piątek, 5 grudnia 2014

Wyjaśnienie

Większość z was zapewne zastanawia się dlaczego nic nie dodaje, więc teraz postaram wam się to jakoś wytłumaczyć.
Powodem jest mój aktualny pobyt w sanatorium ponieważ mam małe problemy zdrowotne, a wracam dopiero 22 grudnia. Także najprawdopodobniej rozdział będzie dopiero po świętach.

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 46

Wysiedliśly z furgonetki.
-Co teraz? -Zapytała Emily.
-Idziemy. -Odpowiedział Percy.
-A wiesz dokąd?
-Przed siebię.
-Tak poprostu?
-A masz lepszy pomysł? -Percy odwrócił się w stronę swojej siostry. -Zeus wysłał nas tutaj ponieważ ma nadzieje, że któreś z nas zginie. Nawet nie powiedział co jest celem tej misji.
-Skoro tak się boisz to po co ze mną jechałeś?!w
-Przestańcie. -Spojrzeli na mnie. -Nie czujecie tego?
-Ja czuje głód. -Odezwał się Glonomóżdek.
-Ja też.
-Idziemy na lody? -Zapytał mój chłopak.
-Okej. -Zaczęli odchodzić.
-Co?! Nie! Czekajcie! -Krzyczałam, ale mnie nie słuchali.
Cały czas miałam wrażenie, że coś się stanie, że ta misja nie skończy się dobrze.
W moją stronę zaczęli biec Percy i Emily. -Nie będzie lodów.
Zmarszczyłam brwi. -O co wam chodzi?
-O to.
Zza rogu wybiegli Lajstrygończycy, było ich aż pięciu.
-Na nas chyba już czas.
Cała nasza trójka rzuciła się biegiem przed siebię. Niestety potwory szybko zaczęły nas doganiać.
Zatrzymałam się i dobyłam sztyletu.
-Co ty robisz?! -Percy się na mnie wydarł.
-To co trzeba. Dam wam trochę czasu na ucieczkę.
-Nie! Ann, nie rób tego!
Kanadyjczycy stanęli. Byli tak zdezorientowani, że nie wiedzielico mają zrobić.
-Annabeth, proszę.
Zaczęłam biec w ich stronę ze sztyletem w dłoni.
Oni otrząsnęli się z szoku i zrobili to samo.
Zbliżali się tak szybko, że pewnie nie zdążyłabym policzyć do pięciu.
Gdy byłam już wystarczająco blisko zamknęłam oczy, ale zamiast bólu poczółam ... wodę?
To Percy musiał wyczuć jakiś zbiornik niedaleko. Fala przeniosła mnie obok chłopaka.
Glonomóżdżek wytworzył wir wokół Kanadyjczyków.
-Teraz uciekamy. -Zaczęliśmy biec ile sił w nogach.
Skręciliśmy w zaułek, żeby odpocząć.
-To było niesamowite. -Wysapała córka Posejdona.
-Dzięki. A ty -zwrócił się do mnie -jeszcze raz mi tak zrobisz to przysięgam na Styks, że...
-Zrozumiałam. -Przytuliłam się do niego powstrzymując łzy.
Sama nie wiem dlaczego wpadłam na taki pomysł. Chciałam, żeby moi przyjaciele byli bezpieczni.
-Chodźmy dalej. -Odsunęłam się od niego.
-To idziemy na te lody?
-Darujmy sobię, chyba, że chcesz...
Nie dokończyłam ponieważ to co zobaczyliśmy przeraziło nawet Percy'ego.
Nad ziemią unosiła się mgła, ale nie taka zwykła. Ta był czarna.
Podeszliśmy bliżej. Poczułam okropny smrud i sądząc po minach innych oni też.
Podeszłam jeszcze bliżej choć Percy próbował mnie powstrzymać.
Z mgły zaczęła wyłaniać się ręka zmierzająca w kierunku mojej nogi.
Percy w ostatniej chwili zdąrzył mnie odepchać.
Upadłam na ziemię i uderzyłam głową o chodnik. Podniosłam się chwiejnie. Mgły już nie było, tak samo jak mojego chłopaka.



***
Witajcie kochani.
Został tutaj któś wogóle?
Tak. Ja nie wytrzymam bez zrobienia czegoś Persiakowi.

wtorek, 2 września 2014

10.000 + LBA

Na moim blogu wybiło 10.000 wejsć za co chcę wam serdecznie podziękować bo nie spodziewałam się tego zwłaszcza, że strasznie go zaniedbałam za co was bardzo przepraszam.
Nowy rozdział mam już napisany, więc powinnam go niedługo wstawić.



LBA
Nominowała mnie Agnes Jackson oraz
Radosna Oli
Bardzo wam dziękuję <3



Pytania Agnes:
1. W ilu językach mówisz?
polski, angielski, niemiecki, troszkę hiszpański i uczę się greckiego

2. Gdybyś mogła mieć jedno życzenie jakby ono brzmiało?
Chciałabym żeby wszystkie niedorozwoje z mojej klasy zniknęły

3. W jakim mieście chciałabyś zamieszkać w przyszłości?
New York albo Los Angeles

4. Ulubiona książka?
Seria Percy Jackson i bogowie olimpijscy oraz Olimpijscy Herosi

5. Ulubiony film?
Złodziej pioruna, Morze potworów, Niezgodna 

6. Jaka jest twoja pasja?
Pisarstwo

7. Twój ulubiony przedmiot w szkole to...?
Zajęcia artystyczne, historia i angielski

8. Jak masz na drugie imię?
Nie mam

9. Jaka jest twoja pasja?
Pisarstwo

10. Jaką magiczną moc chciałabyś posiadać (może być z filmu, książki, bajki ...)?
Chciałabym latać albo zostać ugryziona przez wilkołaka
11. Jak spędziłabyś ostatni dzięń życia?
Myślę, że wykorzystałabym go na maxa




Pytania Radosnej Oli:
1. Od kiedy piszesz bloga?
Dokładna data to 27 luty
2. Co cię zainspirowało do napisania bloga?
Czytałam różne blogi aż w końcu odważyłam się założyć własny.
3. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Percy Jackson i bogowie olimpijscy oraz Olimpijscy Herosi
4. Jaki jest twój ulubiony film?
Złodziej pioruna, Morze potworów i Niezgodna
5. Czym się interesujesz?
Pisarstwem
6. Jaki jest twój ulubiony przedmiot?
Zajęcia artystyczne, historia i angielski
7. Co byś zrobiła gdyby usunął ci się blog?
Nie mam zielonego pojęcia
8. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
Nie mam ulubionej ale aktualnie najczęściej słucham 5 Seconds of Summer - Beside you oraz
Naughty boy - No One's Here To Sleep
9. Wolisz DC czy Marvel
Definitywnie Marvel
10. Czy ktoś z twoich bliskich wie, że piszesz bloga?
Przyjaciółka
11. Ulubione zajęcie w weekend?
Spanie ;)



Moje pytania:
1. Skąd czerpiesz inspiracje?
2. Czy chciałaś kiedyś napisać książkę?
3. Potrafisz opisać siebie jednym słowem?
4. Jaki jest twój ulubiony zespół/piosenkarka/piosenkarz?
5. Jaka jest twoja wymarzona praca?
6. Najlepsza książka jaką do tej pory czytałaś?
7. Jak spędziłaś te wakacje?
8. Do jakiej klasy teraz chodzisz?
9. Chciałabyś zrobić sobię tatuaż?
10. Czy wyobrażasz sobię swoje życie bez bloga?
11. Ulubiony serial?


Blogi, które nominuje:
1.Percabeth, Kroniki Rosu Kane. Dalsze losy
2.Olimpian Heroes - Percabeth
3.Leonetta Forever
4.Wszystkie drogi prowadzą do obozu herosów
5.heros i heroska
6.opowiadania o Big Time Rush
7.Lost in Love
8.BTR
9.Cree en el amor
10.LA is Ours
11.Olimpijscy Herosi

Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominacje 







piątek, 25 lipca 2014

okay

No, więc nie wszyscy zaglądają na bloga o Annabeth czyli muszę napisać to również tutaj.
Rozdziałów narazie nie będzie ponieważ mam szlaban (czas nieokreślony).
Teoretycznie rozdział mam napisany w zeszycie, więc gdy tylko mamusia się zlituje dodam.
Pozdrawiam i dzięki, że czekacie.
No to do napisania.

wtorek, 1 lipca 2014

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam + 45

Przepraszam was bardzo za tą długą przerwe. Jestem zła, okropna, bez serca i długo by jeszcze wymieniać.
Mam nadzieje, że chociaż pare osób zostało.
Błagam o wybaczenie :(



45

*Percy*
Jedyna dobra wiadomość jest taka, że Chejron przydzielił mi i Ann pilnowanie obozu co nie jest, aż tak złe w porównaniu do zadania Emily.
Biedaczka ma pierwszą wartę z domkiem Aresa.
-Trzymasz się? -Zapytała Annabeth.
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Bo wkładasz lampke nocną do szuflady na bielizne. -Zaczęła się śmiać.
-Poprostu myślałem o tym co się wydarzyło w ostatnim czasie.
-To przestań myśleć. -Podeszła do mnie.
Ściągnąłem brwi. -I mówi to córka Ateny?
-Nie. Mówi to twoja dziewczyna. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz.
-Jesteś wspaniała. -Pocałowałem ją.
-Wiem.
-I skromna. -Dodałem.
-O tym też wiem. Chodź. -Zaczęła mnie ciągnąć.
-Gdzie?
-Na plaże. Musisz się oderwać od tego wszystkiego.
-A obóz?
-Od kiedy jesteś taki odpowiedzialny?
-A od kiedy ty nie jesteś?
-Próbuję nowych rzeczy, a teraz chodź.
-No dobra. -Wstałem i wyszliśmy.


Dotarliśmy na plaże i usiedliśmy na ciepłym piasku.
-Ale sie siedzi. -Uniosłem kciuk w górę.
-Glonomóżdżku uspokój się.
-Nie mogę. Co jeśli bogowie uznają, że Emily jest niebezpieczna? Będą chcieli ją zlikwidować. Nie mogę na to pozwolić.
-Nie sądziłam, że kiedyś to powiem. Percy za dużo myślisz. Musisz przestać się tym przejmować.
-Nie mogę.
-No to ci pomogę.
-Jak?
-Tak. -Pocałowała mnie. -Lepiej?
-Może trochę.
-Trochę?
-Tak. Może gdybyś spróbowała jeszcze raz to by mi przeszło.
-Zapomnij. -Wystawiła mi język.
-Masz bardzo ładny język.
-Mówisz?
-Mówię. -Zbliżyłem się i tym razem ja ją pocałowałem, tylko namiętniej.
-Ludzie nie publicznie. -Nad nami stała moja siostra.
-Coś się stało?
-Chejron chce widzieć naszą trójke. Wrócił z Olimpu.
Spojrzałem na Annabeth po czym pobiegliśmy w stronę Wielkiego Domu.



Wpadliśmy zdyszani do biura koordynatora.
-Dobrze, że już jesteście. Musimy porozmawiać.
-Co się stało?
-Usiądźcie.
Zajeliśmy wskazane przez niego krzesła.
-Na Olimpie wszyscy się kłócą -zaczął centaur -więc Zeus chce aby Emily udowodniła, że jest czegoś warta, a że chce pogrążyć waszego ojca postanowił wysłać was oboje na misje.
-A dlaczego wezwałeś całą trójkę.
-Ponieważ jestem pewien, że wybierzesz Annabeth na towarzysza.
W sumie to miał racje, ale co z Emily?
Spojrzałem na siostrę.
-Jasne. Nie znam lepszej wojowniczki.
-No ustalone. -Chejron klasnął w dłoni-A teraz biegnijcie się spakować. Argus rano zawiezie was na miejsce.


Spakowałem swój plecak w nie całe 10 minut.
-To co pierwsza misja. Jak się czujesz?
-Szczerze? Jestem przerażona.
-Znam to skądś.
-Percy -odezwała się nie pewnie -nie jesteś na mnie zły?
-Dlaczego tak myślisz?
-Jak dotąd byłeś jedynym dzieckiem Posejdona, a teraz zjawiłam się ja i przezemnie musisz iść na misje. Pomyślałam, że...
-Daj spokój -przerwałem jej -bardzo się cieszę, że mam siostrę, a co do misji to się nie martw. Jesteśmy w tym razem.
-Dziękuję.
-Lepiej się połóż. Musisz wypocząć przed jutrem.
Nawet nie protestowała. Po chwili skorzystałem z własnej rady i nie pamiętam kiedy zasnąłem.


Usłyszałem głośne pukanie do drzwi po czym do środka wparowała Annabeth.
-Wstawaj Glonomóżdżku! -Krzyknęła-Musimy iść. Emily ty też.
Moja siostra zerwała się na równe nogi i pobiegła do łazienki, a ja nakryłem się kołdrą.
Annabeth podeszła cicho po czym krzyknęła mi prosto do ucha:
-Wstawaj!
Spadłem z łóżka, a moja dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Bardzo śmieszne. -wystawiłem jej język.
-Nie obrażaj się
-Nie będę.
-Wiesz, kusisz w tych bokserkach.
-To może nie będę się ubierał?
-Tak bo te rybki dają ci +10 do męskości- znów zaczęła się śmiać
-Z czego się śmiejesz? -Emily wyszła z łazienki.
-Z gaci Percy'ego. -Powiedziała łapiąc oddech.
-Oh, mam takie... -spojrzałem na nią -Nieważne.
Wziąłem przygotowane wcześniej ciuchy i poszedłem do łazienki.
Ubrałem się najszybciej jak tylko umiem, przeczesałem włosy i wyszedłem.
Wziąłem plecak, Annabeth chwyciła mnie za rękę i wyszliśmy z domku Posejdona.


Argus i Chejron czekali na nas przy sośnie Thali.
-Przyszedłeś się pożegnać?
-Tak właściwie to mam coś dla twojej siostry.
-Dla mnie?
-Nie zamierzałaś chyba wyruszyś bez broni? -Wyciągnął z kieszeni coś małego. To był długopis.
-Czy to...
-Tak. To prezent od twojego ojca. Działa tak samo jak Orkan Prcy'ego. Jedyna różnica polega na tym, że aby go aktywować musisz kliknąć.
Kula zazdrości we mnie zaczęła rosnąć.
"To głupie. Przecież to moja siostra"
-Percy dla ciebię też coś mam,
-Serio?
-Podobno zepsuła ci się tarcza. -Podał mi zegarek. -Tej się tak szybko nie pozbędziesz. Twój ojciec popytał tu i tam. Ma właściwości magiczne.
-Czyli jakie?
-W krótce się przekonasz, a teraz już jedźcie.
Założyłem zegarek na rękę i wsiedliśmy do furgonetki.






Jeszcze raz bardzo was przepraszam.
Następny postaram się dodać w sobotę.



niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 44

*Percy*
-Jakie do cholery błogosławieństwo?
-Za długo cię już przetrzymuje. Idź do Chejrona on ci wszystko wyjaśni.
Chciałem z nim jeszcze porozmawiać, ale wszystko wokół zaczęło się rozmywać, a ja znalazłem się na szpitalnym łóżku w obozie. Kołomnie siedziała Annabeth.
-Percy nareszcie się obudziłeś.
-Co się stało?
-Nie pamiętasz?
-Nic oprócz wejścia na teren obozu.
-Percy ty straciłeś przytomność.
-Co? Ale ile godzin tu jestem.
-Tydzień.
-Ile?! Ale to nie możliwe ta rozmowa trwała zaledwie kilka minut.
-Jaka rozmowa?
-Gdzie Emily?
-W domku Hermesa, ale co się stało?
-Chodź do Chejrona. -Pociągnąłem ją za rękę i pobiegliśmy w strone wielkiego domu.
Koordynator stał na werandzie w swojej końskiej postaci.
-Percy nareszcie się obudziłeś. Zaczynałem się martwić.
-Musimy porozmawiać. To pilne.
-W takim razie zapraszam do srodka -Wszedł pierwszy, a my za nim. -Co jest tak ważne.
-Rozmawiałem z ojcem. No tak jakby. Powiedział, że Emily ma jego błogosławieństwo i, że ty mi wszystko wyjaśnisz.
-Ale jesteś pewny, że powiedział, że jest "błogosławiona"?
-Tak, ale to coś złego?
-O bogowie. Percy dziecko błogosławione przez boga ma większą moc niż zwykły półbóg. Musisz coś zobaczyć. -Odsunął małą szafkę za którą kryło się coś podobnego do szybu wentylacyjnego. Otworzył go i wyjął małe pudełeczko , które podał mi. Zajrzałem do niego i wyciągnąłem zawinięty pergamin. Spojrzałem na centaura. -Przeczytaj.
Zrobiłem co kazał i odczytałem na głos z "małą" pomocą Annabeth.

Gdy dziecko błogosławione do obozu przybędzie
Wojna nieunikniona będzie
Brat i siostra drużyne ku zwycięstwu poprowadzą
Lecz potwory na nowo się zgromadzą
Bogowie swym dziecią pomogą
Niestet za cenę życia srogą.


-Czy ta przepowiednia dotycz mnie i Emily?
-Obawiam się, że tak, ale nie przejmój się tym teraz. Idź po siostrę i powiedz jej żeby wprowadziła się do trójki.
Wyszedłem z pomieszczenia. Byłem wściekły. Annabeth mnie zatrzymała.
-Nie martw się na zapas.
-Nie rozumiesz. Dlaczego właśnie ja? Wystarczająco już dla nich zrobiłem, a oni jak zawsze muszą mnie udupić. Głupi bogowie. -Rozległ się grzmot. -Oh zamknij się.
-Percy uspokuj się. -Przytuliła mnie. -Damy radę. Razem.
-Dobra to ja pójdę po Emily.
-Nie chcesz żebym poszła z tobą?
-Nie dam sobie rade.
-Dobra idź. -Pocałowała mnie.
Moja siostra krzątała się po arenia.
-Hej, co robisz?
-Próbuje dobrać sobię broń, ale wszystkie są źle wywarzone.
-Znam ten ból. Spróbój mojej. -Podałem jej Orkan.
-Ale ty wiesz, że to długopis?
-O bogowie. Zdejmij zatyczke.
-Dobra cofam wszystko.
-I jak?
-Idealny. Zupełnie jakby...
-Został zrobiony specjalnie dla ciebię.
-Dokładnie. Oddasz mi go?
-Niestety, ale on wraca do mojej kieszeni.
-W jakim sensie?
-Wyrzuć go. -Zrobiła co kazałem, a ja po chwili poczółem długopis w kieszeni. -Widzisz.
-Wow. Gdzie mogę taki dostać?
-Nie mam pojęcia. Chodź weźmiemy twoje rzeczy.
-Po co? Przecież mój rodzic mnie nie uznał.
-Zaufaj mi.
Poszliśm do domku Hermesa i wzięliśmy plecak mojej siostry, zanieśliśmy go do domku Posejdona i akurat rozległ się dźwięk konhy na obiad, więc poszliśmy do pawilonu.
Gdy skończyliśmy Chejron wyszedł na środek.
-Chcę was poinformować, że nie będzie mnie do jutra ponieważ Zeus zwołał zebranie na Olimpie w pewnej bardzo ważnej sprawie. -Spojrzał na mnie, co oznaczało, że chodzi o Emily. -Na tablicy jest wywieszona rospiska. Widzimy się jutro.
-Spojrzałem na moją siostrę, która wyglądała na przerażoną.
-I tak poprostu zostawią nas samych?
-Tak, a co?
-Przecież te wszystkie potwory...
-Spokojnie chroni nas barjera. -Przerwałem jej. -A teraz chodź zobaczyć listę.
Chwyciłem szybko Ann za rękę i razem ruszyliśmy w stronę wielkiego domu.






To znowu ja. Nie macie mnie dosyć?
Jak wam minął Dzień Dziecka?
Wstawiam wam rozdział równo o 4.13
"uczę" się na sprawdzian z matmy
Chcecie rozdziały z perspektywy Emily?
Tutaj też nowy Historia Annabeth

środa, 28 maja 2014

Rozdział 43



Rozdział dedykuję Radosnej Oli

*Percy*
Zza drzewa wyszła Annabeth w niezbyt dobrym humorze.
Otrząsnąłem się ze zdziwienia. -Na spacer sobię idę.
-Pójdę z tobą nie powinieneś iść sam. Jeszcze coś ci się stanie.
-Nie trzeba. Chwila. -Dopiero teraz zauważyłem jej plecak. -Ty wiesz, ale jak?
-Istnieje coś takiego jak Iryfon Glonomóżdżku.
-Czyli, że on tak zwyczajnie się z tobą skontaktował?
-Wyobraź sobie, że nie wszyscy mają połączenie empatyczne, a teraz lepiej chodźmy.
Wciąż byłem lekko oszołomiony, ale jedyne czego nauczyłem się przez te wszystkie lata to to, że Annabeth ma zawsze racje, więc ruszyłem za nią.
Całą droge przez las przeszliśmy w ciszy.
-I co teraz? Pani mądralińska ma jakiś plan jak dostać się na Manhattan?
-Wyobraź sobie, że mam. -Wyciągnęła złotą drachme i rzuciła na droge.
Miałem ochotę zwymiotować na samą myśl o zamiarach Annabeth.
Już raz jechałem tą mroczną taksówką i nie chciałem tego powtarzać.
Rydwan potępienia wyłonił się z mgły, a ja spojrzałem na Ann, która pokazała gestem żebym wsiadł.
Annabeth wsiadła po mnie i zamknęła drzwi.
Powiedziałem taksówkarką gdzie mają nas zawieść, a one bez słowa ruszyły.
Spojrzałem na córkę Ateny, która wyglądała jakby miała zwymiotować, więc złapałem ją za ręke. Zdziwiło mnie, że trzy siostry się nie kłucą ponieważ ostatnim razem chciały się nawzajem pozabijać.
Taksówka zatrzymała się dokładnie przed Greenwich. Rzuciłem na odchodne pare drachm i razem z Ann wysiedliśmy.
Zauważyłem Grovera, więc do niego podbiegliśmy.
-Percy nareszcie. Co tak długo?
-Było małe opóźnienie. -Spojrzeliśmy z Ann po sobie. -To gdzie ten półbóg?
-Dokładniej półbogini i zaraz powinna wyjść.
Jak na zawołanie z mieszkania na przeciwko wyszła średniego wzrostu dziewczyna, na moje oko ma z 15 lat. Nawet ładna.
-Hej. -Podeszła do nas. -A wy to kto?
-Emily to jest Percy i Annabeth.
Spojrzała na mnie. -Śniłeś mi się.
-Schlebiasz mi, ale ja mam dziewczynę.
-Nie w tym sensie idioto.
-Tylko ja mogę mówić, że jest idiotą- Wtrąciła Ann.
-Właśnie. Chwila. Co?!
-Dobra to skoro formalności mamy już za sobą to czas wracać do obozu.
-Do jakiego obozu?
-Opowiadałem ci. Jedno z twoich rodziców jest bogiem.
-Czyli jesem jak Jezus?
Annabeth uderzyła się w czoło. -Nie. Chodzi o greckiego boga.
-Okej, a konkretanie którego?
-Tego się dowiemy. Nie masz ojca czy maki.
-Mam obydwóch rodziców.
-Nie czas na wyjaśnienia. -Przerwał Grover. -Chodźmy zanim coś nas zje.
***
Droga do obozu minęła szbko ponieważ nic nas nie atakowało co było dziwne. Annabeth i Emily szybko się zaprzyjaźniły i nawet znalazły wspólny temat do rozmów.
Tylko dlaczego musiało to być naśmiewanie się ze mnie?
Gdy tylko przekroczyliśmy brame odechnąłem z ulgą bo Emily przeszła bez problemów co oznacza, że nie jest śmiertelnikiem.
Nagle wszystko wokół zaczęło wirować, a ja znalazłem się pod wodą. Rozpoznałem to miejsce.
Stałem na dziedzińcu pałacu mojego ojca.
-Percy. -Przedemną.- Stanął Posejdon. -Dobrze się czujesz?
-Tak dlaczego miałbm czuć się źle?
-Tak tylko pytam. Macie w obozie nowego herosa. Zgadza się?
-Tak, ale dlaczego ona cię interesuje?
-A więc to córka.
-Chwila. Córka? Spłodziłeś kolejnego półboga?
-Nie dokońca.
-Jak to nie dokońca? Jest do cholery twoim dzieckiem czy nie?
-Percy ona nie jest spłodzona, ma normalnych rodziców. Ona dostała odemnie błogosławieństwo.

Wstawiłam wcześniej.
Chwała memu umysłowi xd
Zaaktualizowałam bohaterów.
Możecie zajrzeć na postać Emily.
Czytasz? KOMENTUJ

wtorek, 27 maja 2014

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 42

Rozdział dla:
Agnes Jackson <3
Kochanego Anonimka <3
Oraz Córki Ateny <3

*Annabeth*
-Ale jak to? Coś się stało? Jesteś na mnie zła? Jeśli tak to powiedz. Prosze. -Zakryłam usta ręką. -Czy ty się ze mnie śmiejesz?
-Ależ skąd. -Ledwo się powstrzymałam.
-Tak jasne. A wiesz co? Oficjalnie mam na ciebie focha. -Odwrócił się tyłem.
-Oh daj spokój Glonomóżdżku. Ja tylko żartowałam. Wybaczysz mi?
-No, nie wiem. Musze się zastanowić. -Spojrzałam na niego wzrokiem godnym mordercy. -A wiesz, jednak nie musze.
-No widzisz. -Pocałowałam go. -Skoro tutaj jesteśmy, to może popływamy łódką?
-Myślałem, że już nie spytasz. -Wsiadł pierwszy po czym mi pomógł. -Zamknij oczy.
-Po co?
-Ufasz mi?
-Oczywiście, ale...
-Więc żadnego "ale". Zamknij oczy. -Zrobiłam co chciał. -Tylko nie podglądaj.
Nie słyszałam nic prócz dźwięku łódki przecinającej wode.
Po pięciu minutach usłyszałam dwa głośne pluski. Strasznie mnie kusiło, ale nie otworzyłam oczu.
Poczółam słone wargi Percy'ego na moich ustach.
-Teraz możesz. -Wyszeptał mi do ucha.
Spojrzałam na niego. Uśmiechał się zupełnie jak dziecko, które właśnie dostało nową zabawke.
Przeniosłam swój wzrok na łódkę i zorientowałam się co to były za pluski. Percy wyrzucił wiosła, a my dryfowaliśmy na środku jeziora.
-Glonomóżdżku. -Zaśmiałam się nerwowo. -Co ty zrobiłeś?
-Teraz nikt nam nie będzie przeszkadzał.
-Świetnie, tylko ty wiesz, że zaraz zaczyna się ognisko. -Pokazałam mu ręke, na której był zegarek.
-Z tobą to nie można się bawić. -Machnął ręką i zaczęliśmy płynąć.
Gdy dobiliśmy do brzegu pomógł mi wyjść po czym chwycił mnie za rękę i poszliśmy.

*Percy*
Usiedliśmy z Annabeth na ławce w momencie gdy dzieci Apolla zaczęły grać jakąś miłosną ballade.
Ann oparła głowe na moim ramieniu, a ja objąłem ją ręką.
Po dwóch kolejnych piosenkach zauważyłem, że Annabeth trzęsie się z zimna, więc dałem jej moją bluze.

***
Gdy ognisko się skończyło odprowadziłem córke Ateny pod drzwi domku. Stanąłem i ją pocałowałem.
-Kocham cię.
-Ja ciebię też.
-Ty mnie też co? -Uniosłem brew.
-Też cię kocham Glonomóżdżku.
Pocałowałem ją jeszcze raz i poszedłem do swojego domku.
Od razu rzuciłem się na łóżko i nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.

***
Stałem w jakimś lesie, a przedemną tyłem siedział Grover.
-Stary, wszstko okej?
-Percy? -Odwrócił się do mnie. -Dzięki bogom, próbuje się z tobą połączyć od godziny.
-Dobra, mów co się stało.
-Znalazłem potężnego półboga. Musisz mi pomóc
-Ale jak to? Z wielkiej trójki?
-Prawdopodobnie. Spotkajmy się  przy Greenwich Street. Tylko nie mów nikomu.
Nasze połączenie zostało zerwane , a ja się obudziłem. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 5:05, więc wstałem i zacząłem się ubierać po czym spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i wyszedłem z domku.
Ponieważ było dość wcześnie mogłem przejść spokojnie.
Przekroczyłem bariere ochronną gdy nagle...
-Wybierasz się gdzieś?


Miałam wstawić wczoraj, ale
była burza. Wiecie Zeus :)
Mam nadzieje, że mi wybaczycie
*mina szaczeniaczka*
Tak, planuje wprowadzić nową postać :)
Next w czwartek bo wcześniej nie dam rady.

środa, 21 maja 2014

Rozdział 41

                       Rozdział dla:
                    Kochanego Anonimka
                      Fanki
                            Pauliny nr. 3
                       I Klaudii <3

*Annabeth*
Wstałam wcześniej od Percy'ego, który jeszcze spał, więc postanowiłam go nie budzić. Pocałowałam go w policzek i wyszłam. Udałam się do swojej kajuty, ubrałam czyste ciuchy i poszłam na śniadanie.
-Hej. -Leo i Piper już tam byli.
Usiadłam koło córki Afrodyty i nalałam sobie kawy.
-Gdzie byłaś?
-W jakim sensie?
-Poszłam cię obudzić, ale kajuta była pusta.
-No tak. Spałam u Percy'ego.
Chciała coś powiedzieć, ale do pomieszczenia wszedł mój chłopak ubrany na niebiesko.
-Cześć. -Powiedział zmarnowany po czym usiadł koło mnie. -Kiedy będziemy w obozie?
-Za godzine. -Leo wstał od stołu -Piper potrzebuje twojej pomocy.
-Ale w czym?
-Nie marudź tylko chodź.
Curka Afrodyty wstała i nie chętnie poszła za kolegą.
-Dlaczego mnie nie obudziłaś?
-Bo słodko wyglądałeś.
-A może poszłaś po sztylet. -Wstał od stołu. -No dalej. Zrób to!
-Co mam zrobić?
-Zabij mnie. -Wyglądał jakby miał się rozpłakać. -Wiem, że tego chcesz.
-Percy o czym ty do cholery mówisz?! -Podeszłam do niego. -Co ci jest? Powiedz mi.
-Po co? Żebyś mogła wykorzystać to przeciwko mnie?
Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę mojej kajuty.
-Powiedz mi co się dzieje. -Mówiłam spokojnie.
-Ona mi nie pozwala. Nie mogę nikomu ufać. -Rozpłakał się.
-Mi tak. Możesz mi ufać.
-Mogę?
Przytaknęłam.
-Ale ona powiedziała, że nie mam przyjaciół.
-Jaka ona?
-Nemezis.
Nagle wszystko stało się jasne.
-Percy ona tobą manipuluje. Chce żebyś został sam bo wtedy jesteś najsłabszy.
-Mówi, że ty kłamiesz.
-Widzisz! Musisz ją wurzucić z umysłu.
-Nie mogę.
-Możesz! Zrób to dla mnie.
-Nie dam rady.
Pod wpływem impulsu uderzyłam go w twarz.
-Ała. Dlaczego to zrobiłaś?!
-Mówiłam, że dasz. -Wystawiłam mu język.
Do pomieszczenia z hukiem wpadła Piper. -Bierzcie rzeczy. Lądujemy.
Percy poszedł do swojej kabiny po plecak, a ja wzięłam swoją torbe. Po chwili szliśmy już na górny pokład.
Spojrzałam na Glonomóżdżka, który miał odbitą dłoń na policzku "Chyba przesadziłam".
-Co ci się stało? -Leo wybuchł śmiechem. -Nie mów że pobiła cię własna dziewczyna.
-Ona jest bardzo silna. Jasne? -Odszedł na drugą strone.

*Percy*
Gdy tylko wylądowaliśmy szybko poszedłem do swojego domku.
Otworzyłem drzwi i od razu poczółem morską bryze, której tak bardzo mi brakowało.
Rozpakowałem się i usłyszałem konhe co było dziwne bo obiad dopiero za dwie godziny, ale wyszedłem i ruszyłem w stronę teatru gdzie zbierali się obozowicze.
Stanąłem z boku pod drzewem tak aby nikt mnie nie widział.
Chejron wszedł na scene i zaczął przemawiać.
-Jak już pewnie wiecie Annabeth, Leo i Piper wrócili. W dodatku z Percym. -Wszyscy zaczęli wiwatować. -Z tej okazji odbędzie się dzisiaj ognisko.
Nie chciałem tam dłużej stać. Musiałem pójść gdzieś gdzie będę mógł spokojnie pomyśleć, więc poszedłem nad jezioro i od razu wskoczyłem do wody.
Nie wiem ile czasu tam siedziałem. Przyglądałem się nimfą, które bawiły się w berka.
Spojrzałem w góre i zobaczyłem postać, więc wypłynąłem na powierzchnie. Na pomoście stała Annabeth.
-Hej. -Uśmiechnęła się. -Wiedziałam, że cię tu znajdę.
-Powiedz mi czego ty nie wiesz. -Wyszedłem z wody. -Coś się stało?
-Nie. Chciałam ci tylko powiedzieć o dzisiejszym ognisku.
-Tak wiem.
-Skąd?
-Byłem tam.
-Serio? Nie widziałam cię.
-Bo ja jestem ninja.
Zaśmiała się, po czym mnie pocałowała. -Tylko mi nie zniknij.
-Tak się zastanawiam. -Podrapałem się po głowie. -Co byś powiedziała na randke?
-Nie chcę.
-Co?!



Jak myślicie.
Dlaczego Ann nie chce
tej randki?
Mam dla was dobrą wiadomość.
Gdy tylko wystawią oceny
zakładam drugiego bloga i
będziecie mnie mieć
na wyłączność.
Co oznacza, że
rozdziały nie będą za przeproszeniem pisane od
dupy strony XD
Kto się cieszy?

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 40

*Percy*
Spakowałem swoje ciuchy do plecaka. Reyna nie miała mi za złe porzucenia stanowiska pretora.
Może mnie rozumiała, albo wolała Jasona. Nie będę wnikał.
Piper nie wyglądała najlepiej, czego nie można powiedzieć o mnie. Byłem szczęśliwy, że Jason nie wraca do obozu. Nie wiem dlaczego,ale mu nie ufałem.
Córka Afrodyty podeszła do swojego chłopaka i go pocałowała, a Reyna wyglądała jakby miała zaraz zwymiotować.
Gdy już skończyliśmy się żegnać ścisnąłem rękę Annabeth, a ona oparła głowę na moim ramieniu. Jeśli było jej przykro, to nie dała tego po sobie poznać. Wyglądała na szczęśliwą, a ja w miałem nadzieje, że chociaż trochę ma to związek z moim powrotem.
Weszliśmy na statek, a ja odrazu poszłem do swojej kajuty.
Nie chciałem z nikim gadać, a miało to związek z Hazel i Frankiem. Ostatnio stali się mi jedynymi bliskimi osobami. No oprócz Annabeth bo tylko ona wiedziała kiedy coś mnie trapi. Wystarczyło, że spojrzała na mnie.
Rzuciłem plecak w kąt, położylem się na łóżku i zacząłem wspominać.
Pamiętam jak cisnąłem wodą w Nancy, moje przybycie do obozu, pierwsze spotkanie Ann, naszą misję i całą reszte.
Usłyszałem pukanie do drzwi i do środka weszła blondynka, ale nie była to Annabeth.
-Kim jesteś?
-Nie czas na wyjaśnienia. Musisz być ostrożny.
-Ale o co chodzi?
-Niedługo dojdzie do walki, a ty musisz być pewny komu ufasz.
-Czyli komu?
-Wkrótce się dowiesz, a teraz
wracaj -Zniknęła.
-Chwila. Jak to wracaj?
-Percy, Percy słyszysz mnie? Proszę obódź się. -Usłyszałem głos Annabeth dobiegający z oddali.
Otworzyłem oczy. Córka Ateny dziedział przerażona na moim łóżku.
-Percy na bogów wystraszyłeś mnie. Co się stało?
-Chyba zemdlałem. Która godzina?
-Prawie trzecia.
-Nad ranem? -Kiwęła głową. -Ale dlaczego przyszłaś tak późno?
-Nie przyszłeś na śniadanie, a to Glonomóżdżku do ciebie nie podobne.
-W sumie racja.
-Skoro wszystko w porządku to ja już pójdę. -Ziewnęła.
-A możesz ze mną zostać?
-Jasne, ale coś się stało?
-Nie tylko troche się wydarzyło, a ja chcę być blisko ciebie.
Położyła się koło mnie. -Tęskniłam Glonomóżdżku. -Wtuliła się w mój tors.
Spojrzałem na nią. W bladym świetle wyglądała piękniej niż nie jedna córka Afrodyty. Luke musiał być ślepy, albo głupi skoro tego nie zauważył.
Postanowiłem o tym nie rozmyślać tylko cieszyć się bliskością Annabeth, ale zmożył mnie sen.





Mało się dzisiaj dzieje.
Zastanawiam się czy nie założyć
drugiego bloga o Percym,a
raczej o Annabeth, ale nie
jestem pewna.
Pomóżcie!!!
Następny w środę.

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 39

*Annabeth*
Czułam okropny ból w brzuchu, otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Leżałam na szpitalnym łóżku, a obok na krześle spał Percy, któremu ślina spływała po brodzie.
"Niektóre rzeczy się już nie zmienią"
Zaczęłam go delikatnie szturchać. Po dwóch minutach się obudził.
-Annabeth wszystko w porządku?
-Jesteś tu.
-Ale dobrze się czujesz?
-Jesteś tu. -Zaczęłam się uśmiechać.
Kiwnął głową. Spróbowałam usiąść, ale ambrozja nie dokońca zaleczyła mi rane.
-Di Immortales. -Syknęłam.
-Ostrożnie - Percy mi pomógł po czym złapał moją rękę. -Ann nie wiem czy mi wybaczysz, ale...
-Nie wybaczę. -Przerwałam mu. -Zdajesz sobie sprawe jak ja się czułam?
-Rozumiem i szanuje twoją decyzje.
Spojrzałam na niego. Wyglądał tak jak wtedy gdy bracia Hood dla zabawy schowali mu wszystkie niebieskie ciastka. Zupełnie jakby stracił sens życia.
Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem co wywołało okropny
ból, ale starałam się go zignorować.
-Z czego się cieszysz?
-Z ciebie Glonomóżdżku.
-A co ja takiego zrobiłem?
-Nic. Pomóż mi wstać.
-Annabeth nie powinnaś. Jesteś...
-Pomóż mi.
Zrobił to o co poprosiłam, a raczej wymusiłam. Niestety przeliczyłam się i straciłam równowagę, na szczęście Percy był na tyle blisko żeby mnie złapać.
-Mówiłem, że jesteś za
słaba. -Wyszeptał mi do ucha i położył mnie za łóżku. -Zostań, a ja zaraz przyjdę. Okay?
-Nigdzie się nie wybieram.
Po pięciu minutach przyszedł z tacką w rękach.
-Przyniosłem w razie gdybyś zgłodniała.
Spojrzałam na niego. Wyglądał inaczej. Oczy się mu lekko świeciły, włosy miał dokładnie ułożone, a jego usta nie były wykrzywione w ten słynny szelmowski uśmiech. Zupełnie jakby dorósł.
-Jeśli chcesz odpocząć to ja pójdę.
-Nie wszystko w porządku.
Percy usiadł kołomnie. -Pamiętasz mój pierwszy dzięń w obozie?
-Tak strasznie się śliniłeś.
-Opiekowałaś się mną.
-Chejron mnie do tego zmusił.
-Nie kłam. Na pewno chciałaś mnie poznać.
-Żartujesz sobie? Oblałeś mnie wodą z kibla.
-To było przez przypadek. -Zaśmisliśm się. -Przyznaj, że już wtedy ci się podobałem.
-Możesz śnić Glonomóżdżku.
-Szkoda bo ty mi tak. -Wstał i wyszedł.
-Chwila. Co?!
Poczółam, że ból ustępuje, więc założyłam buty i powoli wyszłam z pomieszczenia.
Czasami mam ochotę walnąć go w twarz.
Nowy Rzym jest ogromny, więc się trochę pogóbiłam. Na szczęście Piper i Jason szli pare metrów dalej.
-Hej. -Piper mnie zauważyła. -Dobrze się czujesz?
-Tak. Jason nie wiesz gdzie jest Percy?
-Pewnie w swojej kohorcie.
-A ona jest... -Ciągnęłam.
-Prosto i pierwszy budynek na lewo.
Poszłam dokładnie tam gdzie mi wskazał syn Jupitera.
Otworzyłam drzwi. W środku nie było nikogo oprócz Percy'ego.
-Nie powinnaś odpoczywać?
-A ty przemyśleć swoich słów?
-Nie muszę. -Uśmiechnął się. -Mówiłem szczerze.
-Szczerze to ja cię mogę kopnąć.
-Ale będzie bolało.
-Jesteś niemożliwy.
-I przystojny. -Poruszył brwiami.
-Jeśli już to głupi, porywczy, nie wychowany. -Mogłabym tak wymieniać, ale zamknął mi usta swoimi.
-Za dużo gadasz.
-Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?
-Nie było okazji. -Objął mnie w pasie, a ja syknęłam z bólu. -Przepraszam głupek ze mnie.
-Wiem. -Zarzuciłam mu ręce na szyje i tym razem ja go pocałowałam.



Może być.
Ja taka dobra wstawiam wcześniej.
Czytasz? KOMENTUJ

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 38

*Annabeth*
Zdziwiło mnie, że ten statek doleci do celu w jeden dzień. Zatrzymaliśmy się w powietrzu.
Leo zżucił drabinę, Jason ubrał togę, a we mnie wszystko skakało. "Oj już ja przmówię temu Glonomózgowi do zozsądku."
-Hej -Piper do mnie podeszła. -Gotowa?
Kiwnęłam głową. Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniłyśmy i już nie myśli, że chcę jej odbić Jasona. Przecież to głupie.
Zaczęliśmy schodzić po koleji zaczynając od Jasona, potem szła Piper, ja, a na końcu Leo.
Przed nami stanął tłum rzymian z dziewczyną na przodzie. Po tym co opowiedział nam syn Jupitera domyśliłam się, że to Reyna córka Bellony. Starałam się odszukać wzrokiem Percy'ego, ale gdy go zobaczyłam zatkało mnie. Miał na sobie toge i purpurowy płaszcz pretora obozu Jupiter.
-Wybrałaś go na pretora. -Zaśmiał się Jason. -Nie było lepszego kandydata?
Miałam ochotę walnąć go w twarz.
-Nie ma lepszego niż Percy.
Zaczęli się kłucić. Spojrzałam na reszte przyjaciół.
-Możecie przestać?! -Spojrzałam na Percy'ego- Pogadamy?
Nic nie odpowiedział tylko pokazał żebym poszła za nim.
Weszliśmy do jakieś sali.
-Gdzie jesteśmy?
-W pomieszczeniu pretorów. -Jego głos był obojętny.
Pokazał mi miejsce na którym mam usiąść, a sam zajął miejsce na przeciwko.
Po chwili dołączyła do nas Reyna i usiadła koło Glonomóżdżka, a jej dziwne psy wlepiły we mnie wzrok.
-Zaczynamy przesłuchanie. -Odezwał się Percy poważnym tonem. -Po co tu przylecieliście?
-Po ciebie.
-Do pretora należy odnosić się z szacunkiem. -Wtrąciła Reyna.
-Nie będziesz mnie pouczać jak mam mówić do swojego chłopaka. -Prychnęłam, a Percy lekko się uśmiechnął.
Pretorka wstała i położyła rękę na ramieniu Glonomóżdżka -Dasz sobie rade?
"Gdzie ona z tymi łapami?"
Percy pokiwał głową, a ona wyszła zostawiając swoje psy.
-Percy proszę wrócić ze mną. -Dotknęłam jego ręki, ale ją zabrał. -Glonomóżdżku prosze. Nic mnie nie łączy z Jasonem.
-Więc co robiłaś z nim w domku?
-Pomagałam mu, a on mi.
-A można wiedzieć w czym?
-Chciał zabrać Piper na rankę i...
-Na randkę? -Przerwał mi.
-Tak, oni są razem.
-No dobra, a on w czym ci pomagał?
-Chciałam ci dać prezent, więc Jason mi doradzał.
-Jaki prezent? -Zaśmiałam się bo oczy zaczęły mu błyszczeć.
-Dowiedziałbyś się gdyby nie ta twoja zazdrość.
Chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy odgłosy walki, więc wybiegliśmy szybko z pomieszczenia.
Na zewnątrz uzbrojeni półbogowie walczyli z gromadką potworów z czego trójka otoczyła mnie i Percy'ego.
Oparliśmy się plecami tak jak robimy zawsze i odbijaliśmy ataki.
Percy przeżucił mnie przez ramię tak, że kopnęłam jednego w głowę, a Percy wbił mu Orkan w brzuch, drugiego załatwiłam żucając mu sztyletem w pierś. Gdy załatwiłam ostatniego Percy się do mnie odwrócił żeby sprawdzić czy ze mną wszystko w porządku, ale jakieą paskudztwo zamachnęło się na niego gdy stał tyłem. Nie mogłam na to pozwolić, nie mogłam go znowu stracić, więc zasłoniłam go własnym ciałem.
Olbrzym wbił mi nóż w brzuch, a potem zniknął tak jak reszta.
Glonomóżdek złapał mnie zanim upadłam i ostatnie co słyszałam to jego paniczny krzyk.





Jest kolejny tak jak obiecałam.
Hehe. Czy ja jestem zua?
A teraz przyznawać
się kto ma zagrożenia?
Ja mam 2 głupia matma
Czytasz? KOMENTUJ

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 37

*Annabeth*
Zanieśliśmy Jasona do obozowego szpitala, a tam odrazu podali mu ambrozję.
Po 30 minutach odzyskał przytomność.
-Jak się czujesz?
-Głowa mnie boli.
Moją uwagę przykuł tatuaż na tęce, którego wcześniej tam nie było. -Co to?
Jason spuścił głowę. -Pytałaś o ten obóz. Wiem gdzie on jest.
Syn Jupitera (jak się później okazało) opowiedział nam wszystko o rzymskim obozie.
-Czym my się tam dostaniemy?
-Myślę, że znam odpowiedź na to pytanie. -Odezwał się Leo. -Chodźcie za mną.



*Piper*
Leo prowadził nas przez las.
-Gdzie idziemy?
-Zaraz się dowiesz. Trochę się nad nim napracowałem.
-Nad nim? -Przeszliśmy kilka kroków -Dobra nieważne.
-O bogowie. -Annabeth zaczęła zachwycać się oktętem. -Sam to zbudowałeś?
Leo kiwnął głową. -Jeśli chcecie to może być nasz transport.
-Stary jesteś genialny. -Jason przybił mu piątkę. -Teraz musimy przekonać Chejrona, żeby pozwolił nam opuścić obóz.
-Tak. -Głos Annabeth brzmiał pewniej-Lepiej chodźmy.



*Percy*
Stoję na obozowej arenie. Nikogo nie widzę bo jest ciemno.
Za mną zapaliły się światła. Zobaczyłem Annabeth całującą się z Jasonem. Odwróciłem się żeby na nich nie patrzeć, ale oni byli wszędzie. Zupełnie jakbym był w pokoju pełnym luster.
Annabeth spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Miałem ochotę się rozpłakać, krzyknąć albo poprostu uciec, ale nie mogę pokazać im jak bardzo mnie to rani. Zamknąłem oczy. To nie dzieje się naprawdę.
Obudziłem się z krzykiem. Byłem mokry od potu.
Spojrzałem na swoje ręce, które strasznie się trzęsą.
Nie mogę o niej myśleć. Muszę zapomnieć o wszystkim co mnie łączyło z Annabeth.
-Percy wszystko w porządku? -Frank wstał z łóżka. -Dziwnie wyglądasz.
-Tak. To tylko zły sen.
-No to się ubieraj. Zaraz wybory pretora, a ty masz spore szanse.
Wyciągłem ciuchy i po chwili ubrani szliśmy w stronę głównego placu.




***
-A więc. -Zaczęła Reyna. -Mamy dwuch kandydatów na pretora, a zagłosujecie wy. Oktavian czy Percy?
Byłem zdenerwowany, a wspomnienie mojego snu wcale nie pomagało.
Gdy Reyna wypowiedziała imię Oktaviana nic się nie działo, ale gdy wspomniała o mnie tłum zaczął krzyczeć.
Córka Bellony pokazała gestem, żebym podszedł, więc zrobiłem co kazała.
Spojrzałem na syna Apolla, który zrobił się czerwony ze złości co trochę poprawiło mi chumor.
-Oto Percy Jackson, syn Neptuna oraz Pretor Nowego Rzymu.


Zaczęło się przyjęcie. Wszyscy podchodzili żeby mi pogratulować z wyjątkiem Oktaviana. Poczułem pieczenie. Zobaczyłem na ręku tatuaż taki jak ma Frank tylko, że mój ma trójząb.
-Teraz jesteś jednym z nas. -Córka Bellony podeszła do mnie i położyła rękę na moim ramieniu.
Odruchowo się odsunąłem. Pamiętam jak Reyna mówiła, że Pretorzy zakochują się w sobie, a ja nie chcę pchać się w kolejny związek póki pamiętam o Annabeth.
-Spokojnie. Nie gryzę. Chodź zatańczyć. -złapała mnie za rękę i pociągła w stronę parkietu.
-Nie jestem pewien czy powinniśmy.
-Percy to przyjęcie na twoja cześć, więc korzystaj z niego.
Może przystałbym na jej propozycje, ale niebo przesłonił wielki statek.






Sorki za te opóźnienie, ale
cały tydzień leżę
w łóżku i nie mam siły na nic
Mam nadzieję, że mi
wybaczycie.
W kolejnym wielkie spotkanie
Persiaka z Ann.
Kto się cieszy?
Jeszcze raz przepraszam.
Czytasz? KOMENTUJ

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 36

Rozdział dla Agnes Jackson.
Mam nadzieje, że ci się spodoba :)




*Percy*
Udało mi się nakłonić Chejrona aby Frank i Hazel nocowali w moim domku.
Weszliśmy do środka. -Witam w moich skromnych progach.
-Skromnych?- Odezwała się Hazel. - Tu jest pięknie.
-Dziękuję -Ukłoniłem się.
-Trochę inaczej traktujecie Neptuna. Znaczy Posejdona.
-Tak. Nie poświęcamy jednemu z najważniejszych bogów na Olimpie klozetu jako świątyni.
-Nie patrz na mnie. Nie ja to wymyśliłem -Uniósł ręce.
-Spokojnie. -Zaśmiałem się.
Poszedłem do łazienki się ubrać. Założyłem obozową koszulkę, niebieskie rurki i trampki.
-Idziesz gdzieś?
-Do Annabeth. Nie macie nic przeciwko?
-Nie. My tu zostaniemy.
Wyszedłem z domku. Nie minęło 5 min, a już stałem pod drzwiami Ateny.
Zapukałem delikatnie i wszedłem do środka.
-A to ty. -Annabeth chowała coś za sobą.
-Ja. -uśmiechnąłem się. -Spodziewasz się kogoś?
-Nie. Myślałam, że to Piper.
-Skoro już jesteśmy przy myśleniu to tak sobię pomyślałem...
-Percy ty nie myślisz. -Przerawała mi.
-Czasami się zdarza. -Zaśmiałem się. -Co powiesz na to żeby spędzić wspólnie wieczór na plaży?
-Brzmi wspaniale. -Podała mi rękę.


***
Droga na plaże nie jest długa, ale jak to ja musiałem się wygłupiać.
Gdy wkońcu dotarliśmy na miejsce usiedliśmy na ciepłym piasku przyglądając się zachodzącemu Heliosowi.
Annabeth opierała głowe o moję ramie.
-Tęskniłam Glonomóżdżku. 
Spojrzałem w jej piękne szare oczy, których tak bardzo mi brakowało.
Przybliżyłem się do niej. Zaczęliśmy oddychać tym samym powietrzem, zacząłem muskać delikatnie jej usta. Nasz pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz głębszy, ale nic nie trawa wiecznie. Gdy zabrakło nam powietrza odsunęliśm się od siebie.
Ann wtuliła się we mnie. -Przyżeknij, że mnie nie opuścisz.
-Już nigdy cię nie zostawię. -Pocałowałem ją.
-Muszę już iść. -Wstała.
-A spotkamy się jutro?
-Będę zajęta.
-Dobra to idź.
Annabeth odeszła. Jeszcze chwilę posiedziałem po czym również wstałem.
-Nie ufaj jej. -Z za drzewa wyszła Drew.
-Co?!
-Ona nie jest z tobą szczera. -Zaczęła jeździć ręką po moim torsie. -Zasługujesz na kogoś lepszego. Jak ja. Kogoś kto będzie ci wierny.
-O czym ty mówisz?
-Annabeth cię zdradza.
-A dlaczego miałbym ci wierzyć?
-Idź do domku Zeusa. Sam się przekonaj.
Nie chciałem jej wierzyć, ale Ann zachowywała się dzisiaj dziwnie, więc pobiegłem pod domek nr. 1
Zajrzałem przez okno. Nagle cały mój świat się zawalił.
Zobaczyłem Annabeth  z Jasonem na łóżku. Przytulali się do siebie. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłem na to patrzeć więc odbiegłem.
Wpadłem z impentem do domku.
-Coś się stało?
-Wyjeżdżamy. Już!



***
   Podróż minęła na bez większych komplikacji.
-Zobaczcie kto nas zaszczycił. -Zaczął Oktavian.
-Daruj sobie. -Ominąłem go. -Reyno możemy porozmawiać?
Córka Bellony zgodziła się.
Weszliśmy do pomieszczenia pretorów.
-Słucham. Co masz na swoją obrone?
-Nie będę ci się tłumaczył, ale zgadzam się.
-Na co?
-Zostanę pretorem nowego rzymu.


*Annabeh*
Na śniadaniu nie było Percy'ego. Zabardzo się tym nie przejęłam bo pewnie jeszcze śpi, ale gdy nie zjawił się na treningu zaczęłam się martwić.
Dobiegłam do domku Posejdona, ale drzwi były zamknięte przez co jeszcze bardziej się wystraszyłam bo Glonomóżdżek nigdy tego nie robił.
Zaczęłam podnosić muszelki z ziemi aż w końcu znalazłan tę konkretną.
Otworzyłan drzwi i wpadłam do środka.
W domku było pusto. Przerażona podbiegłam do szafek, ale rzeczy Percy'ego też zniknęły.
Byłam na skraju wytrzmałości.
Moją uwagę przykuła leżąca na stoliku karteczka. Wzięłam ją i zaczęłam czytać.


Mogę się założyć o tysiąc złotych drachm, że czyta to Annabeth.
Tylko ona wiedziała gdzie chowam zapasowy klucz, a teraz do rzeczy.
Nie będę ukrywał, że płaczę. Chociaż kartka pewnie jest już sucha.
W chwili gdy zobaczyłem cię
z Jasonem moje serce rozpadło się na milion kawałków.
Nie chcę wam przeszkadzać.
Mam nadzieje, że sie wam ułoży.
Nie to co nam.
Wyjeżdżam do obozu Jupiter.
Nie mógłbym patrzeć na was 
i nie czuć przy tym bólu, ale musisz wiedzieć, że zawsze będę cię kochał.
Mimo, że ty tego nie odwzajemniasz.
Może tam uda mi się zapomnieć
o bólu toważyszącym mi z każdą
myślą.
Bo za każdym razem gdy zamykam oczy widzę ciebię.

                                 Zawsze kochający cię
                            Percy.


Ps. Niebieski wkład w długopisie się skończył





Gdy skończyłam czytać wybuchłam płaczem.
-Ale ja cię kocham idioto. -Wykrzyczałam do kartki.
Wybiegłam z pomieszczenia i wpadłam do domku Zeusa w którym byli Jason, Piper i Leo.
-Coś się stało? -Zapytała moja przyjaciółka.
-Percy wyjechał. -Wciąż płakałam -Zobaczył mnie z Jasonem i...
-Jak to ciebie z Jasonem?
-Pipes to nie tak jak myślisz. -Zaczął syn Zeusa. -Gdzie on uciekł?
-Do obozu Jupiter. Wiesz gdzie to jest?
Jason upadł na podłogę i stracił przytomność.





Rozdział miałbyć całkiem inny, ale
przyśniło mi się to.
Dla waszej wiadomości.
Połowa rozdziałów została napisana
w taki sposób :).
Ja prorok xd
Czytasz? KOMENTUJ.

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 35

*Hazel*
Byłam zdumiona faktem, że Percy jest synem greckiego boga, ale jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że ma pegaza.
Zawsze marzyłam o koniu, a teraz lecę na tak majestatycznym stworzeniu.
Zauważyłam ciemne kształty lecące prosto  na nas.
-Co to?
Percy powędrował za moim wzrokiem. -Na ziemię. Już!
Zrobiliśmy co kazał. Zeszliśmy z grzbietów, a przed nami pojawiło się stado kruków.
-Czy one zrobią nam krzywdę?
Jak na komende rzuciły się na nas.
-Myślę, że to jes odpowidź na twoje pytanie. -Percy odganiał ptaki mieczem.
-Tam! -Frank wskazał na opuszczoną stodołe.
Wpadliśmy do pomieszczenia niczym burza.
-A co z pegazami?
-Spokojnie. Mroczny wychodził cało z gorszch opresji.
Spojrzałam przez szparkę. Kruki przykucnęły przed drzwiami.
-Kiedy im się znudzi?
-Gdy nas zabiją. -Spojrzałam na syna Posejdona. -No co? Jestem szczery
-To przestań. -Usiadłam na sianie obok Franka. -Pozostaje nam czekać.




*Annabeth*
Siedziałam w domku Ateny analizując wszystkie możliwe rozwiązania dopóki ktoś nie zapukał do drzwi.
Nie czekając na moje pozwolenie do środka weszła Piper. -Hej. Co robisz?
-Myślę.
-To przestań. -Spojrzałam na nią -Musisz wyjść na zewnątrz.
-Nie mogę. A jeśli coś przegapię?
-Daj spokój. -Podniosła mnie. -Zobacz na swoje ręce.
Faktycznie nie były w najlepszym stanie, więc poszłam za nią na arene.
Córka Afrodyty wyciągła swój sztylet, więc zrobiłam to samo.
Natarła na mnie, a ja śmiejąc się odbiłam jej cios.
Moja przyjaciółka popchnęła mnie i upadłam na ziemię. Podczas gdy ona krztusiła się ze śmiechu ja złapałam ją za rękę i pociągnęłam w moją stronę.
Piper leżała koło mnie turlając się ze śmiechu. Widząc ją w takim stanie sama wybuchłam.
Naszą głupawkę przerwała zdyszana Clarisse. Co ona ma z kondycją?
-Annabeth -Próbowała złapać oddech. -Już jest.
-Kto jest? -Nadal się śmiałam.
-Percy. Wrócił.
-Do obozu? -Nie czekając na jej odpowiedź zaczęłam biec w stronę bramy.




*Percy*
Wylądowaliśm przed wzgórzem. Po przekroczeniu granicy zebrał się koło nas tłum wiwatujących Herosów.
A oni co? Poczta Polska?
Wszyscy zaczęli mi gratulować, ale ja szukałem jednej osoby. A co jeśli ona nie chcę mnie widzieć? Byłem pełen obaw.
Po chwili ujrzałem ją przepychającą się przez tłm obozowiczów. Stanęła na przeciwko mne, a ja cały zamarłem.
Serce się wyrywało, chciało być jak najbliżej Annabeth, ale rozum się wachał.
Nie czekając na mój ruch córka Ateny zaczęła biec w moją stronę.
Rzuciła się na mnie, ale ja odsunąłem się niepewnie.
-Annabeth ja bardzo cię...
-Ciii -Przerwała mi. -Jesteśmy razem Glonomóżdżku. Teraz to się liczy.
Po tych słowach złożyła na moich ustach namiętny pocałunek.





No i kolejny do kolekcji :)
Jeśli macie jakieś życzenia związane
z kolejnym rozdziałem
to piszcie ja was chętnie
"wysłucham"
Czytasz? KOMENTUJ

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 34

*Percy*
Reyna dała nam czyste ubrania po czym poszliśmy na śniadanie.
Córka Bellony razem z Oktavianem ogłosili nasze przybycie. Z tego co usłyszałem przydzielili nas do piątej kohorty.
-Cześć - Przysiadł się do nas jakiś chłopak. -Jestem Frank Zhang, a wy to Percy i Hazel. Tak?
Pokiwaliśmy głowami . Przez całe śniadanie rozmawialiśmy z nowo poznanym kolegą, który okazał się synem Marsa.
-Percy. -Podeszła do nas Reyna z blondaskiem. -Teraz będziecie oceniani.



***
Pretorka Nowego Rzymu wytłumaczyła
nam, że będziemy walczyć na specjalnej arenie. Pierwsza była Hazel, której poszło nieźle.
-Teraz ty. Zobaczymy co potrafisz. - Zaśmiał się syn Apolla.
-Na początek coś łatwego...
-Nie. -Przerwałem jej- Chcę waszego najlepszego wojownika.
-Chcesz zginąć za pierwszym razem? -Prychnął Oktavian.
-Zamknij się i pokaż kto tu jest najlepszy.
-Zawolajcie Markusa.
Po chwili przyszedł jakiś umięśniony brunet.
-Jestem Markus Bell syn Marsa oraz najlepszy wojownik Nowego Rzymu.
-Super. Pokaż co potrafisz.
-Najpierw wybierz broń. 
Z tłumu wyszła dziewczyna z tacą na której znajdowały się łuki, sztylety i miecze.
-Dziękuję, ale będę walczył swoją. -Wyciągnąłem Orkan z kieszeni.
-Ale ty wiesz że to długopis? -Odezwał się Frank.
-No tak. -Odetkałem zatyczkę i w mojej ręcę urusł miecz z niebiańskiego spiżu.
-Jeszcz nikt ze mną nie wgrał.
-Może dziś się to zmieni. -zaśmiałem się.
Syn Marsa ruszył na mnie , a ja zrobiłem unik.
-Będziesz tak uciekał?
Zamachnął się na mnie. Odbiłem jego cios, zrobiłem obrót oraz podciąłem mu nogę.
Zablokowałem jego kolejne uderzenie po czym dostał w głowę płazem mojego miecza. Wyłożył się na ziemi, a wszyscy zaczęli bić mi brawo.
Reyna otrząsnęła się z szoku. -Wszyscy do swoich zajęć, a ty Percy chodź ze mną






***


Weszliśmy do pomieszczenia.
-Zrobiłem coś nie tak?
-Nie poprostu chcę z tobą porozmawiać.
-Ale o czym?
-Jak wiesz w Nowym Rzymie są pretorzy.
-Ale ty jestę jedna.
-Dokładnie pare miesięcy temu zaginął Jason - Po tych słowach posmutniała.
-To był twój chłopak?
-Nie, ale często pretorowie zakochują się w sobie.
-Zrobiło mi się jej żal. -Przykro mi.
-Nieważne. Poprostu jesteś świetnym wojownikiem i masz wiele innych cech, więc chciałam się zapytać czy nie zostałbyś pretorem.
-Schlebiasz mi tylko, że ja tutaj nie zostane.
-Przykro mi, ale teraz należysz do kohorty. Nie opuścisz Nowego Rzymu -Po tych słowach wyszła.



*Annabeth*
-Spokojnie. -Piper próbowała użyć czromowy.
-Nic nie rozumiesz. Mija już drugi dzień, on nie wrócił.
-A co jeśli Hades żartował?
-To niemożliwe. Widziałaś jacy bogowie byli wściekli?
-Nawet jeśli to mówiłaś, że Percy jest świetnie wyszkolony, więc nic mu nie będzie.
-Tak, ale on ma też glony w mózgu. -Zaśmiałam się.- Wyruszę go poszukać.
-Annabeth uspokuj się. Bądź rozsądna. Poczekamy jeszcze jeden dzień. Potem się zobaczy.




*Percy*
Zauważyłem Hazel i Franka rozmawiających ze sobą.
Podbiegłem do nich od tyłu, złapałem za koszulki i pociągnąłem w stronę uliczki.
Frank napiął łuk. -Spokojnie to tylko ja.
-Percy? Na Marsa mogłem ci coś zrobić.
-Musicie mi pomóc.
-Ale w czym?
-Muszę się dostać na Long Island. Pomożecie?
Odrazu się zgodzili.
-Tylko, że granic obozu strzeże Terminus.
-A górą? -Zapytałem.
-Mogłoby się udać, ale jak...
-Ciii przerwałem mu i skupiłem się.
Koło nas wylądowały trzy pegazy.
-Przedstawiam wam mojego pegaza . To jest Mroczny.
Wzbiliśmy się w powietrze i polecieliśmy w stronę mojego domu.






Jest rozdział.
Czy tylko mi się on nie podoba?
Czytasz? KOMENTUJ


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 33

*Percy*
-JACKSON!!!- Usłyszałem zimny głos Hadesa.
Wszedłem sali tronowej. -Czego?!
-Grzeczniej do wuja bo pożałujesz.
-Co mi zrobisz? Już jestem w piekle.
-Uwierz mi mogę dużo. -Zaśmiał się. -Mam dla ciebię prezent.
-Prezent? Dlaczego?
-Bo Demeter wyjechała. Żegnaj owsianko! -Wykrzyczał. -A jeśli chodzi o niespodziankę to przewrócę ci życie.
Tak za nic?
-Nie przesadzajmy aż taki dobry nie jestem. Musisz coś dla mnie zrobić.
-A jeśli odmówie?
-Wtedy nigdy jej nie zobaczysz. -Pstryknął palcami i kołomnie zamigotał obraz Ann. Szła ubrana na czarno na twarzy miała lekki makijaż. Nawet w podziemiu mogłem dostrzec jej piękno -Szkoda by było gdyby znalazła sobie kogoś innego. Prawda? Na przykład ten Jason. Chcesz żeby zajął twoje miejsce?
Zacisnąłem pięści. -Co mam zrobić?
-Wiedziłem że się zgodzisz. -Na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. -Tak się składa, że mam tutaj córke. Chcę żebyś ją zaprowadził do obozu.
-I tyle?
-Nie zupełnie. Nie do twojego tylko do obozu Jupiter.
-To jest jakiś inny?
-Tak. Rzymski. Tylko nie mów tam, że jesteś synem Posejdona.
-Dlaczego?
-Bo cię zabiją matołku. Musisz powiedzieć, że jesteś od Neptuna.
-To wszystko? -zapytałem już trochę znudzony.
-Tak idź na łąki Asfodelowe i zapytaj o Hazel. Gdy ją znajdziesz otworzę portal.

Wyszedłem z sali. Głupi Hades. Głupia śmierć. Usłyszałem grzmot. Czy to wogóle możliwe?
W drodze na łąki po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie. Czy Ann mi wybaczy? Bo co mi po powrocie jeśli jedyna osoba którą kocham nie będzie chciała mieć ze mną doczynienia.
Podszedłem do strażników. -Widzieliście Hazel?
-Kto pyta?
-Percy Jackson. Przysyła mnie Hades, więc jeśli nie chcecie zostać przerobieni na zabawkę dla Cerbera ruszcie kościste dupy i pokażcie mi gdzie ona jest.
Przerażeni wskazali na dziewczynę siedzącą pod drzewem.
Podbiegłem do niej szybko. -Cześć Hazel jestem Percy.
-Skąd znasz moje imię?
-Twój ojciec mnie przysłał. Chodź zabiorę cię stąd.- Podałem jej rękę.
Przed nami otworzyło się przejście. Weszliśmy w nie niepewnie.



*Jason*
Zauważyłem, że Piper wychodzi z domku, więc szybko do niej podbiegłem.
-Hej.
Nic nie odpowiedziała tylko poszła dalej.
Złapałem ją za rękę.
-Co? -Zdziwiła się. -O. Cześć. Nie zauważylam cie.
-Zdąrzyłem się połapać. O czym tak rozmyślasz?
-Myślę o tym co się ostatnio wydarzyło.
-No to trzeba cię od tego odciągnąć. Chodź.
-Ale gdzie?
-Na spacer. -Zaśmiałem się.
Przez chwilę szliśmy w ciszy.
-Pipes. -Zacząłem. -Bo ja od dawna się zbieram żeby ci coś powiedzieć.
-Co takiego?
-Bo ja cię lubię.
-Tak ja też. -Uśmiechnęła się. -Muszę już iść.
Odwróciła się, a ja ją złapałem za nadgarstek. -Nie w tym sensie. -Pocałowałem ją.
-Jason czy ty...
-Tak. -Przerwałem jej. -Piper zostaniesz moją dziewczyną?
Żuciła mi się na szyję. -Co tak długo?
Przez niebo przeszła błyskawica i zaczęła bić koncha na niespodziewane zebranie, więc pobiegliśmy w stronę wielkieg domu.



*Piper*
Wbiegliśmy do środka. Nawet Ann tam była.
-Chejronie co się dzieje?
-Nie mam pojęcia, ale trzeba skontaktować się z radą. -Wrzucił drachme w mgiełkę i kazał się. połączyć- Zeusie co się stało?
-Nie mam czasu wam wszystkiego wyjaśniać, ale to co zrobił mój brat jest karygodne.
-Posejdon?
-Nie Hades. Chociaż Posejdon też jest winny.
-Dobrze dziękuję. -Centaur machnął ręką i wrzucił kolejną monetę. -Zbankrutuję niedługo.
-Co za zaszczyt mnie spotkał. -Zaśmiał się pan podziemia.
-Bogowie są wściekli. Hadesie co zrobiłeś?
-Jak to co? Wypuściłem go



*Percy*
Przeszliśm przez rzekę. Przed nami zgromadziła się armia uzbrojonych półbogów.
-Kim jesteście? -Do przodu wystąpiła jakaś dziewczyna.
-To jest Hazel Levesque córka Plutona, a ja jestem Percy Jackson syn Neptuna.
-Neptuna? -Powiedział jakiś wychudzony blond. -Udowodnij.
Uniosłem rękę i skierowałem wodę prosto na niego. Chłpak upadł cały mokry. -Teraz mi wierzysz?
-Dobrze. -Znowu odezwała się dziewczyna- Możecie zostać.
-Nie dokińca. Ja tylko przyprowadziłem Hazel.
-Żartujesz sobie. -Wtrącił chucherko. -Nie wyjdziesz stąd bez mojej zgody.
-Bo co mi zrobisz?
-Jestem Oktawian. Pretor...
-Nie jestes pretorem. -Przerwała mu.
-Ale będę. Tak czy inaczej zabije cię.
-Mam się bać?
-Powinieneś.
-Powiedział koleś z pluszakiem w ręce. -Zaśmiałem się.
-Ty mały...
-Spokój! Jestem Reyna córka Bellony i proponuje żebyś został na noc. Potem się zobaczy.
Ponieważ byłem zmęczony przystałem na jej propozycje i razem z Hazel ruszyliśmy za rzymianką.




Pomimo tego, że
czuję się fatalnie to
wstawiam wam rozdział.
Za bardzo was kocham <3
Czytasz? KOMENTUJ


Króciutkie info

Chciałam wam wstawić dzisiaj
rozdział, ale nie dam rady.
Powód? 
Boli mnie głowa, brzuch i wymiotuję.
Bardzo was przepraszam :(
Błagam o wybaczenie

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 32

Zabraliśmy ciało Percy'ego do obozu.
Chejron ogłosił śmierć syna Posejdona przy kolacji. Koordynator odwołał  też wszystkie treningi i ogniska do końca tygodnia, ale nikt nie miał mu tego za złe. Pierwszy raz widziałam tylu ludzi pogrążonych w smutku i rozpaczy.
Kuźnie Hefajstosa ucichły, dzieci Aresa przestały walczyć, wandale od Hermesa nie kradły. Nawet córeczki Afrodyty przestały martwić się o swoją fryzurę.
Jednak najbardziej szkoda mi było Annabeth.
Biedaczka siedziała w domku Posejdona wypłakując się w poduszkę i wzdychając z tęsknoty za swoim chłopakiem.
Postanowiłam do niej pójść.
Zapukałam delikatnie w drzwi. Córka Ateny mi je otworzyła.
-Hej
-Hej. -Odpowiedziała zachrypniętym głosem.
-Mogę wejść?
Wpuściła mnie do środka. Nigdy nie byłam w domku Percy'ego. Wyglądał jak dno oceanu i pachniało tu morską bryzą. Tylko jedno łóżko wyglądało jakby ktoś go używał. Na szafce stało zdjęcie dwojga nastolatków patrzących na siebie z miłością.
-Pamiętam ten dzień. -Odezwała się. -Percy zrobił piknik.
Zauważyłam że uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tamtej chwili.
-Musiał być wspaniały.
-Był.
Usiadłam na łużku, a Annabeth oparła głowę o moje ramię.
-To wszystko moja wina.
-Nie mów tak.
-Ale to prawda. Gdybym wtedy nie wyszła z hotelu...
-Przestań. -przerwałam jej. -Fata są okrutne, ale wszystko będzie dobrze.
-Bez Glonomóżdżka nie będzie. -Łzy napłynęły jej do oczu. -Gdyby coś takiego stało się Jasonowi też byś tak mówiła.
-Tylko że Jason i ja...
-Tak wiem. -Przerwała mi. -Ale widzę jak na niego patrzysz. To samo widziałam w oczach Percy'ego.
Córka Ateny się rozpłakała.
-Nie płacz. -Powiedziałam łagodnie.
 -Na jutro musisz być piękna. Dla niego.



*Annabeth*
Dlaczego wszyscy mnie okłamują? Mówią, że będzie dobrze chociaż ja wiem że nie będzie. 
Oddałabym wszystko żeby móc go przytulić, pocałować albo usłyszeć jego ciepły głos. Jak szepcze mi do ucha "Kocham cię". 
Przyjrzeć się jego zielonym oczom w ktore mogłabym patrzeć godzinami.
Teraz są zamknięte.
Z wielką niechęcią wstałam żeby się ubrać. Wolałabym żeby ten dzień nigdy nie nastąpił.
Ubrałam czarną sukienkę do kolan, buty na niskim obcasie i nałożyłam lekki makijaż żeby ukryć czerwone od płaczu oczy . Poczym wyszłam z domku.




***

-Chejronie mogę się z nim pożegnać?
-Nie mam nic przeciwko.
Weszłam do pokoju  w którym stała trumna.
Percy wyglądał tak niwinnie. Zupełnie jakby spał.
-Ty nie umarłeś. -Zaczęłam do niego mówić. -Ty poprostu zasnąłeś. A teraz proszę obudź się.
Chciałam położyć dłoń na jego policzku, ale nie mogłam ponieważ jego ciało zaczęło migotać. Zawołałam koordynatora. 
Centaur spojrzał z przerażeniem na rozmywającą się postać mojego chłopaka.
Po chwili w trumnie została tylko karteczka.


Dziękujemy za skorzysanie z naszych usług.
HADES- i śmierć staje się piękniejsza.



-Nie dobrze -Zaczął z przerażeniem Chejron. -Jeśli Hades zabiera ciało do krainy cieni to oznacza że będzie chciał go torturować.




No i jest. Ja taka dobra
Dramaty idą mi szybciej :)
Czytasz? KOMENTUJ




piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 31

*Annabeth*
Ile można czekac na Thalię? A gdy w końcu się zjawiła to co? Wzięła tych nowych.
-Po co oni tutaj?
-Jason powiedział, że powie Chejronowi jeśli ich nie weźmiemy.
-Super. Jeszcze masz brata szantażystę.
-Ej my chcemy tylko pomóc. -Odezwał się.
-Prosiłam cię o zdanie? Cyba nie. -Warknęłam
-Dwójka dzieci Zeusa jest lepsza od dwóch dziewczyn.- Pozostała dwójka jego kolegów się przypatrywała.
-Świetnie w dodatku się wywyższa. Jeśli tak bardzo chcesz iśc to zamknij jadaczkę. - Ruszyłam do przodu.
-Gdzie idziemy? -Tym razem odezwała się Thalia.
-Do sklepu cioci Em.
-Co?! Skąd wiesz, że tam go znajdziemy?
-Percy powiedział, że wszędzie są posągi. Tak?
-Tak. Ale co ma z tym wspólnego sklep?
-Gdy byliśmy na pierwszej misji ciocia Em zwabiła nas do swojego sklepu.
-No i co?
-Nie rozumiesz? Cioci Em czyli Meduza.
-Czyli idziemy do kryjówki Meduzy? - Wtrąciła Piper.
-Dokładnie.
-A skąd wiesz, że twój chłopak nie został zmieniony w kamień?
-Bo gdy Percy ostatnim razem odciął jej głowę trafiła do tartaru i jeszcze nie zdążyła się odrodzic.
-No dobra. A daleko to?
-Godzina drogi stąd, więc trzeba znaleźc miejsce na noc.
-Tam chyba jest łąka. - Tym razem odezwał się Leo
-Świetnie, więc chodźmy.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
-Wezmę pierwszą warte. - Ale ten Jason mnie wkurza.
-Na pewno nie. Ja wezmę warte.
-Rozumiem, że mnie nie znasz i mi nie ufasz, ale to nie powód...
-Nikomu nie ufam. - Przerwałam mu. - Na to trzeba zasłużyc.
-To prawda. - Wtrąciła Thalia - Najlepszym przykładem jest Percy.
-Jak to? - Odezwała się córka Afrodyty.
-Nie ważne.
-Ann nie lubi o tym mówic. Lepiej ja wezmę pierwszą warte.
-Dobra Thalia, ale jeśli coś będzie nie tak masz mnie obudzic.
Położyłam się i momentalnie zmorzył mnie sen.
Znalazłam się w białym pokoju. Deja vu?
Jak to ja zaczęłam podziwiac wystrój. Dopóki do pomieszczenia nie weszła Atena.
-Mamo co ty tutaj robisz?
-Muszę cię ostrzec.
-Ostrzec? Ale przed czym?
-Przed synem Posejdona.
-Co?!
-Nie pomożesz mu. On nie jest tym za kogo się podaje.
-Przestań! - Łzy napłynęły mi do oczu. - To jest MÓJ Percy. On nigdy nie zrobiłby nic złego.
-Mylisz się, Teraz już nie jest twój.
-Proszę przestań! - Wybuchłam płaczem. - Mówisz tak tylko dlatego bo nie chcesz żebym z nim była.
-Robię to dla twojego dobra, -Zaczęła się rozmywac. -Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
-Annabeth. Annabeth obudź się.
-Thalia coś się dzieję? - Otworzyłam oczy
-Nie. Już rano musimy iśc.
-Dobra już wstaję.




***

Dotarliśmy na miejsce. Gdzie jest Glonomóżdżek?
-Annabeth. - Percy wyszedł zza posągu. - Miło cię widziec.
-To jest twój chłopak? - Odezwał się Jason.
-Były chłopak. - Zaśmiał się. - Naprawdę nie sądziłem, że się na to nabierzesz.
-Percy co się z tobą stało?- Oczy zaczęły mnie piec.
-Skończyłem bawic się w bohatera. - Jego oczy rozbłysły. Nie były już w kolorze oceanu jak te w których się zakochałam. Teraz były złote.
-Glonomóżdżku proszę wróc.
-Nie nazywaj mnie tak! - Przez chwilę wyglądał normalnie. - Załatwcie wszystkich, ale blondynkę zostawcie mi.
Dopiero po chwili zauważyłam, że moich przyjaciół otoczyły potwory.
Percy zaatakował mnie. Odbiłam jego cios sztyletem.
-Obudź się.
-Nie przestań! - Nie mówił do mnie. On kłócił się ze sobą.
Skorzystałam z okazji i uderzyłam go płazem w głowę.
Jego oczy odzyskały normalny kolor.
-O bogowie! Co ja narobiłem.
-Już dobrze.
-Nie!- Zaczął biec w moją stronę.
Percy zakrył mnie swoim ciałem i przyjął cios potwora na siebie.
Upadł na kolana. - Annabeth proszę. Proszę wybacz mi.
Zdążyłam go złapac zanim osunął się na ziemię.
-Dajcie ambrozję. Szybko!
-Nie ma sensu. -Thalia do mnie podeszła. -On nie żyje.









Jest rozdział.
Tam tam tam
Uśmierciłam Persiaka.
Możecie mnie shejtowac 
Pozwalam wam.
Czytasz? KOMENTUJ

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 30

Rozdział dedykuję 
Agnes Jackson i Kochanemu Anonimkowi.
Dziękuję za to że mnie wspieracie <3


*Thalia*
Gdy Chejron powiedział, że ten nowy jest moim bratem prawie połknęłam łyżkę.
-To.. -podszedł do mnie. -jesteśmy rodzeństwem.
-Na to wygląda.
-A Zeus ma więcej dzieci? -Usiadł naprzeciwko mnie.
Nie. Gdzie ty byłeś przez ten czas?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Nie pamiętam. A reszta z wielkiej trójki też ma dzieci?
-Tak Nico jest od Hadesa.
Rozejrzał się dookoła. -A dzieci Posejdona jedzą w wodzie? -Zaśmiał się.
-To nie jest śmieszne. -Wstałam od stolika.
-Przepraszam nie chciałem cię urazić.
-Nie ważne.
Skierowałam się w stronę domków żeby sprawdzić co z Ann.


*Annabeth*
Odkąd wróciliśmy nic tylko przeszukuje mój laptop.
-Coś tutaj musi być.
Znalazłam tylko program "Architektura i ja", więc dodałam go do zakładek.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Do środka weszła Thalia.
-Hej. Jak się czujesz?
-Nie najlepiej.
-A znalazłaś coś.
-Nie, ale napewno znajdę.
-Annabeth. -Usłyszałam głos Percy'ego. Połączył się przez iryfon. -Błagam pomóż mi. Nie wiem co się dzieje.
-Gdzie jesteś?
-Nie wiem naprawdę, ale proszę wymyśl coś.
-Uspokuj się i powiedz co widzisz.
-Posągi pełno ich tu. Proszę pośpiesz się.
Połączenie zostało przerwane. Spojrzałam na przerażoną córkę Zeusa.


*Percy*
-Przekazałeś im?
-Jasne skarbie. -Podszedłem do Phoebe.-Już niedługo wpadną w naszą pułapkę.
-Doskonale. -Pocałowała mnie. -A teraz idę pokazać tym głupim telchinom co mają zrobić.
-Albo...- Złapałem ją w pasie. - możemy się zabawić.
-Nie możemy. Musimy przygotować wszystko na przyjęcie naszych gości.
-Ta banda głupków może poczekać. -Pocałowałem ją.
-Kochanie nie mów tak o swich głupich przyjaciołach.
-To nie są moi przyjaciele- warknąłem.
-Dobrze przepraszam. Naprawdę muszę już iść.
Córka Nemezis odeszała, a mi zaczęło wirować. Usłyszałem głos w głowię.
-Percy obudź się. Nie jesteś sobą. -To był głos Posejdona.
-Zamknij się! -Wykrzyczałem.
-Synu otrząśnij się z tego. Pomyśl o Annabeth.
-Nie przestań! -Złapałem się za głowę. -Jestem teraz nowym Percym. Nie możesz mnie kontrolować.
-Percy ktoś przytępia twoje zmysły. Jesteś ich marionetką.
-Wyjdź z mojej głowy! -Wszystkie zbiorniki wokół  eksplodowały a ja  osunąłem się na podłogę.


*Thalia*
-Annabeth uspokój się.
-Ty nic nie rozumiesz. Ja muszę mu pomóc.
-Dobrze pójdziemy do Chejrona.
-Nie on powie że to zbyt niebezpieczne.
-Więc co chcesz zrobić?
-Wymkniemy się w nocy.
-Dobrze spotkamy się pod sosną.
Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do domku Zeusa.
Weszłam do środka. Jason siedział na swoim łóżku.
-Hej. Gdzie byłaś?
-U Annabeth.
-Jak się czuję. - wziął zdjęcie z mojej szafki- Kto to?
-Percy. -Uśmiechnęłam się. To zdjęcie zostało zrobione gdy dołączyłam do łowczyń.
-Nic nie szkodzi. Położe się.


***
Wstałam po cichu, wzięłam plecak i już miałam wychodzić.
-Gdzie się wybierasz?






Rozdział miał być w piątek,
ale nudzi mi się, więc
wstawiam dzisiaj :)
Jeszcze raz dziękuję
Agnes i Kochanemu Anonimkowi <3
Czytasz? KOMENTUJ