę".
Weszliśmy do środka Chejron czytał jakieś zwoje widocznie bardzo ważne bo nawet na nas nie spojrzał.
-Ekhem. Chejronie chciałeś się z nami widzieć?- Percy przerwał cisze.
-O bogowie to wy. - Centaur wyglądał jakby się czymś zamartwiał. - Tak Percy chciałem was poinformować, że niedługo przybędą łowczynie.
-Ale jak to? Coś się stało? - Ścisnęłam mocniej dłoń Glonomóżdżka.
-Artemida wyruszyła na jakąś tajną misje którą zlecił jej Zeus, więc mamy ugościć łowczynie w obozie. - Chejron najwidoczniej nie był tym zadowolony. - Już są.
Nie wiedziałam skąd to wiedział, ale wybiegłam z wielkiego domu, a tuż za mną Percy. Koło sosny Thalii stała gromadka dziewczyn.








Proszę mam nadzieje, że się spodoba.
Pamiętaj!
CZYTASZ? KOMENTUJ


piątek, 28 marca 2014

Rozdział 12

*Percy*
-Hej stary, dobrze cię widzieć. - Do domku wszedł Grover, a Ann natychmiast ode mnie odskoczyła- Przeszkodziłem wam?
-Nie.- Odpowiedzieliśmy równo po czym córka Ateny wybiegła z mojego domku.
Mój przyjaciel patrzył się co chwile na mnie, albo na puszkę którą dopiero zauważyłem w jego dłoni.
-To...- Odezwał się w końcu.- Ty i Annabeth jesteście razem?
-Nie, nie my tylko rozmawialiśmy.- Poczułem, że robię się cały czerwony.
-Serio? Bo z mojego punktu widzenia wyglądało to trochę inaczej.
O bogowie chyba najwyższy czas już zmienić temat.
-A ty chyba przyszedłeś tutaj w innym celu?
-Tak, zapomniał bym Chejron chce z tobą porozmawiać.
-No, nie mogłeś tak od razu? - Nie czekając na jego odpowiedź wybiegłem z domku.





*Annabeth*
O bogowie co ja narobiłam, przecież matka jak się dowie to wtrąci mnie do tartaru, albo już prosi Zeusa żeby walnął mnie piorunem. A jeśli Percy ma racje, może nie powinnam się tak przejmować moją matką. Chejron mi powiedział, że później ze mną porozmawia, a co jeśli Atena powiedziała mu żeby dał mi jakąś straszną kare, albo co gorsza zabroni mi spotykania się z Percym? Tego bym chyba nie zniosła. Nie zauważyłam nawet kiedy wchodziłam do mojego domku. Nikogo nie było, więc usiadłam na moim łóżku i zakryłam twarz w dłoniach, niestety nie dane mi było dłużej pobyć samej ponieważ do domku weszła Silena grupowa domku Afrodyty. Nic  nie powiedziałam tylko posłałam jej lekki uśmiech, ale niestety nic nie uszło jej uwadze.
-Hej. Coś się stało?
Nie chciałam jej niczego mówić, nikomu nie chciałam, ale potrzebowałam tego. Coś we mnie pękło i zaczęłam jej wszystko opowiadać. Mówiłam jak w transie, a córka Afrodyty przysłuchiwała się mi uważnie.
-I co o tym myślisz?
-Ja tutaj nie widzę problemu.
-Ale jak to?- Myślałam, że się przesłyszałam.
-No tak, lubicie się z Percym i to nawet bardzo. Ann prawie cały obóz wam kibicuje.
-Masz racje, więc co ja mam zrobić?
-Idź i z nim porozmawiaj. Dobra ja uciekam Charlie na mnie czeka.- Powiedziała i wyszła.
Przypomniało mi się, że Chejron na mnie czeka, więc wyszłam.






Czytasz? Komentuj

DZIĘKUJĘ

Chciałam wam podziękować liczba odwiedzin niedługo dojdzie do 500 jesteście wielcy. Gdy zakładałam bloga nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie to czytał jeszcze raz bardzo dziękuję.



środa, 26 marca 2014

Rozdział 11

*Annabeth*
-No dalej Annabeth dasz rade musisz tylko wyjść. Nie nie mogę, a jeśli powiem coś nie tak?  O bogowie jest źle zaczynam mówić sama do siebie.
Nie poszłam na śniadanie ponieważ chciałam pobyć trochę sama, a co się okazuje zaczynam wariować.
-Cholera jestem córką Ateny dam radę. - Po tych jakże motywujących słowach wyszłam z domku.


*Percy*
- Tyson czy to ty?
- Cześć bracie.
-O bogowie tyle cie nie widziałem. Ile tu zostaniesz?
-Przez jakiś czas. Posejdon kazał mieć na ciebie oko.
-Ale jak to ?
- On się o ciebie martwi Percy. Zaraz jak cię porwali tatuś zaczął cię szukać, ale nie mógł sam się zjawić by cię uwolnić.
- Dobra rozumiem. Ale się cieszę że cię widzę.
-Ja też braciszku, ale pójdę zjeść kanapkę z masłem orzechowym.- Powiedział po czym wyszedł.
Podszedłem do źródełka z wodą i wrzuciłem złotą drachmę.
-O Iris bogini tęczy pokaż mi Sally Jackson na Manhattanie.
Źródełko zabulgotało, a w tęczy pojawił się obraz mojej mamy.
-Percy jak ja się cieszę że ci nic nie jest.
-Tak mamo ja też .
-Powiedz mi co się stało.- Z jej twarzy nie schodził uśmiech.
Opowiedziałem jej wszystko od początku może poza fragmentem z pocałunkiem.
-Dobrze Percy podziękuj ode mnie Annabeth, a teraz muszę iść do pracy.- Machnęła ręką i obraz zniknął, a ja usiadłem na swoim łóżku.
Przez chwilę wpatrywałem się w róg minotaura, który wisiał na ścianie i wspominałem dopóki nie usłyszałem pukania do drzwi. Do mojego domku weszła Ann.
- Hej możemy pogadać?
-Jasne siadaj.
-Na początku chciałam ci to dać - Wsadziła rękę do kieszeni i wyciągnęła moje paciorki.
- Dzięki. Dziwne, nawet nie zauważyłem że ich nie mam.
-Tak, to pewnie przez te emocje. - Uśmiechnęła się lekko, a ja pomyślałem że to odpowiedni moment żeby wszystko wyjaśnić.
-Annabeth pamiętasz jak mówiłaś, że najlepiej będzie zapomnieć o tym co się wydarzyło?
-Tak, a co?
-No więc ja tak nie mogę. - Poczułem że robię się czerwony.
-Percy o czym ty mówisz?
-O tym że ja nie potrafię zapomnieć, a raczej nie chcę i wiem, że ty też.
-Ale ja nie mogę. My nie możemy, nasi rodzice...
-Nie obchodzą mnie nasi rodzice. Dla mnie ważne jest to co czuję do ciebie.
Nic nie odpowiedział miałem wrażenie, że zaraz wybiegnie, ale ona złapała mnie za koszulkę i zaczęła całować. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, dopóki do domku nie wszedł...




Czytasz? Komentuj
na zachętę Logan <3

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 10

*Nico*
Wzywałem moich wojowników, a Percy skądś wytrzasnął wodę, powoli opadaliśmy z sił. Syn Posejdona martwił się bardziej o Annabeth niż tym że zaraz może nas pożreć ludojad. Powoli traciłem kontrole nad szkieletowymi wojownikami. Percy'emu woda wyrywała się z pod kontroli, myśleliśmy że to już koniec. Nagle potwór na moich oczach zmienił się w pył Ann zdjęła czapkę niewidkę ukazując swoje położenie, muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie cieszyłem się tak na jej widok.


*Percy*
Dzięki bogom nic jej nie jest. Nie ukrywałem mojego szczęścia na jej widok, ale byłem trochę zły za to, że nic nam nie powiedziała.
-Nie można było szybciej?
- Przepraszam Glonomóżdżku, ale czekałam na odpowiedni moment.
-No nic najważniejsze, że jesteśmy cali.
-Ej nie chce wam przerywać tej sielanki. - Wtrącił się Nico. - Ale musimy chyba się stąd zabierać.
-Tak masz racje.
Wsiedliśmy na piekielnego ogara. Annabeth całą drogę się do mnie przytulała co  nie sprawiało mi problemu. O dziwo szybko dotarliśmy na miejsce, a moim oczom ukazało się wzgórze herosów natychmiast ruszyliśmy w stronę obozu.

***
Na miejscu ciepło przywitał nas Chejron, czego nie można powiedzieć o Panu D.
-Perry Johnson. Jaka szkoda że przeżyłeś, a już chciałem świętować.
-Nazywam się Percy Jackson Panie D. I też się cieszę że pana widzę.
-A ty moja droga. - Zwrócił się do Ann. - Jak ci tam Annabell?
-Annabeth. - Poprawiła go córka Ateny.
-No to przecież mówię. Jak śmiałaś opuścić obóz bez pozwolenia? Za karę będziesz...
- Świetnie się spisałaś moja droga. - Powiedział Chejron tym samym przerywając Panu D. - A teraz idźcie do swoich domków potrzebujecie odpoczynku.
Annabeth szybko odbiegła w stronę domku nr. 6. Miałem wrażenie, że nie chce ze mną gadać, ale byłem zbyt zmęczony żeby o tym myśleć więc poszedłem odpocząć.

***
Wstałem rano, ubrałem się i poszedłem na śniadanie troszkę się zaniepokoiłem bo przy stoliku Ateny nie było Annabeth, ale pewnie jeszcze odpoczywa więc dałem sobie spokój z zamartwianiem się i zacząłem jeść. Po śniadaniu chciałem iść powiadomić mamę przez iryfon że nic mi nie jest. Szedłem przez obóz co chwila rozglądając się, widziałem wielu obozowiczów których imienia nawet nie znałem. Doszedłem  prawie do domku Posejdona, zdziwiło mnie to, że drzwi były otwarte ponieważ pamiętam, że gdy wychodziłem zamknąłem je, dobyłem długopis z mojej kieszeni pchnąłem drzwi i wbiegłem do środka. Nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem w moim domku był...

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 9

*Percy*
Ruszyliśmy w stronę wyjścia Annabeth dała mi ciastko i powiedziała że muszę zjeść całe bo ono przywróci mi siły. Nie chciałem się z nią sprzeczać więc zrobiłem co kazała, ale nie czułem się inaczej nadal byłem wyczerpany więc Ann mnie podtrzymywała co nie ukrywam nie przeszkadzało mi.
Wyszliśmy na światło dzienne, a mi zrobiło się słabo. Nico zaproponował że przeniesiemy się do lasu aby się przespać i odpocząć. Wsiedliśmy razem z Annabeth na Panią O'Leary i ruszyliśmy.




***

Annabeth pomyślała o wszystkim.Wzięła śpiwór i czyste ciuchy dla mnie. Ann zaproponowała że ona weźmie warte i bez dyskusji, Nico już spał a ja obracałem sie z boku na bok więc wstałem i podeszłem do córki Ateny.
- Słuchaj chciałbym ci podziękować za to co dla mnie zrobiłaś.
- Przecież zrobiłeś dla mnie to samo, a nawet więcej. Jesteśmy przyjaciółmi co nie?
- Tak. Jeśli chodzi o to co się wydarzyło na S.t Helens to...
- Daj spokój.- Urwała mi. - Może po prostu zapomnijmy o tym co się stało i uznajmy to za chwile słabości.
- Tak. - Spuściłem głowę i poszedłem zażenowany na swoje miejsce. Jak ja mam o tym zapomnieć?


*Annabeth*
O bogowie. Zapomnieć, serio? Cholera co ja w ogóle wygaduje, Jak ja mogłam coś takiego powiedzieć? Ja wcale nie chce zapomnieć. Z tych myśli wyrwał mnie jakiś szelest w krzakach, modliłam się do bogów żeby to była jakaś wiewiórka albo coś w tym rodzaju, podeszłam, ale nic nie zobaczyłam.
Wróciłam na swoje miejsce za mną rozległ się ryk. Nico się obudził, a ja podbiegłam do Percy'ego.
- Wstawaj śpiochu.
- Mamo daj mi jeszcze 5 minut proszę.
- Glonomóżdżku to ja wstawaj szybko.
- Ann co się dzieje?
- Wstawaj mamy towarzystwo.
Pobiegliśmy głębiej w las za nami słyszeliśmy kroki potwora już miałam plan.


*Percy*
Na chwałę Olimpu czy ja właśnie nazwałem Annabeth swoją mamą? biegliśmy już od dłuższego czasu, co chwile oglądając się za siebie.
- To nic nie da, musimy stoczyć z nim walkę.
Nie wiedziałem co tak naprawdę nas goni, ale byłem pewny że na pewno nie chce się z nami zaprzyjaźnić.
- Masz racje - Usłyszałem głos Nika.
Poczułem w sobie wzrastającą moc, wyczułem w pobliżu wodę. Skupiłem na niej całą uwagę i przede mną powstała ściana cieczy. Mogłem teraz rozejrzeć sie dokładniej.
-Nico, a gdzie na Zeusa jest Annabeth?

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 8

*Annabeth*

Reszta nocy minęła spokojnie, żaden potwór nas nie zaatakował. Nico wstał uśmiechnął się do mnie lekko po czym wyciągnął kanapkę ze swojego plecaka, a ja poszłam w jego ślady. Gdy zjedliśmy Nico wstał.
- To co ruszamy?
- Ale teraz? - Byłam trochę zdziwiona ponieważ Nico nadal wydawał się wyczerpany.
- Tak. Przed nami długa droga. - Schowałam moje rzeczy do plecaka i wsiadłam na piekielnego psa, Nico znowu szepnął coś do ucha Pani O'Leary, a ta ruszyła. Podróż zdawała się trwać w nieskończoność robiło mi się coraz zimniej. Nagle poczułam podmuch gorącego powietrza przede mną stał Nico opierając się o ścianę. Znaleźliśmy się w jakiejś jaskini było ciemno syn Hadesa kazał psu czekać przed wejściem, posłuchała się go i wyszła.
-To gdzie teraz. - Zapytałam z nadzieją, że Nico zna odpowiedź.Nie myliłam się.
-Tędy - Pokazał i pobiegliśmy w tamtą stronę.
Zaczęło się robić coraz jaśniej, usłyszeliśmy czyjeś głosy więc stanęliśmy i przyglądaliśmy się temu wszystkiemu zza zakrętu. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam ta dziewczyna z mojego snu całowała Percy'ego krew się we mnie zagotowała co nie było trudne przy tej temperaturze. Percy się jej wyrywał ale bez skutku w końcu ona się od niego oderwała.
- To jak przyłączysz się do mnie?
- Nigdy - Percy ledwo co miał siłę stać na nogach.
- Nie działaj pochopnie, przemyśl to. Możemy żyć wiecznie, razem ty i ja. - Uśmiechnęła się, a ja miałam ochotę zedrzeć jej ten uśmieszek.
- Nie. Nie dotarło? - Jego głos był troszkę mocniejszy.
- A więc Percy Jacksonie to twoja ostatnia chwila w życiu, a szkoda spodobałeś mi się.
Wyciągnęła sztylet i przyłożyła Percy'emu do gardła.
- Jakieś ostatnie życzenie?
Odwróciłam się do Nica - Wiesz co robić?- Kiwnął głową na znak że rozumie. Włożyłam moją czapkę i pobiegłam w ich stronę rzuciłam się na Percy'ego, upadliśmy, a z ziemi wyskoczyły szkieletowi wojownicy Nica którzy odciągnęli wrogów od nas. Dopiero teraz zorientowałam się że czapka spadła mi z głowy, a ja leżałam na Percym, popatrzyłam w jego zielone oczy widziałam w nich ból, ale i szczęście.
-Annabeth
-Cicho Glonomóżdżku już wszystko dobrze. - Chciałam z niego zejść ale on zrobił coś czego się nie spodziewałam pocałował mnie. Byłam lekko oszołomiona, ale odwzajemniłam pocałunek. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, nie zwracaliśmy uwagi co się wokół nas dzieje.
Nico odchrząknął - Ej nie chce wam przerywać ale musimy się zwijać. Wstałam jak oparzona, pomogłam Percy'emu wstać i ruszyliśmy ku wyjściu z wulkanu.







Czytasz? KOMENTUJ

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 7

*Annabeth*
Wyszliśmy z domku Hadesa i udaliśmy się na arene nie dokońca wiedziałam co Nico planuje. W oddali zauważyłam Panią O'Leary piekielnego psa który należał do Percy'ego. Gdy tylko o nim myślałam czułam jakby ktoś miażdżył mi serce, bałam się o mojego glonomóżdżka. A co jeśli nie zdąże na czas, jeśli coś pójdzie nie tak? "Nie"- skarciłam się w myślach przeciesz musi się udać. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Nica.
- Wsiadaj.
-Co? - Miałam nadzieje że się przesłyszałam.
Wsiadaj. - Powtórzył - To jest jedyny sposób. Więc jak?
Posłuchałam go i wsiadłam na "pokład" Nico powiedział coś Pani O'Leary po czym zniknął w cieniu. PIekieny pies ruszył natychmiast zrobiło mi się zimno. Ogrzyca pędziła jak szalona miałam ochotę zwymiotować, ale powstrzymałam się nie chciałam robić kolejnego kłopotu.
Robiło mi się coraz zimniej miałam wrażenie, że to trwa wiecznie zacisnęłam mocniej obroże psa aż czubki palców mi zpobielały.
W końcu Pani O'Leary zatrzymała się na jakiejś polanie była noc przed sobą zobaczyłam Nica.
Usmiechnął się do mnie lekko widziałam że był tym wszystkim zmęczony więc postanowiliśmy tutaj przespać noc.
Nico zaproponował, że weźmie pierwszą warte. Chcialam się z nim kłucić, ale nie dał mi dojść do słowa więc położyłam się. Z początku nie mogłam zasnąc, a może raczej nie chciałam. Mimo mojej woli zasnęłam. Znalazłam się w jakiejś ciemnej komnacie więc ucieszyło mnie to że nic się nie dzieje.
Sceneria mojego snu zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Poczułam ogromny gorąc, znowu byłam w miejscu gdzie był Percy. Wyglądał jeszcze gorzej niż przedtem. Na twarzy miał świerze rany, jego usta były popękane, na jego widok chciało mi się płakać.
Ktoś do niego podszedł, nie był to potwór to była jakaś dziewczyna. Miała bląd włosy i niebieskie oczy, kogoś mi przypominała, ale nie wiem kogo.
Pdeszła do Percy'ego dotykając jego policzka, miałam ochotę ją zabić.
- Przyłącz się do mnie Percy. Możemy być razem, na zawsze.- Powiedziała to takim spokojnym głosem - Moja pani będzie o nas dbać.
- Nie - Powiedział chrapliwym głosem, ledwie słyszalnym.
W jej oczach aż kipiało od złości. - A więc Percy Jacksonie jutro poznasz co to śmierć. - Uniosła ręke i zdzieliła nią Glonomóżdżka po twarzy.
Syknął z bólu, a ona odeszła .
Obudziłam się zlana potem Nico odrazu na mnie spojrzał i spytał.
-Co zły sen?
- Nawet nie wiesz jak. Słuchaj Nico może ja przejmę warte ?
Pokiwał głową i położył się na trawie po czym zasnął, a ja siedziałam na kamieniu patrząc się w dal.
.
.
.
.
.
.
.
Czytasz? Komentuj :D

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 6

*Annabeth*
Byłam zdezorientowana ponieważ nie miałam zielonego pojęcia jak ono znalazło się w mojej ręce.
Wyszłam z domku Posejdona i poszłam do domku numer 6 po czyste ubrania rozmyślając przy tym kto zabrał by mnie najszybciej w miejsce gdzie przetrzymywali Percy'ego. Gdy tylko się odświeżyłam zabrałam niezbędne rzeczy oraz ciastko do plecaka, założyłam moją czapkę niewidkę i wyszłam z domku. Skierowałam się ku domkowi numer 13. Zapukałam, ale nikt się nie odezwał więc postanowiłam wejść. W domku było chłodno i ciemno poniewzż okna były czymś przysłonięte. Weszłam dalej nikogo nie widziałam nagle usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Annabeth w czym ci mogę pomóc? - Odwróciłam się na szczęście był to Nico. Był strasznie blady bardziej niż zwykle. Jego czarne włosy opadały mu na czoło. Widocznie nie tylko ja przeżywałam zniknięcie Percy'ego.
- Słuchaj musisz mi pomóc Percy żyje, a ja muszę go uratować.




*Percy*
Nie wiedziałem gdzie jestem było tu strasznie gorąco. Gdy otworzyłem oczy ujrzałem płynącą jakieś 2 piętra niżej lawę, a sam byłem do czegoś przywiązany. Nie pamiętam niczego od walki z olbrzymem jedyne co utkwiło w moim umyśle to to że Annabeth oberwała i straciła przytomność.
O bogowie oby jej się nic nie stało. Usłyszałem jakąś rozmowe mieli potworne głosy.
- Nasz Heros chyba się obudził - zadrwił jeden z nich
- Nie jeszcze nie czas, musimy mu pomóc zasnąć - wtedy podeszli do mnie nie wiedziałem co to za potwory próbowałem dosięgnąć Orkan i się wyrywać, ale jeden z nich uderzył mnie czymś w głowę i straciłem przytomność.



*Nico*
-Ale jak to żyje? - Zapytałem z niedowierzaniem.
-Normalnie. To pomożesz mi czy nie?
kiwnąłem potakująco głową - Ale powiedz mi jak mam ci pomóc.
-To proste Percy jest w środku wulkanu St. Helens.
- No dobra, ale co ja mam robić?
- Ty musisz przeprowadzić mnie tam drogą cieni dasz radę? -kiwnął głową - Tylko musimy się wyrobić w 3 dni bo inaczej będzie bardzo źle.
- Wyrobie się w dwa. -Powiedziałem troche dumnie - Czekaj spakuje się i możemy ruszać.
Annabeth usiadła na fotelu i zaczęła bacznie obserwować moje ruchy wiedziałem że jest jej ciężko. Ann znała Percy'ego najlepiej ze wszystkich byli bardzo ze sobą zżyci niektórzy nawet mówili że są razem, ale ja wiedziałem że nie JESZCZE nie.
Zawiesiłem plecak na ramie i wyszliśmy z mojego domku.