czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 49



*Annabeth*

Otworzyłam szeroko oczy, brunet objął mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć na szczęście udało mi się uwolnić jedną rękę i wkładając w to całą siłę odepchnęłam go od siebie.
Popatrzył na mnie ze zdziwioną miną, a ja za nim się obejrzał zamachnęłam się i uderzyłam go z pięści w twarz tak, że upadł na ziemię.
-Kto ci do cholery pozwolił mnie całować?! -Zaczęłam krzyczeć.
Zaczął się podnosić, z jego nosa leciała krew. Nie trzeba być dzieckiem Apolla żeby wiedzieć, że jest złamany. - Przepraszam, myślałem, że tego chcesz.
-Dlaczego miałabym tego chcieć?
-Wszystkie chcą. - Uśmiechnął się, co przez zakrwawioną twarz wyglądało jak uśmiech psychopaty.
Podeszłam bliżej niego. - Jeszcze raz się do mnie zbliżysz to przysięgam na Styks, że skończy się to dużo gorzej. -Zaczęłam odchodzić.
-Miałaś mnie odprowadzić! - Krzyknął za mną.
-Wycieczka skończona!
Zaczęłam iść w stronę areny. Tak mnie zdenerwował, że musiałam się na czymś wyżyć.
Podeszłam do manekina i zaczęłam walić w niego z całej siły.
-Głupi Percy, głupi plan, głupi chłoptaś, głupi bogowie...
-Annabeth wszystko w porządku? -Emily stała tuż obok.
-Nie widać? - Zaczęłam uderzać jeszcze mocniej.
-Właśnie nie.
-Nie możecie mnie po prostu wszyscy zostawić w spokoju? - Rzuciłam nawet na nią nie patrząc.
-Okej, chciałam ci tylko powiedzieć, że Chejron rozmawiał z Percym ale już sobie idę skoro cię to nie obchodzi.
-Nie obchodzi mnie to... chwila, co? Zaczekaj! -Złapałam ją za nadgarstek. -Co powiedział?
-Myślałam, ze cie to nie obchodzi?
-Emily - spojrzałam na nią gniewnie - co powiedział?
-Lepiej porozmawiaj o tym z Chejronem. - Zaczęłam biec w stronę wielkiego domu. -Ale najpierw się przebierz!
-Co?
-Wyglądasz tak jakby ktoś wylał na ciebie wiadro wody.
-Masz racje -Powiedziałam z niesmakiem po czym pobiegłam w stronę domku Ateny.
Wyciągnęłam z szafki czystą obozową koszulkę i pierwsze lepsze szorty po czym wybiegłam z domku i pognałam do wielkiego domu.
Koordynator siedział na werandzie w swojej ludzkiej postaci, nie wyglądał za dobrze.
-Co się stało? - Zapytałam z przerażeniem.
-Musimy na spokojnie porozmawiać.
-Nie możesz jej po prostu powiedzieć prawdy? - Ze środka wyszedł Pan D. z puszką dietetycznej coli, a ja spojrzałam na niego oczekując na więcej informacji, - Twój chłoptaś zamierza przyjąć Kronosa, a potem go zabić.
-Co?! - Spojrzałam na centaura. - Chejronie nie możemy na to pozwolić, on tego nie przeżyje!
-Mało tego kazał ci przekazać żebyś o nim zapomniała i nie próbowała go powstrzymać. -Ciągnął bóg wina.
-Przykro mi ale obawiam się, że nie jestem w stanie nic zrobić, wciąż nie wiemy gdzie jest z resztą powiedział wyraźnie, że nie potrzebuje pomocy.
-Więc po tym wszystkim tak po prostu dasz mu umrzeć?!
-Nie mamy innego wyjścia.
-Jesteś taki sam jak ta grupa baranów na Olimpie! Jesteście do niczego! -Usłyszałam grzmot ale nie przejęłam się nim.
-Annabeth nie to miałem na myśli...
-W dupie mam to co miałeś na myśli - Rzuciłam i zaczęłam biec prosto przed siebie.















Kolejny rozdział jeeej
A tak serio to kompletnie nie miałam na niego pomysłu
także sorki jeśli jest do bani.
To chyba tyle no i oczywiście pamiętajcie o komentarzach



poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 48

*Annabeth*

Trzy dni, minęły już trzy dni i ani jednej wiadomości od Percy'ego. Odkąd go nie ma każdy mój dzień wygląda tak samo, a mianowicie przesiadywanie godzinami w wielkim domu i czekanie na jakikolwiek znak od Glonomóżdżka. Oczywiście nie jestem sama ponieważ Chejron kazał Emily mnie pilnować na wypadek gdybym chciała uciec. Naprawdę nie wiem dlaczego uważa, że mogłabym opuścić obóz bez jego wiedzy. No dobra w sumie to wiem.
-Dobre wieści - odezwała się córka Posejdona, która właśnie weszła na werandę - dzieci Hefajstosa spróbują naprawić lokalizator Percy'ego z głównego komputera,
No tak. W wielkim domu są dwa główne komputery w pokoju na piętrze, tak zwane
 "Centrum Dowodzenia" i oczywiście wie o nim tylko nieliczna grupka osób.
Chciałam się zapytać o szczegóły ale w tym samym momencie podszedł do nas Chejron.
-Mamy nowego obozowicza, więc chciałbym abyś ty Annabeth go oprowadziła po obozie.
-Dlaczego ja? - Zapytałam obojętnie.
-Ponieważ potrzebujesz odpoczynku, od paru dni tylko tutaj siedzisz.
-Nieprawda chodzę przecież do pawilonu. - Centaur spojrzał na mnie gniewnie. -No dobra, gdzie on jest?
-Czeka przy łazienkach.
Wstałam powoli z krzesła i zaczęłam iść tam gdzie pokierował mnie koordynator. Na miejscu zobaczyłam wysokiego bruneta.
-Hej - Uśmiechnął się.
-Daruj sobie, po prostu chodź za mną i słuchaj bo dwa razy nie będę powtarzać.- Powiedziałam oschle po czym ruszyłam do przodu.






*Percy*

Od paru dni siedzę zamknięty w jakimś pokoju, nawet nie wiem gdzie jestem.
Spojrzałem na zegarek, który wciąż pozostaje wyłączony, nie mogę dopuścić do tego aby ktoś dowiedział się jakie on ma właściwości.
Chciałbym zobaczyć Annabeth ale wiem, że to nie jest najlepszy pomysł, jeszcze naszłyby mnie wątpliwości co do planu.
Usłyszałem jak ktoś przekręca zamek i drzwi się otworzyły po czym do pokoju weszło dwóch chłopaków, jeden związał mi ręce, a drugi zawiązał oczy i zaczęli gdzieś prowadzić.
Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce zdjęli mi przepaskę z oczu, a przede mną stała Phoebe.
-Przemyślałeś moją propozycje?
-Tak ale raczej nie skorzystam. słabo opłacalny interes i ta cała idea zniszczenia świata. To chyba nie dla mnie.
-Jeszcze zmienisz zdanie. - Powiedziała ledwo nad sobą panując.
-Rozumiem, że jesteś zła ale odpuść, Wrócimy do domu, wyprawie ci przyjęcie powitalne, sprowadzę jednorożce, co zechcesz.
-Zamknij się. -Warknęła. - A wy włączcie telewizor.
-Jak miło, wypożyczyłaś film? Wiedziałem że... - Nie dokończyłem ponieważ to co zobaczyłem na ekranie odebrało mi mowę.
Annabeth stała z jakimś brunetem pod moim domkiem po czym on się nachylił
 i zaczęli się całować. - Telewizor się wyłączył.
-Może to pomoże ci w podjęciu dobrej decyzji. - Córka Nemezis uśmiechnęła się krzywo.
Tysiąc pytań zaczęło kłębić mi się w głowie.
Dlaczego to zrobiła? Myśli, że nie żyję? Może już nic do mnie nie czuje? Jedno jest pewne, to tylko rozwiało moje wątpliwości co do mojego planu.
Skierowałem wzrok na Phoebe, - Zgoda. Przyjmę Kronosa.








***
I jak? Może być?
Ktoś chce mnie zabić? Jeśli tak to bardzo proszę. (Tylko tak przed sprawdzianem z matmy)
Zastanawia mnie czy ktoś się spodziewał takiego obrotu sytuacji xD
Jak myślicie. co będzie dalej?
Utworzyłam fan page na fejsie, więc teraz możecie być na bieżąco
Paula córka Posejdona - Lajkujcie bo lajki życiem
Czytasz? - Komentuj





wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 47

*Emily*

Po tym jak przeszukaliśmy połowę Manhattanu w bezskutecznym poszukiwaniu mojego braciszka, zabrałam Annabeth siłą do obozu, a ona odbiegła bez słowa w stronę domków, nawet nie zdążyłam jej niczego wyjaśnić. Pozostała mi tylko nadzieja, że nie zdąży niczego zepsuć. Chciałam pójść w stronę domku Posejdona ale gdy tylko się ruszyłam momentalnie syknęłam z bólu.
Podwinęłam lekko moją koszulkę i dopiero potem zauważyłam siniaki na moich żebrach, następnie delikatnie podciągnęłam nogawkę i zobaczyłam krew płynącą z rany na nodze.
Jakim cudem wcześniej nic nie czułam?
Kuśtykając i sycząc z bólu ruszyłam w stronę szpitala po trochę ambrozji.

Gdy córka Ateny nie pojawiła się na kolacji zaczęłam się niepokoić, więc podeszłam do Piper, która siedziała razem z innymi dziećmi Afrodyty.
-Rozmawiałaś dzisiaj z Ann? - Zapytałam nawet się nie witając.
-Miałam taki zamiar ale nawet nie otworzyła mi drzwi. Coś się stało?
No tak nikt nie wie, że Percy'ego nie ma. -Nic.
Muszę szybko porozmawiać z Annabeth zanim zrobi coś głupiego. W jednej chwili stanęłam jak wryta. Jak na przykład ucieczka z obozu.
Córka Ateny skradała się dyskretnie obok drzewa Thalii.
Ruszyłam biegiem ile sił w nogach, w ostatniej chwili złapałam ją za nadgarstek.
-Co ty do cholery wyprawiasz?!
-Idę szukać Percy'ego. Nie widać? - Zaczęła wyszarpywać rękę z mojego uścisku.
-Jaja sobie robisz?
-Może nie znasz go tak długo jak ja ale powinno ci na nim choć trochę zależeć.
-Twierdzisz, że mi na nim nie zależy?! - zaczęłam krzyczeć - Nie po to wysyłali mnie tutaj aż z Olimpu żebyś ty wszystko zepsuła!
-Co?!
Spojrzałam na nią gniewnie po czym zaczęłam wlec za sobą.
-Dokąd idziemy?
-Do Chejrona.

Byłam tak zdenerwowania, że wpadłam do wielkiego domu jak burza. Pan D., który akurat schodził z piętra ze zdziwienia upuścił puszkę z dietetyczną colą.
Centaur siedział w swoim gabinecie na swoim wózku inwalidzkim.
-O co tutaj chodzi?!
-Uspokój się - zaczął- Emily ci wszystko opowie.
Jasne najlepiej najgorszą robotę przydzielić mi.
Wzięłam głęboki wdech jakbym się bała, że w każdej chwili może się
skończyć tlen. -Porwanie Percy'ego było tylko i wyłącznie częścią planu.
-Jakiego do cholery planu?
-Wiedzieliśmy, że Phoebe prędzej czy później znów będzie próbowała porwać Percy'ego. Dlatego Zeus przydzielił nam tę "misję".
-Chcesz powiedzieć, że specjalnie wysłaliście go na pewną śmierć?!
-W pewnym sensie. Zegarek, który dostał od Posejdona ma wbudowany nadajnik oraz komunikator, więc wiemy gdzie jest i w każdej chwili możemy się z nim skontaktować.
-Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?
-Percy nam nie pozwolił.
-Czyli on o wszystkim wiedział?
-On to wszystko wymyślił.
-Glonomóżdżek, co zrobił?
-Czasami jest mądrzejszy niż myślisz.
-A kontaktował się już z wami?
-Niestety nie -Chejron spuścił głowę - w dodatku nawalił nam komunikator.











Wróciłam! wgl ktoś tutaj jeszcze został? Mam nadzieję, że tak :)
Możecie mi powiedzieć co wam się nie podoba i takie tam.
Czytasz?- Komentuj